niedziela, 24 stycznia 2016

24. Battle for the sun


Vegeta nie przybył z odsieczą.
Następną rzeczą, jaką Bulma zaobserwowała, była pomarańczowa smuga oznaczająca, że Gohan dołączył do walki. Gdyby nie brak charakterystycznej fryzury, kobieta mogłaby uznać, że to sam Goku wrócił z odmętów kosmosu, by jak zwykle w ostatniej chwili uratować sytuację. Materiał sfatygowanego gi furkotał w powietrzu, gdy młodzieniec przedzierał się przez gąszcz włosów monstrum. Demoniczne pasma zdawały się przybierać na sile i wigorze wraz z coraz mocniej zacinającym deszczem. Gohan prawie nie dotykał ziemi, przemieszczając się pomiędzy nimi niczym pomiędzy promieniami lasera.
Włosy wylęgały się z rozłupanej czaszki kobiety i rozciągały wokoło jak macki krwiożerczego Krakena. Gohan nawet jako dziecko nie bał się morskich potworów, ale gdy teraz widział pasma unoszące się aż po niebo i z impetem opadające na jego głowę zaczynał rozumieć, jak musieli się czuć ci wszyscy marynarze, których czekał koniec w otworze gębowym prosto z piekieł. Już sam mulisty zapach deszczu przyprawiał go o mdłości.
 Przeskoczył celujące w niego pasmo i obracając się kilkakrotnie w poziomie przeleciał nad gęstwiną pełzających po podłożu włosów. Gdy następne pasmo, tym razem grubości pnia drzewa, zamierzyło się na jego twarz, pochwycił je w dłoń. W dotyku było tak samo oślizgłe, jak sobie wyobrażał, a na dodatek wiło się niczym gotowy do ataku wąż. Gohan zaraz też syknął z bólu i poczuł, jak od kontaktu z demoniczną istotą na skórze wychodzą mu pęcherze. Puścił włosy nim ich trucizna wyrządziła mu większą krzywdę i za pomocą pocisków ki zaczął torować sobie drogę do stojącej na wprost niego kobiety.
Spojrzała na niego zezowato i uśmiechnęła się upiornie, a z jej rozbitej głowy zaczęły wyłaniać się kolejne pasma włosów. Deszcz zacinał coraz mocniej i opędzający się od wrogich ataków Gohan nabierał pewności, że i on jest zatruty. Ziemia zaczęła parować, a widoczność stała się jeszcze bardziej ograniczona. Mimo to, chłopak niewiele myśląc uniósł do góry jedną rękę i pozwolił, by nad jego dłonią uformował się świetlisty dysk ki. Technika Krillana okazała się być strzałem w dziesiątkę – energia pomknęła przez sieć włosów, rozrywając ją na strzępy.
Gohan odetchnął z ulgą i zwrócił spoconą twarz do kobiety, a ta wreszcie raczyła przemówić:
- Ameonna* cię ostrzega! – zaskrzeczała, a kolejne pasma włosów zaczęły wylewać się z jej czaszki. – Spróbuj zniszczyć Ameonnę, a wróci po ciebie dziesięciokrotnie! Odetnij jedną głowę, a wyrosną dwie następne! – Wyciągnęła w stronę Gohana swoje pająkowate ramiona, a chłopak zmrużył oczy i sarknął:
- A jednak spróbuję! – Wystrzelony przez niego znienacka pocisk ki na dłużą chwilę skąpał wszystko w niebieskiej poświacie.
Siedemnastka poczuł, że krępujące go wysoko w powietrzu pasma wreszcie odpuszczają i runął na ziemię. Z głuchym uderzeniem wylądował na kolanach i zerwawszy bandanę, złapał się za czerwone od wrogiego uścisku gardło. Zaczął je rozmasowywać, jednocześnie siląc się na jakieś adekwatne do sytuacji przekleństwo. Niewiele brakowało i byłoby już po nim. Niedaleko niego Yamcha wyplątał się z kłębowiska włosów, które wcześniej wciągnęło go niczym bagno, i z trudem stanął na nogach. Skinął Gohanowi głową z wdzięcznością i wyciągnął dłoń do Siedemnastki, pomagając mu się podnieść.
Gohan spojrzał surowo na to, co pozostało z jego przeciwniczki. Ciało kobiety stopiło się pod wpływem zderzenia z wiązką ki, zostawiając po sobie jedynie dymiącą kałużę, a demoniczne włosy leżały rozrzucone na ziemi, mokre i nieruchome. Młodzieniec zmrużył oczy, wciąż nie będąc do końca pewnym, czy już należy świętować zwycięstwo. Jak jednak sprawdzić energię życiową wroga, skoro ten nie miał jej od samego początku?
Jego uwagę przyciągnęło bolesne jęknięcie Bulmy. Podbiegł do niej zaraz i uklęknął obok. Skrzywił się na widok dziury w jej ramieniu i wyłaniających się ze środka włosów, które jakimś sposobem nadal trzymały ją przy ziemi.
- Spokojnie, zaraz cię uwolnię. Trochę zaboli, ale tylko trochę – szepnął. Bulma potrząsnęła głową. Na jej bladej twarzy malowało się zdecydowanie.
- Ktoś inny się tym zajmie. Ty musisz pomóc Ttuce! – Gohan podążył za wzrokiem kobiety i spojrzał na płonące ruiny Capsule Corporation. Zmarszczył czoło, a Bulma zaraz zauważyła jego niechęć do tego pomysłu. – Szybko, ona tego na pewno nie przeżyje! Gohan, na litość Kamiego! Proszę cię!
Chłopak zacisnął zęby i stłumił pchający mu się na usta odgłos dezaprobaty. Wstał i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę pożaru, zastanawiając się jakim niby sposobem ma wydostać z niego Ttuce i przy okazji samemu nie spłonąć żywcem. Gdyby nie wizja stojącego przed nim zadania pewnie zacząłby się zastanawiać, dlaczego włosy Ameonny wciąż trzymają Bulmę przyszpiloną do podłoża, skoro ich właścicielka została już unicestwiona. Zauważyłby też, że trujący deszcz wciąż pada na jego głowę. Obejrzałby się przez ramię i najpewniej nie dopuścił do tego, co stało się zaraz potem.
Na terenie przynależącym do Capsule Corporation wylądowali Trunks i Goten. Ten pierwszy doskoczył zaraz do rannej matki i z przerażeniem spojrzał na to, co wciąż wystawało z jej ręki. Nim jednak zdążył powiedzieć choć słowo, za jego plecami włosy Ameonny nagle ożyły. Zaczęły poruszać się w szalonym tańcu, łącząc w jedno i przybierając postać olbrzymiej czarnej żmii, która uniosła swą paszczę ku górze i pokazawszy monstrualne kły, runęła wprost na swoją ofiarę. Powietrze przeszył agonalny krzyk Bulmy, a pozostałości domu zadrżały w posadach.
W samym środku inferno Ttuce walczyła z czasem. Ogień trawił kabinę i topił bariery ochronne, z każdą upływającą sekundą podnosząc temperaturę pomieszczenia do takiej, której nawet pełnokrwisty Saiyanin nie byłby w stanie znieść. Ttuce kumulowała swoją energię, a bransolety Beerusa zaciskały się bezlitośnie na jej nadgarstkach, rozcinając skórę i powodując, że krople krwi zaczynały skapywać z niej na podłogę. Saiyanka na przemian zgrzytała zębami i dyszała ciężko, skupiając się i walcząc sama ze sobą. Pot spływał po rozgrzanym czole, a zaczerwienione oczy swędziały. Wiedziała, że nie ma dla niej innej drogi ucieczki jak wysadzenie kabiny w powietrze. Biorąc jednak pod uwagę siłę ssącą wynalazku Bulmy, pomysł Ttuce zakrawał na misję samobójczą. 
Ogłupiony wszędobylskim dymem umysł pracował wolniej, przez co Ttuce miała problem z oszacowaniem pułapu mocy, na którym więzienie uległoby zniszczeniu, a ona sama miałaby jeszcze szansę na wyjście z opresji cało. Przestrzeń wokół niej zaczynały wypełniać małe wyładowania elektryczne, a zamiast krwi z nadgarstków sączyła się czarna aura. Bransolety Beerusa momentalnie zacisnęły się jeszcze bardziej, wyrywając jej z ust bolesne syknięcie i tłumiąc demoniczną transformację w zarodku. Ttuce coraz trudniej było o kolejny oddech i zaczynała odczuwać zawroty głowy. No pięknie, Bulmo. Tym razem załatwiłaś mnie na amen – pomyślała, czując ogarniającą ją senność. Ramiona jej oklapły i zatoczyła się nieco, tracąc równowagę. Podłoga kabiny parzyła, a podeszwy butów zaczynały się do niej przyklejać.
I wtedy przez wszystkie bariery przebił się do niej gwałtowny impuls ki. Poderwała głowę, momentalnie rozpoznając Gohana i Yamchę szykujących się do walki, a także wyczuwając trzecią, nieznaną jej jeszcze energię. Największy wstrząs nastąpił jednak dopiero po chwili. Ktoś właśnie umierał. A tym kimś był…
Oczy Ttuce rozszerzyły się w przypływie adrenaliny, a źrenice zmniejszyły do rozmiaru główki szpilki. Saiyanka z całych sił zacisnęła pięści, a z jej ust wydobył się stopniowo narastający warkot, który teraz zdawał się napędzać pojawiające się wokół niej pierścienie energii. Kabinę supresji rozsadziło złote światło.
Bulma z krzykiem i niemalże nadludzką siłą oderwała się od ziemi, nie bacząc już na rozjątrzoną ranę i oszałamiający ból. Rzuciła się w przód i pochwyciła w ramiona ciało Trunksa. Przyciągnęła zakrwawionego chłopca do siebie, a matczyne łzy zaraz zaczęły opadać na jego białą jak kreda twarz.
- Nie, nie, nie…! – wyszeptała, a jej wargi zadrżały niekontrolowanie. Rozdygotaną ręką odgarnęła włosy z oczu Trunksa i gwałtownie przycisnęła go do swojej piersi, sprawdzając tętno. – Tylko nie to… Tylko nie to! – zaskowyczała, z całych sił zaciskając dłonie na ciele chłopca i czując jak jego serce się zatrzymuje. – NIE MÓJ SYN!
Yamchę otoczyła aura, która swą barwą i konsystencją do złudzenia przypominała zorzę polarną. Zaraz potem z jej kłębów wyskoczył potężny wilk i rzucił się do walki z demoniczną żmiją, która po raz kolejny uniosła swój zakrwawiony łeb w gotowości do ataku. Gohan przemienił się w Mistycznego Wojownika i dołączył do nich w powietrzu wraz z Siedemnastką i Gotenem, który w amoku próbował pomścić śmierć przyjaciela. Ziemia trzęsła się w proteście, a Bulma trwała wciąż w tym samym miejscu, tuląc do siebie zwłoki syna i wygłuszając się na otaczające ją wydarzenia.
Szpony wilka szarpały cielsko żmii, a zębiska próbowały zacisnąć się na jej głowie. Oderwane kawałki mięsa i łuski opadały na ziemię, zaścielając ją i na powrót przemieniając się we włosy. Żmija wiła się, rozjuszona, i w końcu machnęła swym masywnym ogonem, strącając nim z nieba wszystkich wojowników. Wilka pochwyciła w szczęki i cisnęła go na ziemię niczym szmacianą lalkę. Zaraz potem jej ogon uniósł się ponownie i runął wprost na skuloną na trawie Bulmę. W tej samej chwili ruiny Capsule Corporation eksplodowały, a Ttuce wystrzeliła spomiędzy płomieni tylko po to, by w mgnieniu oka znaleźć się przy kobiecie i jednym uderzeniem pozbawić żmiję końcówki ogona, która miała ją zmiażdżyć.
Gohan poderwał się na równe nogi i wystosował w kierunku zaskoczonego potwora szybką serię pocisków ki. Rzucił okiem na Ttuce i tyle mu wystarczyło, by w tym szaleństwie stwierdzić, że Saiyanka nie wykona już żadnego ruchu. Stała wciąż przed Bulmą, zasłaniając ją własnym ciałem, ale żałosny sposób w jaki oddychała zdradzał, że na wydostanie się z kabiny supresji poświęciła całą swoją energię. Drżała wyraźnie, jej kolana się trzęsły, a ubranie było nadpalone w wielu miejscach. Oczy miała podrażnione od dymu, a w eksplozji musiała stracić ogon, który teraz stanowił jedynie krwawą plamę na górze spodni. Poziom ki Saiyanki oscylował tak nisko, że Gohan nie mógł zrozumieć jakim cudem ta jeszcze w ogóle trzyma się w pionie. Zacięty wyraz osmalonej twarzy Ttuce sugerował jednak, że lepiej nie zdawać tego pytania na głos.
Żmija zaatakowała ponownie i po chwili Gohan po raz kolejny czuł w ustach posmak ziemi, gdy próbował się z niej pokracznie zebrać. Ttuce stała bezradnie w tym samym punkcie, zdając sobie sprawę, że jeśli tylko spróbuje drgnąć, to upadnie na twarz. Organizm Saiyanki był tak wyczerpany, że teraz mogła tylko obserwować, jak potwór po raz kolejny pozbywa się wszystkich swoich przeciwników i powoli zwraca w jej stronę.
Ttuce dyszała ciężko i nawet nie mrugała, obserwując wielką łepetynę i krwistoczerwone ślepia, który wwierciły się w jej twarz. Kiedy paszcza żmii runęła wprost po nią, napięła wszystkie mięśnie, wciąż starając się osłonić Bulmę i to, co pozostało z Trunksa. Skoro ciało Saiyanki i tak nie zamierzało drgnąć, to równie dobrze mogło posłużyć teraz za mur. Ttuce z rosnącym przerażeniem obserwowała zbliżające się do niej nieubłaganie kły i kiedy już miały w nią ugodzić, zacisnęła gwałtownie powieki.
Usłyszała głośny świst rozcinanego powietrza, a w twarz uderzył ją gorący podmuch niewiadomego pochodzenia. Zachwiała się, ale jednak utrzymała równowagę i z wahaniem rozchyliła powieki. Wizję przesłaniały jej kłęby szarego dymu, ale gdy tylko zaczęły opadać, Ttuce dostrzegła stertę częściowo pokruszonych włosów, które zostały ze żmii i teraz dogorywały na ziemi. Uniosła powoli wzrok i wbiła go w miejsce, z którego musiał nadjeść ratunek. W tym punkcie kłęby dymu były wciąż wyjątkowo gęste, tym samym zdradzając źródło zbawiennego pocisku ki. Oczom Ttuce stopniowo zaczął się ukazywać zarys sylwetki bohatera, a wraz z opadającym kurzem serce Saiyanki zabiło mocniej.
- To niemożliwe – powiedziała sama do siebie, a jej oczy powiększyły się jeszcze bardziej, gdy dym przesłaniał wciąż twarz wybawiciela, a mimo to mogła go już z całą pewnością rozpoznać.
Czując nagły zastrzyk energii, Ttuce obejrzała się przez ramię i stwierdziwszy, że Bulma jest nieprzytomna, ale jak najbardziej żywa, przytknęła dwa palce do swojego czoła. Widok szeroko otwartych i niewidzących oczu Trunksa sprawił jednak, że zaschło jej w gardle i na chwilę zapomniała o ucieczce. Wstrząsnął nią dreszcz dotkliwej straty, której nie spodziewała się jeszcze kiedykolwiek doświadczyć. Świadomość śmierci chłopca wcale nie przygotowała Ttuce na zmierzenie się z tym faktem twarzą w twarz. Otworzyła usta, próbując coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zamknęła je więc z powrotem i przełknęła poczucie winy.
Jej wzrok na chwilę skrzyżował się ze wzrokiem Gohana, który jeszcze nie do końca wiedział co się stało, ale zauważył, że Saiyanka zamierza uciec, więc skoczył w tym samym kierunku, próbując ja pochwycić. Ttuce rzuciła ostatnie spojrzenie postaci na niebie i teleportowała się stamtąd, pozwalając by pięść Gohana zacisnęła się w powietrzu. Chłopak zaklął z wściekłości i też spojrzał w niebo. W przeciwieństwie do Ttuce nikogo na nim nie zobaczył, chociaż jeszcze przed chwilą wyraźnie wyczuwał tam czyjąś ki.
Gohan zmrużył oczy, tym razem nie tracąc czujności. Yamcha podszedł do niego już w swojej ludzkiej postaci, z niezbyt wesołą miną pocierając obolałe żebra w miejscach, gdzie jego ubranie nosiło ślady kłów żmii.
- Uciekła? – spytał, od razu zauważając brak Ttuce.
- Na tej planecie już jej na pewno nie ma – mruknął Gohan, wciąż nie odrywając oczu od pustego nieba, z którego znowu leniwie sączył się lepki deszcz.
- Czego tam szukasz? – Yamcha podążył za jego wzrokiem.
- Osoby, która nas uratowała. – Gohan zmarszczył nos. – Ten ktoś zabił Ameonnę i spłoszył Ttuce.
- Myślałem, że może Goku… – zaczął Yamcha, ale Gohan potrząsnął stanowczo głowo.
- To nie był ani mój ojciec, ani Vegeta, tego jestem pewien.
- W takim razie kto?
- To dobre pytanie. Nie wiem kiedy, ale już kiedyś zetknąłem się z tą ki. Skądś ją znam. – Gohan czuł, że ogarnia go zmęczenie. Westchnął i opuścił wzrok, po czym wytarł brudne od ziemi dłonie w poszarpane nogawki spodni. – Ktokolwiek to był, uratował nam wszystkim życie.
- Kimkolwiek jest wasz nowy sprzymierzeniec, jego pomoc na zbyt wiele wam się nie zda.
Na dźwięk tego głosu Gohan i Yamcha równocześnie poderwali głowy, a zaraz potem dołączyli do nich Siedemnastka z Gotenem. Głos Czarnego Wojownika zdawał się dobiegać z rozdartego pociskami ki nieba, które z każdą chwilą robiło się coraz ciemniejsze i bardziej nieprzeniknione.
- Witajcie ponownie, Ziemianie! Mam nadzieję, że podobała wam się zabawa z Ameonną. Teraz bowiem czeka was starcie z jej dziećmi, które bardzo chętnie pomszczą śmierć matki. – Głos zadrżał od śmiechu i jeszcze bardziej przybrał na syczącej manierze. Wojownik wyraźnie dobrze się bawił, zgrywając komentatora. – Przyjdą po was kolejno, a wy już nigdy nie ujrzycie światła słonecznego. Tym razem to właśnie Ziemia będzie naszą areną.
- Niby co chcesz przez to powiedzieć?! – warknął Siedemnastka, robiąc krok w przód, a niebo zatrzęsło się od głębokiego śmiechu, który swym tubalnym brzmieniem przypominał dźwięk grzmotu.
- Osiedliłem się już na dobre w waszym wszechświecie – wyjaśnił Czarny Wojownik z dosłyszalną przyjemnością. – I tak długo, jak w nim jestem, nic nie wróci do normy. Przyzwyczajcie się więc do życia w świecie bez słońca. I bez kryształowych kul.
Gdy tylko głos wreszcie umilkł, z czarnego jak smoła nieba na nowo lunął deszcz. Wstrząśnięty Gohan spojrzał na swoich towarzyszy, a potem na leżącą na ziemi Bulmę, która wciąż ściskała ciało Trunksa w ramionach. Jeśli słowa Czarnego Wojownika zawierały w sobie choć ziarno prawy, chłopiec miał już nigdy nie odzyskać życia.
- Co ten potwór zrobił z kryształowymi kulami? – spytał Gohan głucho.

*Coś więcej o Ameonnie.



Obowiązki gonią, ale udało mi się znaleźć chwilę na nowy rozdział. Z góry przepraszam, jeśli kogoś o nim nie poinformowałam - postaram się to nadrobić w najbliższym czasie. Dziękuję też za wszystkie komentarze i wiadomości; czy to tutaj, na gg, mailu, czy fb. Staram się na wszystkie w miarę regularnie odpisywać, ale różnie mi to niestety wychodzi!
Ps. Jak Wam się podoba "Kabe"? ;)

8 komentarzy:

  1. No nareszcie! :) Wreszcie doczekałam się nowego rozdziału! ;)
    Jak widzę Czarny Wojownik staje się coraz poważniejszym przeciwnikiem dla drużyny Z. Oby to nie wróżyło nic złego dla Ttuce i reszty. Swoją drogą, ciekawi mnie, jak koniec końców skończy nasza TT. Może to właśnie Czarny Wojownik przyłoży rękę do jej śmierci (no chyba, że nie zamierzasz jej uśmiercać ;) ).
    Pozdrawiam i życzę, abyś miała więcej czasu dla siebie i oczywiście na pisanie nowych rozdziałów! ;)
    G.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno przyprawiasz mnie o zawał serca po pierwszym zdaniu w opowiadaniu. Jak to nie przybył z odsieczą?! nie no żartuję ;P
    Rozdział świetny, uwielbiam jak piszesz ;)
    Czarny Wojownik przyprawia mnie o ciarki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No no, przyznam szczerze że z tym rozdziałem mi nieco pomogłaś. Jeśli już wiesz, moja postać jest teraz w świecie Sary, gdzie przybył za mną, sam Czarny Wojownik. Wiedział, że chcę odnaleźć TTuce, dlatego chcę mnie powstrzymać, więcej nie zdradzę, sama się niedługo przekonasz.

    Rozdział był świetny i czekam na więcej, oby były coraz dłuższe :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowa szata graficzna świetna! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! <3 Przerobiłam Violet z Armii Czerwonej Wstęgi.

      Usuń
  5. Zapraszam na najnowszy rozdział! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana Nocebo.

    Przepraszam, że tak długo się nie pokazywałam, ale jakoś nie mam czasu na tego typu przyjemności. Ostatnio nawet próbowałam w końcu coś napisać, ale na kilku zdaniach się skończyło i dupa... Eh :(

    Co do opowieści na początku miałam wrażenie, iż opowieść jest wyrwana z kontekstu i czegoś właśnie brakuje, ale czego? Później uświadomiłam sobie, że mam problem ze zrozumieniem tekstu gdyż dzieciaki mi tu przeszkadzały i zaczepiały mnie. Ah...
    Sama postać pechowej, deszczowej kobiety jest bardzo ciekawa. Potrafiłam sobie wyobrazić jej długie, obleśne i mordercze wijące się włosy jak węże u Meduzy :D Opis walki był ciekawy, aczkolwiek było go bardzo mało. Śmierć Trunksa mnie zaskoczyła gdyż spodziewałam się odejścia Bulmy, a ona po raz kolejny przetrwała! To jest kobieta nie do zajechania ;) Nie ma co, nawet Akira nigdy jej nie uśmiercił :D
    Co do tajemniczej osoby na niebie, od razu wiedziałam, iż jest to Raditz :D Ttuce i jej reakcja ją sprzedały, a Gohan i jego świadomość tylko potwierdziły moje przekonania.

    Pozdrawiam i przepraszam za nieskładny bełkot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. Jak to bez kryształowych kul??? Uśmiercenie Kami czy jakaś czarna magia niwelująca magię "nameczańskich" mocy????

      Usuń