- Wiesz jaką mamy
dzisiaj rocznicę, małpko?
- Nie.
- Nie…? – Biały ogon
uderzył ostrzegawczo o podłogę.
- Nie, Lordzie
Freezerze.
- Dokładnie rok temu
oddano cię pod moją opiekę. Jak ten czas szybko leci, nieprawdaż?
- Prawda, Lordzie
Freezerze. – Ttuce nie podnosiła na niego wzroku.
- Jest jeszcze jeden
powód do świętowania. Właśnie zniszczyłem Vegetasei i wszystkich mieszkańców,
którzy mieli pecha być na jej powierzchni. Osobiście skręciłem też kark twojemu
ojcu. Co ty na to? – Odpowiedziała mu cisza. Dziewczynka nawet nie drgnęła. –
Nie zapytasz o swoich braci? Nie jesteś ciekawa co się z nimi stało?
- Wiem, że żyją.
- Niby skąd?
Spojrzała na niego w
sposób, który wyrażał wszystko poza strachem i pokorą. Uniosła lewy kącik ust w
drwiącym uśmiechu.
- Czuję to.
Freezer roześmiał się
serdecznie, niewzruszony kpiną Saiyanki, i skinął na jednego ze swoich
sługusów. Kosmita otworzył drzwi sali i wprowadził do środka kilkoro podobnych
do siebie fioletowych istot. Dziewczynka nie miała wątpliwości, że są to
dzieci, chociaż nie rozpoznała ich rasy.
- Posłuchaj mnie bardzo
uważnie, księżniczko. Od tej pory Vegeta jest zdany na moją łaskę i niełaskę.
To od ciebie zależy, co z nim zrobię. Zakładam, że chcesz dla niego jak
najlepiej, więc przedstawię ci warunki naszej dalszej współpracy. Zaczniesz
latać na misje, ale nigdy nie zbliżysz się do księcia. Nadal nie wie, że żyjesz
i tak ma pozostać. – Freezer górował nad Ttuce. – Po drugie, będziesz mi
absolutnie posłuszna. Jeden wyskok i to nie ty poniesiesz konsekwencje, a
Vegeta. Za każdy twój błąd, on zapłaci krwią. Znamy się już na tyle długo, że
chyba wiesz do czego jestem zdolny. Wiesz, czy może mam ci przypomnieć?
- Wiem… Lordzie
Freezerze. – Uśmiech znikł z jej twarzy.
- A więc postanowione.
– Zwrócił się do istot zgromadzonych przy drzwiach. – Moi drodzy. Zdecydowałem
się zorganizować dzień dziecka. Z tej okazji daję wam szansę na ocalenie życia
bliskich. – Wskazał na Ttuce. – Zabijcie ją albo ja zabiję waszych rodziców.
Ttuce wytrzeszczyła
oczy, a Freezer opuścił pomieszczenie z rękami założonymi za plecami. Mali
kosmici wyglądali na zaskoczonych tym poleceniem, ale po chwili dotarła do nich
powaga sytuacji, a ich spojrzenia wbiły się w postać dziewczynki. Zjeżone
dzieci zaczęły ją okrążać. Ttuce przyjęła bojową pozycję i zacisnęła pięści.
Oddychała spokojnie czując, że ma do czynienia z mięczakami. Jej pewność siebie
zmalała, gdy z ramion i nóg kosmitów wyłoniły się ostre kolce. Skoczyli na nią
równocześnie, w efekcie dziurawiąc kombinezon i raniąc ciało. Ttuce krzyknęła z
bólu i dała się otoczyć złotej aurze, która odrzuciła przeciwników na ściany
pomieszczenia. Jej ogon poruszył się niespokojnie. Była wdzięczna losowi, że z
czasem odrósł bez komplikacji. Bez niego miała problemy z zachowaniem
równowagi. Ciała kosmitów się naprężyły, a kolce wystrzeliły w kierunku
Saiyanki jak seria naboi. Wrzasnęła, wzmacniając łunę energii, a ta roztopiła
je w locie. Dzieci ponownie ruszyły do ataku, ale tym razem dziewczynka była
gotowa.
Przez lustro weneckie
Freezer obserwował jak kilkuletnia księżniczka wpada w zwierzęcy szał i rozrywa
swoich przeciwników na strzępy. Gorąca krew chlusnęła na ścianę, za którą stał,
a on nie mógł powstrzymać uśmiechu aprobaty. Ttuce była równie zdolna i
śmiercionośna, co jej brat. Mimo obrażeń, które odniosła po pierwszym
zlekceważeniu wroga, wciąż potrafiła celnie uderzać, miażdżyć kości i podgryzać
gardła. Kosmici nie mieli z nią szans.
Ttuce zgniotła butem
czaszkę ostatniego dziecka, a pomieszczenie wypełnił chrupot i odgłos mokrego
plaśnięcia. Podniosła wzrok, wbijając go prosto w ścianę kryjącą lustro.
Freezer miał ochotę bić jej brawo. Jego nauki nie poszły w las. Dziewczynka
dyszała ciężko i drżała na całym ciele. Sierść na ogonie była zjeżona, a
naelektryzowane włosy przesłaniały połowę zakrwawionej twarzy. Ttuce skrzywiła
się i wypluła na podłogę kawałek skóry, który zerwała zębami z czyjejś
kończyny.
Freezer wpuścił do sali
kilku dorosłych kosmitów. Ttuce poczuła, że jej serce zatrzymuje swój bieg.
- Ta Saiyanka zabiła
wasze dzieci. Możecie się zemścić.
Odgłos na powrót
zamykanych drzwi przypieczętował wyrok.
>*<
Vegeta
z sarknięciem schwycił za materiał granatowo-czerwonej peleryny, przymocowanej
do krawędzi jego naramienników.
-
Czy to konieczne? Jestem wojownikiem, a nie przebierańcem!
-
Wasza wysokość, to znak rozpoznawczy króla! Niestety księżycowy klejnot
przepadał na statku Freezera. Wydałem już jednak polecenie, by wykonano nowy.
Vegeta
spojrzał na zaaferowanego mężczyznę, który przed laty był doradcą jego ojca.
-
Obejdzie się, naprawdę. Nie lubię błyskotek.
Zaczął
przechadzać się po zatopionej w półmroku sali tronowej, sprawdzając czy
peleryna nie jest za długa i czy nie plącze mu się między nogami. Kroki Saiyanina
odbijały się echem od ścian pomieszczenia, które wyglądało jakby swego czasu
ktoś wykuł je i urządził w skalistych wnętrznościach jakiejś groty. Vegeta uznał,
że jako król musi zlikwidować kilka z tych głupich zwyczajów rodzinnych. Może i
jego poprzednik wyglądał majestatycznie w zdobionej zbroi i z wielkim wisiorem
na piersi, ale sam Vegeta czuł się w tej kreacji po prostu idiotycznie.
Zastanawiał się co porabia Ttuce. Podczas gdy na niego czekało kilka godzin
rozmów i narad z Saiyaninami, którzy byli w radzie i mieli coś do powiedzenia w
sprawie królestwa, jego siostra najpewniej świetnie się bawiła na treningu.
Westchnął i machnął peleryną tak, żeby zamiotła podłogę. Powinien sprezentować
ją Gohanowi. Wielki Saiya-cośtam na pewno by się ucieszył.
W
czasie gdy brat o niej rozmyślał, Ttuce odwiedzała stare kąty. Drzwi komnaty
Celeri otworzyły się bezszelestnie. Pomieszczenie było dokładnie takie jak w
dniu, w którym widziała je po raz ostatni. Zrobiła krok w przód, ostrożnie
stąpając po pokrywających podłogę płytkach. Kołyska Tarble’a nadal stała przy
królewskim łożu, a na komodzie leżał złożony szkarłatny koc. Ttuce zamknęła za
sobą drzwi i podeszła do toaletki, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Nie
pamiętała twarzy matki, chociaż to z nią spędziła prawie każdy dzień z
pierwszych czterech lat życia. Wiedziała tylko, że królowa była olśniewająco
piękna i że potem, gdziekolwiek w czterech galaktykach Ttuce by się nie udała,
nie dane jej było spotkać nikogo równie urodziwego. Przesunęła palcem po swoim
odbiciu. Nie miała w sobie niczego, co czyniłoby ją podobną do zmarłej królowej
i co pomogłoby przywołać Celeri we wspomnieniach. Patrząc na siebie, widziała
wyłącznie ojca.
Myśli
Ttuce mimowolnie pobiegły w stronę Saiyanina, którego spotkała na Ziemi.
Zupełnie inaczej wyobrażała sobie tę twarz. Miała być bardziej sroga, o mocnych
brwiach, ostrych rysach i zawadiackim uśmieszku. Miała być całkowitym
przeciwieństwem tego co tam zastała, a mimo to patrzenie na Kakarotto i jego
synów wywołało u niej skurcz w klatce piersiowej. Sądziła, że ma ten etap dawno
za sobą – że jest silniejsza. Zacisnęła dłonie na blacie toaletki.
-
Ty draniu – szepnęła. Głos Saiyanki był spokojny, choć ręce zadrżały, krusząc mebel.
Płomienie złocistej aury zaczęły lizać jej ciało. – Czy ja się z ciebie nigdy
nie wyleczę, Raditz?!
Wybuch
energii pochłonął krzyk i roztrzaskał wyposażenie komnaty, nie zostawiając
niczego na swoim miejscu. Ttuce stała nieruchomo w szarym deszczu odłamków i
płatów farby, sypiących się ze ścian i sufitu. Minęło tyle lat, a ona nadal nie
ustaliła z czyjej ręki zginął brat Kakarotto. Z czasem ból straty zelżał i
przestała o tym myśleć. To pobyt na Ziemi rozjątrzył starą ranę. Cel wizyty był
jednak zbyt ważny, żeby zająć się vendettą i ryzykować niepowodzenie. Ale
następnym razem…
Pojedyncza
łza spłynęła z kącika oka po jej policzku, znikając równie szybko co się
pojawiła. Drzwi pomieszczenia z trzaskiem stanęły otworem, a do środka wpadło
dwóch strażników.
-
Królowo, wszystko w porządku?!
Odwróciła
się zaraz w ich stronę i obnażyła zęby w agresywnym grymasie.
-
Gdyby Król Vegeta został zaatakowany, właśnie tyle czasu zajęłaby wam reakcja?!
Żałosne gnidy, zacznijcie się przykładać do swojej roboty albo skrócę was
wszystkich o głowę!
Saiyanie
skłonili się gorliwie.
-
Niech królowa nam wybaczy, dopiero ustalamy grafik służb…
-
Zamknąć ryje! Posprzątajcie ten syf.
Opuściła
komnatę zamaszystym krokiem. Dlaczego
byłeś taki słaby, Raditz? I dlaczego twoja słabość kładzie się cieniem na mnie?!
Wnętrza pałacu nie wywoływały u niej żadnych przyjemnych skojarzeń. Miasta
i pustkowia planety, które zwiedzała przez ostatnie godziny, wydały jej się
całkiem obce i obojętne. Nie czuła się tu w domu bardziej niż na kolejnym statku
Freezera.
Vegeta
nie miał o niczym pojęcia, czuła to. Raditz nie zdążył mu powiedzieć, bo
najpierw poleciał z misją na Ziemię. Teraz sekret Ttuce znał Kakarotto.
Widziała iskierkę współczucia w jego oczach, gdy zanurzył rękę w kotle jej
myśli i natrafił na swojego brata. Ttuce warknęła i jeszcze przyspieszyła
kroku. To współczucie godziło w saiyańską dumę bardziej niż porażka w walce.
Wypadła
z pałacu na dziedziniec i gwizdnęła na sześciu członków armii, którzy stali
przed salą treningową.
-
Wybierzcie sobie kapsuły i za pięć minut wylatujemy. Zobaczymy czy się do
czegokolwiek nadajcie – warknęła ochryple, a Saiyanie pobiegli wykonać jej
polecenie. Każdy z nich był więcej niż chętny, żeby udowodnić królowej swoją
siłę i bezwzględność. Ttuce przeszła głównym deptakiem i stanęła pod oknami sali
tronowej. Tak jak myślała, Vegeta wyczuł ją od razu i pojawił się na balkonie.
W pelerynie ojca i lśniącej zbroi wyglądał nie jak król, ale jak bóg.
-
Gdzie się wybierasz?
-
Piraci mają problem z jakąś planetką na krańcu naszego kwadrantu. – Uśmiechnęła
się cwanie, doskonale kryjąc jakiekolwiek ślady wewnętrznego rozbicia. – Biorę
kilku wojowników i dam im pole do popisu.
-
I oczywiście zostawiasz mnie z całą robotą papierkową i trującymi dupę dziadami
– syknął, zaciskając dłonie na poręczy.
-
Taka dola króla, braciszku. Ja jestem generałem. – Zasalutowała mu żartobliwie.
– Poza tym, masz do pomocy Greipa i Ish. Greip jest teraz na sali treningowej i
testuje nowych żołnierzy, ale Ish czeka przy twojej komnacie. Gdyby pojawiły
się jakieś wątpliwości odnośnie polityki Kosmicznej Organizacji Handlu, to
chętnie udzieli ci wszystkich odpowiedzi.
-
Jakoś mi nie ulżyło. – Ttuce rzuciła mu scouter, a on złapał go w locie.
-
W razie czego dzwoń. Niedługo wrócę.
Vegeta
obserwował jej oddalającą się sylwetkę. Już dawno nie widział tak czarnej aury
i nie czuł tak wysokiej dawki negatywnej energii nagromadzonej we wnętrzu
jednej osoby. W przeciwieństwie do Ttuce ani przez chwilę nie łudził się, że
jego siostra odnajdzie spokój na ich rodzinnej planecie.
>*<
Piccolo
siedział po turecku w powietrzu. Znajdował się właśnie w jednym ze swoich
ulubionych kanionów do medytacji, gdzie nikt i nic nie miało mu przeszkadzać –
a przynajmniej takie było założenie. Tym razem jednak, mimo teoretycznego świętego
spokoju i przeszywającej uszy ciszy, nie potrafił się skupić. Za zamkniętymi
powiekami cały czas widział ten sam obraz: pewny siebie uśmiech siostry Vegety
i jej oczy, jak dwie srebrzyste kule księżyca. Z jakiegoś jeszcze bliżej
niezrozumiałego dla siebie powodu nie mógł przestać o niej myśleć.
- Erm, nie chcę się wtrącać, ale wydaje mi
się, że to nie jest kobieta dla ciebie.
-
Ucisz się, Nail.
Podmuch wiatru poruszał leniwie białą peleryną.
Co za idiotyczny pomysł! Ta Saiyanka w ogóle mu się nie podobała. Cwana i
niebezpieczna jak żmija – za bardzo przypominała jego samego. Wiedział, że taka
mieszanka byłaby zbyt wybuchowa, żeby Ziemia miała to przetrwać, bez znaczenia
czy w bliższej, czy dalszej przyszłości.
-
Więc jednak myślisz o niej w ten sposób!
-
Czy naprawdę nie mogę mieć ani minuty prywatności?! Nawet we własnych myślach?!
-
Iii teraz zacząłeś się zastanawiać
dlaczego Goku tak bardzo nalegał, żeby pokazać ci jej wspomnienia. Może chciał
cię przed czymś ostrzec?
Piccolo
otworzył oczy. Zanim poprzedniego dnia opuścił dom Bulmy, Goku rzeczywiście
wziął go na bok i zaproponował podzielenie się informacjami, które wyciągnął z
głowy Ttuce. Nameczanin burkliwie i stanowczo odmówił, chociaż troska wypisana
na twarzy Saiyanina go zaintrygowała. Goku w ogóle dziwnie się ostatnio
zachowywał. Co takiego zobaczył, co mogłoby mieć jakikolwiek związek z Piccolo?
Może wyczuł, że Nameczanin jest Ttuce – niech ci będzie, Nail – odrobinę zainteresowany i chciał mu
uświadomić z jakim złem wcielonym ma do czynienia? Piccolo uśmiechnął się dziko
sam do siebie. W takim razie Goku chyba zapomniał, że kiedyś nazywano go szatanem. Diabeł diabłu niestraszny, a
dopóki nie skrzywdzi kogoś bliskiego Ttuce – jest bezpieczny.
Przez kilka następnych dni mogę być niedostępna, więc nowy rozdział wrzucam nieco wcześniej niż planowałam. I nie martwcie się o Kakarotto, on jest teraz moim oczkiem w głowie. ;) O Piccolo trochę się możecie martwić, tho! (Jeśli on jest moim drugim oczkiem w głowie, a Vegeta trzecim, to czy to robi ze mnie Tien Shinhana?)
No no. Widzę że Ttuce kochała Raditza, coś mi się zdaję, ze niedługo pokocha kogoś innego ;3. Oczywiście jak ja wreszcie dotrwam do tej Sagi Buu i pojawie się w jej czasie, żeby jej pomóc w razie czego :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na dalszy Rozdziały
Kenzuran Blade River :)
Jeszcze Piccolo jest w kolejce! xD Chociaż nie wiem czy zabicie Radzia ujdzie mu na sucho.
UsuńPrzecie Piccolo zabił Raditza tylko dlatego, że ten chciał zniszczyć małego Gohana i Goku z razem też. A Tucce raczej coś do tych panów ma xD Btw, jestem zaskoczona ich miłością... I Vegeta nie wiedział! W ogóle, że braciszek Kakarotto dotrzymał tajemnicy jest dla mnie iście szalone :D Dobre, dobre może co z tego wyniknie, tylko czemu Szatan nie chciał wiedzieć, że jest w kolejce na śmierć? ;) Jak się dziewucha dowie, że to on zabił, ojoooj. Blado to widzę.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się własnie nad 2 życzeniem... Czy nie powinna była poprosić o życie swojego love? Hmm.. jeśli nie, to kurna umrę zanim się nie dowiem jakie było 2 życzonko!
Co do Frezka, hmmm wszystkiego się można po nim spodziewać. Kazał zabić jej dzieci niczemu winne a później ich rodziców, cóż za drań. Jak dobrze, że nie żyje :D (Nic nie mówię o wskrzeszaniu tego idioty, nie oglądałam xD )
Ps. Za krótko xD
Jasne, że możesz, tylko zykle daję jedną na miesiąc xD Na 7-8 stron czasem i to jest za mało xD Cóż nie zawsze się wie jak napisać to co się chce, albo nie ma czasu ;/ Jutro coś pokombinuję, może coś zacznę skrobać. Yhyh... może uda się w mniej niż miesiąc, choć jak spojrzę na daty to długo nie było tak, żeby bywały częściej, poza jedną - czas pogody i niepogody, Gdyż napisałam tak długą notkę, że japierdziu, trza było podzielić na 2 :D
OdpowiedzUsuńJednym słowem: świetny ;)
OdpowiedzUsuńDobrze że nie muszę się martwić o Kakarotto bo on też jest moim oczkiem w głowie tak jak i Vegeta :D
Nie chciałabym być w skórze Piccolo jak Ttuce dowie się że to on zabił Raditza :]
Czekam niecierpliwie na następny rozdział:)
A tak na marginesie mam nadzieję że to nie robi z Ciebie Tien Shinhana bo gościa nie trawie :D
Okej, będę pamiętać! xD
Usuńjak we wszystkich komentarzach powyżej... biedny Piccolo, kiedy Ttuce się dowie. A to było takie spektakularne zabójstwo! xD
OdpowiedzUsuńno i ciekawie znajoma sprawa, zakochany Namecjanin? :D i to w kimś tak drapieżnym jak Twoja Saiyanka...