Vegeta
nie przybył z odsieczą.
Następną
rzeczą, jaką Bulma zaobserwowała, była pomarańczowa smuga oznaczająca, że Gohan
dołączył do walki. Gdyby nie brak charakterystycznej fryzury, kobieta mogłaby
uznać, że to sam Goku wrócił z odmętów kosmosu, by jak zwykle w ostatniej
chwili uratować sytuację. Materiał sfatygowanego gi furkotał w powietrzu, gdy
młodzieniec przedzierał się przez gąszcz włosów monstrum. Demoniczne pasma
zdawały się przybierać na sile i wigorze wraz z coraz mocniej zacinającym
deszczem. Gohan prawie nie dotykał ziemi, przemieszczając się pomiędzy nimi niczym
pomiędzy promieniami lasera.
Włosy
wylęgały się z rozłupanej czaszki kobiety i rozciągały wokoło jak macki
krwiożerczego Krakena. Gohan nawet jako dziecko nie bał się morskich potworów,
ale gdy teraz widział pasma unoszące się aż po niebo i z impetem opadające na
jego głowę zaczynał rozumieć, jak musieli się czuć ci wszyscy marynarze,
których czekał koniec w otworze gębowym prosto z piekieł. Już sam mulisty
zapach deszczu przyprawiał go o mdłości.
Przeskoczył celujące w niego pasmo i obracając
się kilkakrotnie w poziomie przeleciał nad gęstwiną pełzających po podłożu
włosów. Gdy następne pasmo, tym razem grubości pnia drzewa, zamierzyło się na
jego twarz, pochwycił je w dłoń. W dotyku było tak samo oślizgłe, jak sobie
wyobrażał, a na dodatek wiło się niczym gotowy do ataku wąż. Gohan zaraz też
syknął z bólu i poczuł, jak od kontaktu z demoniczną istotą na skórze wychodzą
mu pęcherze. Puścił włosy nim ich trucizna wyrządziła mu większą krzywdę i za
pomocą pocisków ki zaczął torować sobie drogę do stojącej na wprost niego
kobiety.
Spojrzała
na niego zezowato i uśmiechnęła się upiornie, a z jej rozbitej głowy zaczęły
wyłaniać się kolejne pasma włosów. Deszcz zacinał coraz mocniej i opędzający
się od wrogich ataków Gohan nabierał pewności, że i on jest zatruty. Ziemia
zaczęła parować, a widoczność stała się jeszcze bardziej ograniczona. Mimo to, chłopak
niewiele myśląc uniósł do góry jedną rękę i pozwolił, by nad jego dłonią uformował
się świetlisty dysk ki. Technika Krillana okazała się być strzałem w dziesiątkę
– energia pomknęła przez sieć włosów, rozrywając ją na strzępy.
Gohan
odetchnął z ulgą i zwrócił spoconą twarz do kobiety, a ta wreszcie raczyła
przemówić:
-
Ameonna* cię ostrzega! – zaskrzeczała, a kolejne pasma włosów zaczęły wylewać
się z jej czaszki. – Spróbuj zniszczyć Ameonnę, a wróci po ciebie dziesięciokrotnie!
Odetnij jedną głowę, a wyrosną dwie następne! – Wyciągnęła w stronę Gohana
swoje pająkowate ramiona, a chłopak zmrużył oczy i sarknął:
-
A jednak spróbuję! – Wystrzelony przez niego znienacka pocisk ki na dłużą
chwilę skąpał wszystko w niebieskiej poświacie.
Siedemnastka
poczuł, że krępujące go wysoko w powietrzu pasma wreszcie odpuszczają i runął
na ziemię. Z głuchym uderzeniem wylądował na kolanach i zerwawszy bandanę, złapał
się za czerwone od wrogiego uścisku gardło. Zaczął je rozmasowywać,
jednocześnie siląc się na jakieś adekwatne do sytuacji przekleństwo. Niewiele
brakowało i byłoby już po nim. Niedaleko niego Yamcha wyplątał się z kłębowiska
włosów, które wcześniej wciągnęło go niczym bagno, i z trudem stanął na nogach.
Skinął Gohanowi głową z wdzięcznością i wyciągnął dłoń do Siedemnastki,
pomagając mu się podnieść.
Gohan
spojrzał surowo na to, co pozostało z jego przeciwniczki. Ciało kobiety stopiło
się pod wpływem zderzenia z wiązką ki, zostawiając po sobie jedynie dymiącą
kałużę, a demoniczne włosy leżały rozrzucone na ziemi, mokre i nieruchome.
Młodzieniec zmrużył oczy, wciąż nie będąc do końca pewnym, czy już należy
świętować zwycięstwo. Jak jednak sprawdzić energię życiową wroga, skoro ten nie
miał jej od samego początku?
Jego
uwagę przyciągnęło bolesne jęknięcie Bulmy. Podbiegł do niej zaraz i uklęknął
obok. Skrzywił się na widok dziury w jej ramieniu i wyłaniających się ze środka
włosów, które jakimś sposobem nadal trzymały ją przy ziemi.
-
Spokojnie, zaraz cię uwolnię. Trochę zaboli, ale tylko trochę – szepnął. Bulma
potrząsnęła głową. Na jej bladej twarzy malowało się zdecydowanie.
-
Ktoś inny się tym zajmie. Ty musisz pomóc Ttuce! – Gohan podążył za wzrokiem
kobiety i spojrzał na płonące ruiny Capsule Corporation. Zmarszczył czoło, a
Bulma zaraz zauważyła jego niechęć do tego pomysłu. – Szybko, ona tego na pewno
nie przeżyje! Gohan, na litość Kamiego! Proszę cię!
Chłopak
zacisnął zęby i stłumił pchający mu się na usta odgłos dezaprobaty. Wstał i
zdecydowanym krokiem ruszył w stronę pożaru, zastanawiając się jakim niby
sposobem ma wydostać z niego Ttuce i przy okazji samemu nie spłonąć żywcem. Gdyby
nie wizja stojącego przed nim zadania pewnie zacząłby się zastanawiać, dlaczego
włosy Ameonny wciąż trzymają Bulmę przyszpiloną do podłoża, skoro ich właścicielka
została już unicestwiona. Zauważyłby też, że trujący deszcz wciąż pada na jego
głowę. Obejrzałby się przez ramię i najpewniej nie dopuścił do tego, co stało
się zaraz potem.
Na
terenie przynależącym do Capsule Corporation wylądowali Trunks i Goten. Ten
pierwszy doskoczył zaraz do rannej matki i z przerażeniem spojrzał na to, co wciąż
wystawało z jej ręki. Nim jednak zdążył powiedzieć choć słowo, za jego plecami
włosy Ameonny nagle ożyły. Zaczęły poruszać się w szalonym tańcu, łącząc w
jedno i przybierając postać olbrzymiej czarnej żmii, która uniosła swą paszczę
ku górze i pokazawszy monstrualne kły, runęła wprost na swoją ofiarę. Powietrze
przeszył agonalny krzyk Bulmy, a pozostałości domu zadrżały w posadach.
W
samym środku inferno Ttuce walczyła z czasem. Ogień trawił kabinę i topił
bariery ochronne, z każdą upływającą sekundą podnosząc temperaturę
pomieszczenia do takiej, której nawet pełnokrwisty Saiyanin nie byłby w stanie
znieść. Ttuce kumulowała swoją energię, a bransolety Beerusa zaciskały się
bezlitośnie na jej nadgarstkach, rozcinając skórę i powodując, że krople krwi
zaczynały skapywać z niej na podłogę. Saiyanka na przemian zgrzytała zębami i dyszała ciężko,
skupiając się i walcząc sama ze sobą. Pot spływał po rozgrzanym czole, a zaczerwienione
oczy swędziały. Wiedziała, że nie ma dla niej innej drogi ucieczki jak
wysadzenie kabiny w powietrze. Biorąc jednak pod uwagę siłę ssącą wynalazku
Bulmy, pomysł Ttuce zakrawał na misję samobójczą.
Ogłupiony
wszędobylskim dymem umysł pracował wolniej, przez co Ttuce miała problem z oszacowaniem
pułapu mocy, na którym więzienie uległoby zniszczeniu, a ona sama miałaby jeszcze
szansę na wyjście z opresji cało. Przestrzeń wokół niej zaczynały wypełniać
małe wyładowania elektryczne, a zamiast krwi z nadgarstków sączyła się czarna
aura. Bransolety Beerusa momentalnie zacisnęły się jeszcze bardziej, wyrywając
jej z ust bolesne syknięcie i tłumiąc demoniczną transformację w zarodku. Ttuce
coraz trudniej było o kolejny oddech i zaczynała odczuwać zawroty głowy. No pięknie, Bulmo. Tym razem załatwiłaś mnie
na amen – pomyślała, czując ogarniającą ją senność. Ramiona jej oklapły i
zatoczyła się nieco, tracąc równowagę. Podłoga kabiny parzyła, a podeszwy butów
zaczynały się do niej przyklejać.
I
wtedy przez wszystkie bariery przebił się do niej gwałtowny impuls ki. Poderwała
głowę, momentalnie rozpoznając Gohana i Yamchę szykujących się do walki, a
także wyczuwając trzecią, nieznaną jej jeszcze energię. Największy wstrząs nastąpił
jednak dopiero po chwili. Ktoś właśnie umierał. A tym kimś był…
Oczy
Ttuce rozszerzyły się w przypływie adrenaliny, a źrenice zmniejszyły do
rozmiaru główki szpilki. Saiyanka z całych sił zacisnęła pięści, a z jej ust
wydobył się stopniowo narastający warkot, który teraz zdawał się napędzać pojawiające
się wokół niej pierścienie energii. Kabinę supresji rozsadziło złote światło.
Bulma
z krzykiem i niemalże nadludzką siłą oderwała się od ziemi, nie bacząc już na rozjątrzoną
ranę i oszałamiający ból. Rzuciła się w przód i pochwyciła w ramiona ciało
Trunksa. Przyciągnęła zakrwawionego chłopca do siebie, a matczyne łzy zaraz
zaczęły opadać na jego białą jak kreda twarz.
-
Nie, nie, nie…! – wyszeptała, a jej wargi zadrżały niekontrolowanie.
Rozdygotaną ręką odgarnęła włosy z oczu Trunksa i gwałtownie przycisnęła go do
swojej piersi, sprawdzając tętno. – Tylko nie to… Tylko nie to! – zaskowyczała,
z całych sił zaciskając dłonie na ciele chłopca i czując jak jego serce się
zatrzymuje. – NIE MÓJ SYN!
Yamchę
otoczyła aura, która swą barwą i konsystencją do złudzenia przypominała zorzę polarną.
Zaraz potem z jej kłębów wyskoczył potężny wilk i rzucił się do walki z
demoniczną żmiją, która po raz kolejny uniosła swój zakrwawiony łeb w gotowości
do ataku. Gohan przemienił się w Mistycznego Wojownika i dołączył do nich w
powietrzu wraz z Siedemnastką i Gotenem, który w amoku próbował pomścić śmierć
przyjaciela. Ziemia trzęsła się w proteście, a Bulma trwała wciąż w tym samym
miejscu, tuląc do siebie zwłoki syna i wygłuszając się na otaczające ją wydarzenia.
Szpony
wilka szarpały cielsko żmii, a zębiska próbowały zacisnąć się na jej głowie. Oderwane
kawałki mięsa i łuski opadały na ziemię, zaścielając ją i na powrót
przemieniając się we włosy. Żmija wiła się, rozjuszona, i w końcu machnęła swym
masywnym ogonem, strącając nim z nieba wszystkich wojowników. Wilka pochwyciła w
szczęki i cisnęła go na ziemię niczym szmacianą lalkę. Zaraz potem jej ogon
uniósł się ponownie i runął wprost na skuloną na trawie Bulmę. W tej samej
chwili ruiny Capsule Corporation eksplodowały, a Ttuce wystrzeliła spomiędzy
płomieni tylko po to, by w mgnieniu oka znaleźć się przy kobiecie i jednym
uderzeniem pozbawić żmiję końcówki ogona, która miała ją zmiażdżyć.
Gohan
poderwał się na równe nogi i wystosował w kierunku zaskoczonego potwora szybką
serię pocisków ki. Rzucił okiem na Ttuce i tyle mu wystarczyło, by w tym
szaleństwie stwierdzić, że Saiyanka nie wykona już żadnego ruchu. Stała wciąż
przed Bulmą, zasłaniając ją własnym ciałem, ale żałosny sposób w jaki oddychała
zdradzał, że na wydostanie się z kabiny supresji poświęciła całą swoją energię.
Drżała wyraźnie, jej kolana się trzęsły, a ubranie było nadpalone w wielu
miejscach. Oczy miała podrażnione od dymu, a w eksplozji musiała stracić ogon,
który teraz stanowił jedynie krwawą plamę na górze spodni. Poziom ki Saiyanki oscylował
tak nisko, że Gohan nie mógł zrozumieć jakim cudem ta jeszcze w ogóle trzyma
się w pionie. Zacięty wyraz osmalonej twarzy Ttuce sugerował jednak, że lepiej
nie zdawać tego pytania na głos.
Żmija
zaatakowała ponownie i po chwili Gohan po raz kolejny czuł w ustach posmak
ziemi, gdy próbował się z niej pokracznie zebrać. Ttuce stała bezradnie w tym
samym punkcie, zdając sobie sprawę, że jeśli tylko spróbuje drgnąć, to upadnie
na twarz. Organizm Saiyanki był tak wyczerpany, że teraz mogła tylko
obserwować, jak potwór po raz kolejny pozbywa się wszystkich swoich przeciwników
i powoli zwraca w jej stronę.
Ttuce
dyszała ciężko i nawet nie mrugała, obserwując wielką łepetynę i
krwistoczerwone ślepia, który wwierciły się w jej twarz. Kiedy paszcza żmii
runęła wprost po nią, napięła wszystkie mięśnie, wciąż starając się osłonić
Bulmę i to, co pozostało z Trunksa. Skoro ciało Saiyanki i tak nie zamierzało
drgnąć, to równie dobrze mogło posłużyć teraz za mur. Ttuce z rosnącym przerażeniem
obserwowała zbliżające się do niej nieubłaganie kły i kiedy już miały w nią
ugodzić, zacisnęła gwałtownie powieki.
Usłyszała
głośny świst rozcinanego powietrza, a w twarz uderzył ją gorący podmuch
niewiadomego pochodzenia. Zachwiała się, ale jednak utrzymała równowagę i z
wahaniem rozchyliła powieki. Wizję przesłaniały jej kłęby szarego dymu, ale gdy
tylko zaczęły opadać, Ttuce dostrzegła stertę częściowo pokruszonych włosów,
które zostały ze żmii i teraz dogorywały na ziemi. Uniosła powoli wzrok i wbiła
go w miejsce, z którego musiał nadjeść ratunek. W tym punkcie kłęby dymu były
wciąż wyjątkowo gęste, tym samym zdradzając źródło zbawiennego pocisku ki.
Oczom Ttuce stopniowo zaczął się ukazywać zarys sylwetki bohatera, a wraz z
opadającym kurzem serce Saiyanki zabiło mocniej.
-
To niemożliwe – powiedziała sama do siebie, a jej oczy powiększyły się jeszcze
bardziej, gdy dym przesłaniał wciąż twarz wybawiciela, a mimo to mogła go już z
całą pewnością rozpoznać.
Czując
nagły zastrzyk energii, Ttuce obejrzała się przez ramię i stwierdziwszy, że
Bulma jest nieprzytomna, ale jak najbardziej żywa, przytknęła dwa palce do
swojego czoła. Widok szeroko otwartych i niewidzących oczu Trunksa sprawił
jednak, że zaschło jej w gardle i na chwilę zapomniała o ucieczce. Wstrząsnął
nią dreszcz dotkliwej straty, której nie spodziewała się jeszcze kiedykolwiek
doświadczyć. Świadomość śmierci chłopca wcale nie przygotowała Ttuce na
zmierzenie się z tym faktem twarzą w twarz. Otworzyła usta, próbując coś
powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zamknęła je więc z
powrotem i przełknęła poczucie winy.
Jej
wzrok na chwilę skrzyżował się ze wzrokiem Gohana, który jeszcze nie do końca
wiedział co się stało, ale zauważył, że Saiyanka zamierza uciec, więc skoczył w
tym samym kierunku, próbując ja pochwycić. Ttuce rzuciła ostatnie spojrzenie
postaci na niebie i teleportowała się stamtąd, pozwalając by pięść Gohana
zacisnęła się w powietrzu. Chłopak zaklął z wściekłości i też spojrzał w niebo.
W przeciwieństwie do Ttuce nikogo na nim nie zobaczył, chociaż jeszcze przed
chwilą wyraźnie wyczuwał tam czyjąś ki.
Gohan
zmrużył oczy, tym razem nie tracąc czujności. Yamcha podszedł do niego już w
swojej ludzkiej postaci, z niezbyt wesołą miną pocierając obolałe żebra w miejscach,
gdzie jego ubranie nosiło ślady kłów żmii.
-
Uciekła? – spytał, od razu zauważając brak Ttuce.
-
Na tej planecie już jej na pewno nie ma – mruknął Gohan, wciąż nie odrywając oczu
od pustego nieba, z którego znowu leniwie sączył się lepki deszcz.
-
Czego tam szukasz? – Yamcha podążył za jego wzrokiem.
-
Osoby, która nas uratowała. – Gohan zmarszczył nos. – Ten ktoś zabił Ameonnę i spłoszył
Ttuce.
-
Myślałem, że może Goku… – zaczął Yamcha, ale Gohan potrząsnął stanowczo głowo.
-
To nie był ani mój ojciec, ani Vegeta, tego jestem pewien.
-
W takim razie kto?
-
To dobre pytanie. Nie wiem kiedy, ale już kiedyś zetknąłem się z tą ki. Skądś
ją znam. – Gohan czuł, że ogarnia go zmęczenie. Westchnął i opuścił wzrok, po
czym wytarł brudne od ziemi dłonie w poszarpane nogawki spodni. – Ktokolwiek to
był, uratował nam wszystkim życie.
-
Kimkolwiek jest wasz nowy
sprzymierzeniec, jego pomoc na zbyt wiele wam się nie zda.
Na
dźwięk tego głosu Gohan i Yamcha równocześnie poderwali głowy, a zaraz potem
dołączyli do nich Siedemnastka z Gotenem. Głos Czarnego Wojownika zdawał się dobiegać
z rozdartego pociskami ki nieba, które z każdą chwilą robiło się coraz
ciemniejsze i bardziej nieprzeniknione.
-
Witajcie ponownie, Ziemianie! Mam
nadzieję, że podobała wam się zabawa z Ameonną. Teraz bowiem czeka was starcie
z jej dziećmi, które bardzo chętnie pomszczą śmierć matki. – Głos zadrżał
od śmiechu i jeszcze bardziej przybrał na syczącej manierze. Wojownik wyraźnie
dobrze się bawił, zgrywając komentatora. – Przyjdą
po was kolejno, a wy już nigdy nie ujrzycie światła słonecznego. Tym razem to
właśnie Ziemia będzie naszą areną.
-
Niby co chcesz przez to powiedzieć?! – warknął Siedemnastka, robiąc krok w
przód, a niebo zatrzęsło się od głębokiego śmiechu, który swym tubalnym brzmieniem
przypominał dźwięk grzmotu.
-
Osiedliłem się już na dobre w waszym wszechświecie
– wyjaśnił Czarny Wojownik z dosłyszalną przyjemnością. – I tak długo, jak w nim jestem, nic nie wróci do normy. Przyzwyczajcie
się więc do życia w świecie bez słońca. I bez kryształowych kul.
Gdy
tylko głos wreszcie umilkł, z czarnego jak smoła nieba na nowo lunął deszcz. Wstrząśnięty
Gohan spojrzał na swoich towarzyszy, a potem na leżącą na ziemi Bulmę, która
wciąż ściskała ciało Trunksa w ramionach. Jeśli słowa Czarnego Wojownika zawierały
w sobie choć ziarno prawy, chłopiec miał już nigdy nie odzyskać życia.
-
Co ten potwór zrobił z kryształowymi kulami? – spytał Gohan głucho.
*Coś więcej o Ameonnie.
Obowiązki gonią, ale udało mi się znaleźć chwilę na nowy rozdział. Z góry przepraszam, jeśli kogoś o nim nie poinformowałam - postaram się to nadrobić w najbliższym czasie. Dziękuję też za wszystkie komentarze i wiadomości; czy to tutaj, na gg, mailu, czy fb. Staram się na wszystkie w miarę regularnie odpisywać, ale różnie mi to niestety wychodzi!
Ps. Jak Wam się podoba "Kabe"? ;)
No nareszcie! :) Wreszcie doczekałam się nowego rozdziału! ;)
OdpowiedzUsuńJak widzę Czarny Wojownik staje się coraz poważniejszym przeciwnikiem dla drużyny Z. Oby to nie wróżyło nic złego dla Ttuce i reszty. Swoją drogą, ciekawi mnie, jak koniec końców skończy nasza TT. Może to właśnie Czarny Wojownik przyłoży rękę do jej śmierci (no chyba, że nie zamierzasz jej uśmiercać ;) ).
Pozdrawiam i życzę, abyś miała więcej czasu dla siebie i oczywiście na pisanie nowych rozdziałów! ;)
G.
Dziewczyno przyprawiasz mnie o zawał serca po pierwszym zdaniu w opowiadaniu. Jak to nie przybył z odsieczą?! nie no żartuję ;P
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, uwielbiam jak piszesz ;)
Czarny Wojownik przyprawia mnie o ciarki ;)
No no, przyznam szczerze że z tym rozdziałem mi nieco pomogłaś. Jeśli już wiesz, moja postać jest teraz w świecie Sary, gdzie przybył za mną, sam Czarny Wojownik. Wiedział, że chcę odnaleźć TTuce, dlatego chcę mnie powstrzymać, więcej nie zdradzę, sama się niedługo przekonasz.
OdpowiedzUsuńRozdział był świetny i czekam na więcej, oby były coraz dłuższe :P
Nowa szata graficzna świetna! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3 Przerobiłam Violet z Armii Czerwonej Wstęgi.
UsuńZapraszam na najnowszy rozdział! ^^
OdpowiedzUsuńKochana Nocebo.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo się nie pokazywałam, ale jakoś nie mam czasu na tego typu przyjemności. Ostatnio nawet próbowałam w końcu coś napisać, ale na kilku zdaniach się skończyło i dupa... Eh :(
Co do opowieści na początku miałam wrażenie, iż opowieść jest wyrwana z kontekstu i czegoś właśnie brakuje, ale czego? Później uświadomiłam sobie, że mam problem ze zrozumieniem tekstu gdyż dzieciaki mi tu przeszkadzały i zaczepiały mnie. Ah...
Sama postać pechowej, deszczowej kobiety jest bardzo ciekawa. Potrafiłam sobie wyobrazić jej długie, obleśne i mordercze wijące się włosy jak węże u Meduzy :D Opis walki był ciekawy, aczkolwiek było go bardzo mało. Śmierć Trunksa mnie zaskoczyła gdyż spodziewałam się odejścia Bulmy, a ona po raz kolejny przetrwała! To jest kobieta nie do zajechania ;) Nie ma co, nawet Akira nigdy jej nie uśmiercił :D
Co do tajemniczej osoby na niebie, od razu wiedziałam, iż jest to Raditz :D Ttuce i jej reakcja ją sprzedały, a Gohan i jego świadomość tylko potwierdziły moje przekonania.
Pozdrawiam i przepraszam za nieskładny bełkot.
ps. Jak to bez kryształowych kul??? Uśmiercenie Kami czy jakaś czarna magia niwelująca magię "nameczańskich" mocy????
Usuń