W
czasie walki Goku i Ttuce nieustannie się przemieszczali. Zostawili górską
kotlinę daleko za sobą i teraz bili się nad budynkami pobliskiego miasteczka.
Ludzie dostrzegali jedynie ogniste wybuchy i opadające kaskadami iskry, gdy
zbyt szybkie do zaobserwowania postaci zderzały się w powietrzu. Pojawiającym
się kłębowiskom płomieni towarzyszył hałas podobny wybuchom fajerwerków i
mieszkańcom wydawało się, że po raz kolejny zapomnieli o obchodach chińskiego
Nowego Roku.
Ttuce
zasypywała Goku gradem ciosów, poruszając rękami i nogami z taką prędkością i
zaciekłością, jakby była na baterie. Saiyanin odbijał kopniaki i uderzenia,
czując jak skóra na jego przedramionach cierpnie z bólu. Wybił się ponad swoją
przeciwniczkę i poczęstował ją uderzeniem z główki. To niespodziewane zagranie
posłało Ttuce na kilka metrów w dół. Krew z rozciętej nad łukiem brwiowym skóry
zalała jej oczy i gdy Saiyanka znowu spojrzała na Goku, ten nie mógł nie poczuć
satysfakcji. Zanim Ttuce ponowiła atak, on wystrzelił w powietrze, opuszczając
teren miasta i wracając nad kamieniste pustkowie, na którym wciąż czekali
pozostali wojownicy.
Ttuce
puściła się w pogoń, zwiększając dwukrotnie prędkość i posyłając za Goku
kilkanaście pocisków energetycznych, które wystrzeliwały z jej wyciągniętych
przed twarzą dłoni. Saiyanin płynnym ruchem przemieszczał się pomiędzy wrogimi
wiązkami energii i równocześnie starał się oddalić jak najbardziej od miasta.
Uśmiechnął się sam do siebie. To wyzwanie zaczynało mu się podobać.
Znienacka
Ttuce pojawiła się tuż przed nim i ugodziła go prawym sierpowym w podstawę
szczęki. Goku zakrztusił się krwią, gdy w wyniku uderzenia ugryzł się w język.
Cios przerwał mu lot i wygiął ciało w tył, a Ttuce przystawiła dłoń do jego
klatki piersiowej i odpaliła kolejny pocisk energii. W towarzystwie dymu i
iskier Goku wpadł na zbocze góry.
-
Heh. – Ttuce obnażyła zakrwawione zęby, obserwując jak jego ciało wbija się w
skalistą ścianę. Unosiła się naprzeciwko niego, cała skurczona z ekscytacji i z
dłońmi zaciśniętymi w pięści. Jej ogon puszył się i wił ostrzegawczo. –
Naprawdę myślałeś, że Saiyanin trzeciego sortu jest w stanie zwyciężyć
elitarnego wojownika z królewską krwią w żyłach?
-
Już to gdzieś słyszałem. – Goku odepchnął się łokciami od skał. Otrząsnął się
po uderzeniu i skupił wzrok na Ttuce. Ubranie na jego piersi nosiło ślady
spalenizny.
Saiyanka
ryknęła i ruszyła na niego jak wystrzelona z łuku strzała.
-
Kaio-ken! – Naprężone ciało mężczyzny otoczyła czerwona poświata, a jego
prędkość i siła zwiększyły się momentalnie.
Mając
w myślach ten sam trik, którego Saiyanka użyła na nim chwilę wcześniej,
teleportował jej się sprzed nosa. Nim zaskoczona Ttuce zdążyła się obejrzeć,
Goku pojawił się z boku i równocześnie wykonał dwa ruchy: od góry ugodził ją łokciem
w głowę, a kolanem od spodu w brzuch. Ttuce wygięła się pod jego naporem jak
wąż, całkiem tracąc oddech i wypluwając krew. Goku odskoczył i uniósł obie ręce
do góry, łącząc dłonie nad głową i biorąc gwałtowny zamach. Zanim Ttuce
otrząsnęła się po poprzednim ataku, Goku uderzył w jej lędźwia i posłał ją
pionowo w dół. Saiyanka z trzaskiem wbiła się w ziemię, na krótką chwilę
znikając mu z oczu w deszczu skalnych odłamków i tabunie kurzu.
Mimo
morderczego połączenia ciosów, Ttuce odbiła się od podłoża i wróciła do Goku z
jeszcze większym impetem i determinacją. Z gardeł obu Saiyanów wyrwał się
bojowy wrzask, gdy starli się po raz kolejny. Uderzyli się równocześnie, Ttuce
celując pięścią w lewy policzek, Goku w prawy. Chwycił ją za wyciągniętą rękę i
uniósł nad siebie z zamiarem odrzucenia. Ttuce przechytrzyła go jednak i
wygięła się, stopami zapierając na czubku jego głowy.
-
Hej! – Goku spojrzał na nią z wyrzutem, a Ttuce wyszczerzyła zęby w złośliwym
uśmiechu i zaczęła ciągnąć za jego nadgarstek, planując wyrwać mu rękę z barku.
Goku
krzyknął boleśnie i z wolnej dłoni wystrzelił pocisk ki. Ttuce musiała go
puścić i się teleportować, żeby uniknąć uderzenia. Goku wyczuł jej energię
kiedy jeszcze ona sama była niewidoczna i przeniósł się w tym kierunku. Wypadli
na siebie z powietrza, zderzając się ramionami.
-
Zacząłeś się już bać? – wycedziła mu na ucho.
Schwyciła
go w pasie i runęła z nim w dół, celując jego twarzą w ziemię. Goku złapał ją
na oślep za ogon, ciągnąc do góry. Ttuce warknęła, nieruchomiejąc w powietrzu.
Nie chciała się rozbić razem z nim. Goku wykorzystał moment gdy jej uścisk
nieco zelżał i wyrwał się z pułapki. Złapał pewniej za ogon i wziął zamach. Z
ust Ttuce wydostał się pisk, gdy młodszy Saiyanin zaczął raz za razem uderzać
nią w podłoże, posługując się ogonem jak kijem od wędki.
-
Zacząłem się dobrze bawić!
Ttuce
sarknęła i uniosła ręce przed klatkę piersiową, posyłając w jego brzuch kolejną
serię pocisków. Goku puścił jej ogon, gdy podmuch energii odepchnął go w tył.
Utrzymał jednak równowagę i był gotów, kiedy Ttuce znowu na niego ruszyła.
Leciała blisko przy ziemi, a warkot wydobywający się z jej gardła i żyłki
pojawiające się w oczach były jedynym ostrzeżeniem, jakie dostał zanim ich
ciała znowu się starły. Aura, która otaczała Ttuce w postaci Saiyanina drugiego
poziomu parzyła i jeszcze podnosiła temperaturę powietrza. Goku zaciskał zęby
czując, jak jego skóra cierpi przy każdym zetknięciu z pięściami Saiyanki. Miał
wrażenie, że liżą go płomienie.
-
Jest słabsza niż Goku – ocenił Piccolo, obserwując walkę ze zmrużonymi oczami.
– Ale nadrabia zaciekłością.
Tak
jak i pozostali wojownicy czekający na ziemi, momentami tracił walczących z
oczu. Zwłaszcza gdy Ttuce próbowała powtórnie sprowadzić Goku nad miasto i tam
wymierzyć mu sprawiedliwość w towarzystwie przypadkowych ofiar. Oboje byli
poturbowani i zmęczeni. Ttuce krwawiła bardziej, ale o dziwo coraz większe
wyczerpanie organizmu zdawało się dodawać Saiyance motywacji. Była
niezmordowana, napadając na Goku jak wściekły pies. Dzięki mniejszemu ciału i
zwinności udawało jej się wystosować więcej ciosów. Goku atakował rzadziej, ale
jego uderzenia częściej trafiały do celu.
-
Co za szkoda! – krzyknął, przeskakując nad kopniakiem.
-
Czego szkoda?! – Walnęła go pięścią w brzuch. – Chyba tylko tego, że jeszcze
żyjesz!
Goku
sapnął i uciekł przed kolejną lawiną uderzeń.
-
Szkoda, że jesteś morderczynią! Gdybym oprócz Vegety miał do dyspozycji na
treningach także ciebie, to nie mógłbym być szczęśliwszy!
-
Będziesz musiał obejść się smakiem! – Wykonała kolisty ruch rękami, a następnie
wysunęła dłonie do przodu jak działo i odpaliła w kierunku Goku jaskrawą dawkę
energii, która zostawiła po sobie koleinę w ziemi.
Vegeta
stał kilka kroków przed Wojownikami Z i oglądał pojedynek z rosnącą
niecierpliwością. Piccolo zauważył, że saiyański książę obnaża zęby, a z jego
gardła zaczyna wydobywać się wściekły, gulgoczący warkot. We wnętrzu musiało mu
się zbierać na erupcję wulkanu furii. Kamyczki leżące w pobliżu podskakiwały
nerwowo w takt tego, jak z ciała Vegety uwalniała się energia. Jego pięści,
mimo że wciąż zwisające przy bokach, zaciskały się coraz bardziej, a materiał
rękawic aż trzeszczał. Nos Saiyanina był zmarszczony, tak jak i brwi, a z oczu
sączyła się nienawiść.
-
Co tam, Vegeta? Zirytowany, że twoja siostra też przegrywa z Goku? Waszej
rodzinie chyba nie jest pisane go pokonać. Można jeszcze poprosić Tarble’a,
żeby spróbował! – Krillan zaśmiał się beztrosko, chyba nie do końca zdając
sobie sprawę z tego w jakim stanie jest Vegeta.
Głowa
księcia zaraz zwróciła się w jego stronę, ale cokolwiek szczeknął w odpowiedzi
zostało zagłuszone, gdy Goku i Ttuce zderzyli się tuż przy nich. Uderzenie było
tak potężne, że wzbiło tumany piachu, a huk mu towarzyszący poniósł się echem
po kotlinie. Walczący Saiyanie byli jak siła natury, gotowa zniszczyć wszystko
na swojej drodze. Znowu zwiększyli swoją prędkość tak, że stali się praktycznie
niewidoczni dla ludzkiego oka. Nawet Krillan, Tien i Yamcha, mimo wieloletniego
doświadczenia, mieli spory problem żeby za nimi nadążyć. Głowy Vegety, Piccolo
i Gohana skakały w tą i z powrotem, a oczy ścigały przemieszczających się
błyskawicznie wojowników. Przy każdym ich spotkaniu buchały płomienie i leciały
iskry, zupełnie jakby ktoś detonował w powietrzu granaty. Wydawać by się mogło,
że nawet jeśli słońce wreszcie zajdzie, to i tak dzięki aurom emanującym od
Saiyanów wszystko będzie oświetlone.
-
JESTEŚĆIE NUDNI!
Ttuce
i Goku zamarli w powietrzu. Ona trzymała go za materiał koszuli, a jego pięść
była centymetry od jej nosa. Oboje wpatrywali się z identycznym zdumieniem w
miejsce, w którym wciąż stał Vegeta. Książę warknął ze zniecierpliwieniem i wreszcie
zaczął się do nich zbliżać, a towarzysząca mu płonąca aura nie zwiastowała
niczego dobrego.
-
Przestańcie być nudni! Przyszedłem tu po to, żeby zobaczyć walkę Super
Saiyaninów trzeciego poziomu, a nie sparring towarzyski! – Wzbił się w
powietrze i podleciał do nich, w międzyczasie samemu się przemieniając. – Albo
zaczniecie walczyć na poważnie, albo osobiście pozabijam was oboje!
Goku
i Ttuce odskoczyli od siebie na bezpieczną odległość. Ramiona wojowniczki drżały
z nadmiernego wysiłku, a rana na czole nie zdążyła się jeszcze zasklepić i
ciągle wyciekała z niej świeża krew.
-
Więc to dlatego szukałeś ze mną Smoczych Kul? Chciałeś mieć pewność, że nikt mi
nie przeszkodzi i że Kakarotto w końcu będzie musiał ze mną walczyć?
Vegeta
posłał jej drwiący uśmiech.
-
No jak ty mnie dobrze znasz. – Napiął mięśnie ramion i z wrzaskiem przeszedł na
drugi poziom Super Saiyanina. Jego energia prawie zmiotła Goku i Ttuce na
ziemię. – Straciłem cierpliwość.
Ttuce
parsknęła i spojrzała na Goku z ukosa.
-
On ma rację, Kakarotto. Koniec żartów. Zbyt długo dawałam ci fory.
-
Fory? – sapnął Saiyanin, trzymając się za brzuch, ale wciąż nie tracąc swojego
firmowego uśmiechu. – Pocieszyłaś mnie. Już myślałem, że to wszystko na co cię
stać!
Równocześnie
przeszli poziom wyżej. Ich włosy wydłużyły się i ułożyły w identyczny sposób, a
mięśnie bardziej się uwydatniły. Zanim jednak Goku czy Ttuce zdążyli zrobić z
nich jakikolwiek użytek, Vegeta wkroczył do akcji. Świeży i wypoczęty, kopnął
Ttuce w szczękę, a Goku walnął pięścią w nos. Poszkodowana dwójka z impetem
wbiła się w zbocze góry, a Vegeta uśmiechnął się z rozmarzeniem.
-
Utrudnię wam zadanie. – Płomień energii wokół niego jeszcze przybrał na sile,
gdy zanurkował w dół, wprost po swoje ofiary.
-
Kretyni – sapnął Piccolo, z niedowierzaniem obserwując to, co właśnie rozgrywało
się na jego oczach. – Rasa kretynów.
-
Nie podoba mi się to. – Gohan westchnął cierpiętniczo i potarł czoło dłonią. –
Będą się tak bawić do jutra…
-
Goku powinien był użyć potrójnego Kaio-ken i Ttuce już dawno leżałaby dziesięć
metrów pod ziemią. – Piccolo zgrzytnął zębami. – Ale oczywiście tego nie
zrobił, bo pojedynek skończyłby się zbyt szybko. Czasami odnoszę wrażenie, że
twój ojciec ma większego pierdolca na punkcie walki niż Vegeta.
-
Vegeta skopie im teraz tyłki – mruknął Krillan, oglądając jak książę robi z
Goku worek treningowy, a potem z impetem pikuje i wbija się stopami w
brzuch leżącej na ziemi Ttuce. – Są zbyt zmęczeni, żeby reagować. Trójka wysysa
z nich za dużo energii w tym stanie.
-
Możemy tylko obstawiać zakłady, które z nich pierwsze się odmieni. – Yamcha
podrapał się po brodzie. Ttuce przeleciała nad ich głowami jak szmaciana lalka.
– No cóż, nie sądziłem, że Saiyanin drugiego poziomu może robić takie rzeczy z trójką…
-
W normalnych warunkach nie miałby szans. – Tien skrzyżował ręce na szerokim
torsie. W tle rozległ się rozpaczliwy wrzask Goku. – Ale ta dwójka imbecyli
zużyła zbyt dużo sił na podchody.
-
Och, tato… – Gohan był zbyt zażenowany, żeby dalej oglądać walkę. – Co ja
powiem mamie? Przecież to zwykła rzeźnia. Fajnie, że chociaż Vegeta dobrze się
bawi. – Przerażający śmiech księcia poniósł się po kotlinie i wypłoszył te z
ptaków, które jeszcze jakimś cudem ostały się pośród skał.
-
Ktoś powinien polecieć do Karina po Senzu – zasugerował Krillan, jak na
wiernego przyjaciela przystało, ale odpowiedziała mu absolutna cisza. – Wow, las
rąk. Nie wyrywajcie się tak.
-
Niech cierpią. Zasłużyli – warknął Piccolo.
Tymczasem
Goku i Ttuce w jakiś sposób odzyskiwali kontrolę nad sytuacją, a Vegeta musiał
zacząć się bardziej starać. Walka która do tej pory przedstawiała się jako
pojedynek jednego przeciw dwójce, stopniowo przekształciła się w bitwę trzech
równych oponentów.
-
Mogłeś powiedzieć, że masz ochotę na trójkącik! – Ttuce wbiła pięść w szczękę
brata.
-
Lubię działać z zaskoczenia! – Odwdzięczył się jej kopniakiem w brzuch.
Goku
pojawił się przy nich i schwycił ich za włosy, z pełną premedytacją zderzając
rodzeństwo czołami. Gdy puścił, Vegeta i Ttuce na wpół omdlali runęli w dół. Po
kilku sekundach otrząsnęli się jednak na tyle, by przeprowadzić kontratak.
Odnaleźli się w powietrzu i przywierając do siebie plecami wycelowali dłonie w
Goku. Z krzykiem wystrzelili w jego kierunku potężne wiązki energii, które w
locie połączyły się w jedną. Ta dopadła go nim zdążył choćby mrugnąć i porwała
wysoko w powietrze, wynosząc na – jak to wyglądało z dołu – orbitę
okołoziemską. Nim wrzask Goku ucichł w oddali, Vegeta i Ttuce bili się już
między sobą. Po poprzednim ataku Saiyanka wypadła z trzeciej transformacji, ale
udało jej się utrzymać drugą.
Poziom
rodzeństwa był wyrównany. Poruszali się niemal w identyczny sposób, a na
dodatek myśleli podobnie, bo każde z nich zdawało się wiedzieć dokładnie, co
takiego drugie ma w planach. Odbijali wszystkie uderzenia i krzesali iskry, gdy
ich skóra się ścierała. Nagle znieruchomieli i wbili wzrok w niebo. Goku
uśmiechnął się do nich z dużej wysokości. Był w swojej pierwotnej formie, a
jego koszula w strzępach. Wyciągnięte do góry ręce dźwigały ogromną kulę energii,
którą zaraz też posłał na swoich przeciwników.
Ki
Goku wbiła ich w ziemię, a oślepiający blask zalał wszystko. Pozostali
Wojownicy Z odwrócili wzrok, nie mogąc wytrzymać takiego natężenia światła.
Kiedy straciło ono wreszcie na intensywności, Vegeta i Ttuce byli już na
nogach, chociaż atak Goku również wytrącił ich z formy Super Saiyanina. Ubrania
rodzeństwa więcej odkrywały niż zakrywały, a napierśniki były pogruchotane, ale
żadne z nich się tym nie przejęło.
Wzbili
się w powietrze i dołączyli do Goku. Nastąpiła kolejna seria wymiany ciosów
pomiędzy trójką oponentów. Przemieszczali się w powietrzu jak małe tornado,
tłukąc prawie na oślep. W pewnym momencie Goku i Vegeta równocześnie uderzyli
Ttuce w brzuch, i posłali ją z powrotem na ziemię. Walka rozgorzała na nowo
pomiędzy dwoma odwiecznymi rywalami, którzy uśmiechali się do siebie z taką
samą pasją w oczach i tłukli z oddaniem, na które było stać wyłącznie
prawdziwych przyjaciół z saiyańską krwią w żyłach. Ttuce znowu ich dogoniła i
odpłaciła się pięknym za nadobne, masakrując serią pocisków ki.
Piccolo
obserwował to przedstawienie z coraz większym niepokojem.
-
Niedobrze. Wpadają w berserk.
-
W co wpadają? – Yamcha spojrzał na niego ze zdumieniem.
-
Szał walki. Słyszałem, że nawet u zwykłych ludzi może on być tragiczny w
skutkach, a co dopiero u dojrzałych Saiyanów. Jeśli stracą nad sobą kontrolę,
to jeszcze zyskają na sile, ale też zabiją wszystko i wszystkich na swojej
drodze. – Piccolo zmarszczył nos, przewidując konsekwencje takiego obrotu sprawy.
– Goku nawet nas nie pozna zanim pourywa nam głowy.
-
CO?! – Krillan złapał się za serce i zaczął trząść ze strachu. – Trzeba coś
zrobić! Trzeba ich powstrzymać! Trzeba zadzwonić na policję!
-
Krillan. Przecież ty jesteś policjantem – przypomniał mu łagodnie Yamcha.
-
Powinienem interweniować. – Gohan zdjął okulary i odruchowo wytarł ich szkła o
rękaw koszuli, zanim wreszcie oddał je wciąż histeryzującemu buddyście do
potrzymania. – Chociaż w tej kondycji mogę nie mieć z nimi szans. Dawno nie
trenowałem.
Piccolo
zatrzymał go ruchem ręki.
-
Nie. Poczekajmy, może jednak Goku się opamięta. Jeśli nie, to naprawdę niewiele
zdziałasz. Co najwyżej jako pierwszy będziesz gryzł ziemię.
Powietrze
pluło płomieniami podczas gdy rozwścieczeni wojownicy nadal na siebie
nacierali. W końcu zderzyli się z taką siłą, że ta odrzuciła całą trójkę w
różnych kierunkach. Ttuce i Goku zaryli w ziemię, a Vegeta odleciał jeszcze
wyżej. Znieruchomieli na chwilę, dysząc ciężko i posyłając sobie rozdrażnione
spojrzenia. Ich ciała dygotały z przeciążenia, ale żadne z nich nie miało
zamiaru się poddać. I wtedy stało się to, czego Piccolo najbardziej się
obawiał. Ręce Saiyanów zaczęły się ustawiać w znajomych pozycjach.
-
Wiejcie! Ale już! Uciekajcie stąd i nie oglądajcie się za siebie! – Nameczanin
wzbił się w powietrze jako pierwszy, a cała reszta posłusznie podążyła za nim.
-
Kame… – Pomiędzy złożonymi dłońmi Goku pojawiło się groźne niebieskie światło.
– Hame… HA! – Wyprostował ręce przed sobą, gdy nagromadzona energia była już wystarczająca.
Vegeta
wycelował w swoich przeciwników jedną rękę i pozwolił, by cała jego moc skupiła
się w dłoni.
-
BIG BANG ATTACK! – wrzasnął, gdy wreszcie ją uwolnił.
Ttuce
naprężyła mięśnie ramion i opuściła ręce wzdłuż ciała. W obu jej dłoniach pojawiły
się czarne pociski ki, które połączyły się w jeden, gdy na powrót uniosła ręce
na wysokość twarzy.
-
SHADOW BLAST!
Trzy
potężne wyładowania energetyczne zderzyły się ze sobą. Wybuch, który po tym
nastąpił, był praktycznie bezgłośny. Uwolniona energia zalała kotlinę, a jej
podmuch dosiągł nawet uciekających Wojowników Z. Porwał ich w swoje ramiona i
podrzucił w powietrzu jak liście, nic sobie nie robiąc z oporu ciał.
Gdy
Piccolo w końcu odzyskał kontrolę nad kierunkiem lotu, zatrzymał się i obejrzał
przez ramię. Kotlina i góry przestały istnieć. Teraz miał przed sobą idealną
równinę, która sąsiadowała z nieco nadszarpniętym wybuchem miastem. Nameczanin
zaklął i ruszył z powrotem na miejsce walki, czując pozostałych wojowników
„drepczących” mu po piętach. Zaczynał się czuć jak cholerny przewodnik
wycieczki.
Ttuce
otworzyła oczy. Leżała wgnieciona w ziemię, przykryta gruzem. Stęknęła i próbowała
ocenić stan swoich obrażeń. Myślenie bolało. Wszystko ją bolało. Bolały ją
nawet te części ciała, których nie posiadała. Z trudem uniosła się do siadu i
odkryła, że ma nadpaloną sierść na ogonie. Spojrzała na swoich przeciwników
i z niemałą satysfakcją stwierdziła, że ci byli w równie opłakanym stanie. Nie
mogli się podnieść, jedynie tkwili w wyżłobionych przez swoje ciała
wgłębieniach i wydawali pełne dezaprobaty dźwięki.
-
Ha. Powinnam was obu dobić! – Próbowała stanąć na nogi, ale zamiast tego upadła
z powrotem na tyłek. Krzyknęła z bólu i złapała się za żebra. – Ale chyba
jednak odłożę to na później…
Vegeta
wymamrotał litanię do swoich organów wewnętrznych.
-
Jestem głodny – jęknął Goku.
Piccolo
stanął nad nimi z rękami skrzyżowanymi na torsie i miną nauczyciela, który
przyłapał swoich uczniów na paleniu trawki.
-
To ja powinienem was teraz dobić. Nieodpowiedzialne imbecyle!
-
Spierdalaj – sarknął Vegeta, w końcu dźwigając się na nogi. Pozostali Saiyanie
poszli w jego ślady, ale ich miny mówiły same za siebie, że to nie jest dobra
decyzja i że rozsądniej byłoby pozostać na ziemi do czasu przyjazdu karetki.
-
Kakarotto! – Ttuce się zatoczyła. – Twój czas nadszedł! Ostateczne starcie! –
Uniosła ręce jak bokser i stanęła przed nim, chwiejąc się jak pijana. – Teraz
już nic ci nie pomoże!
Goku
położył jej dłoń na głowie, a Ttuce wytrzeszczyła oczy. Myśli Saiyanki zaczęły
pędzić jak oszalałe, niespodziewanie wyświetlając najstarsze i najgłębiej
ukryte wspomnienia. Nawet te obrazy, o których dawno zapomniała i te, którym
pozwoliła się pokryć dywanem bezużytecznych informacji. Miała wrażenie, że
ogląda film ze swojego życia. Zupełnie jakby…
-
TY! – Odtrąciła go i odsunęła się. W jej oczach na powrót płonęła żądza krwi. –
CZYTASZ MI W MYŚLACH, PALANCIE?!
Goku
uśmiechnął się smutno i opuścił rękę.
-
Nie chcę z tobą walczyć.
-
SŁUCHAM?! – Płomień energii eksplodował wokół ciała Saiyanki.
-
Nie będę z tobą walczyć – oświadczył stanowczym tonem, a Ttuce wrzasnęła
przeraźliwie, odchylając głowę w tył, jak wyjący do pełni księżyca wilk.
-
Kurwa, musiałeś ją rozjuszyć! – Vegeta się potknął i nie upadł tylko dlatego,
że uprzednio zdążył się złapać pelerynki Piccolo. Ten syknął na niego
ostrzegawczo, ale został zignorowany. – Skąd ona w ogóle bierze na to siły?!
Ttuce
się gotowała. Nawet jeśli jej ciało było skatowane, a energia na całkowitym
wyczerpaniu, to potrafiła jeszcze sięgnąć do tych rezerw, które miała zgromadzone
w pogotowiu na czarną godzinę – by nawet w obliczu śmierci móc chronić urażoną
dumę.
-
Będziesz ze mną walczyć, Kakarotto. Po prostu muszę cię trochę zmotywować!
To
mówiąc przekrzywiła głowę na bok, posyłając mu szeroki, ociekający szaleństwem
uśmiech. Jej oczy wypełniły się obojętnością na ból i cierpienie, zwłaszcza
cudze. Była dzika i gotowa postawić wszystko na jedną szalę, by zmusić
przeciwnika do reakcji. Goku już raz widział identyczny pokaz emocji. Nie
zdziwił się więc w ogóle, gdy stanowczym ruchem uniosła rękę i wycelowała ją w
czających się za plecami Piccolo Wojowników Z. Jej uśmiech jeszcze się
powiększył, a z wnętrza dłoni wyłoniła krwiożercza kula energii, gotowa do
wystrzału.
Goku
miał wrażenie, że ponownie stoi oko w oko z Majin Vegetą.
Więc informuję, że w poprzedniej notce jest komentarz. Pędzisz jak torpeda.
OdpowiedzUsuńCo, ona pędzi jak torpeda, to tak jak Ja w sumie, kiedy mam wolny czas :). Ale ciekawe ciekawe, mogło by być lepiej. Teraz dajesz na jedną szalę, ponieważ wszyscy na nakurwiają, nie przesadzajmy z tym :D. Ogólnie prawdziwa walka, zacznie się wtedy kiedy Krilin zginie, THAT"S RACIST
UsuńPozdrawiam
Kenzuran Blade River
Te, te! Bo nie polecisz w czasie ;) Dlaczego wszyscy uśmiercają Kuririna :D (Ja prawie xD)
UsuńA ja nie jestem wszyscy i obiecuję Krillanowi krzywdy nie zrobić. :P (Natomiast Ttuce niczego nie obiecuje)
UsuńA mi się podoba i to bardzo. Świetne opisy walki!
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy rozwój wydarzeń :D
Bardzo się cieszę! :D
UsuńNoce.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i w końcu przyszedł czas na komentarz. Jeśli chodzi o opisy wali jestem wniebowzięta, nawet ja tak nie potrafię xD Cud, cud, ale więcej nie powiem bo wpadniesz w samozachwyt :P Ogólnie miło mi się czytało ich starcie, a postawa Vegety była obłędna! Dokładnie tak samo bym postąpiła gdyby było to moje opowiadanie ;) Nie wiem co mam napisać. Znaczy wiem, ale nie umiem ubrać tego w ładne słowa ;P
W każdym bądź razie opisy są na wysokim poziomie, pomysł równie dobry i oczywiście zakończenie, które musi koniecznie przyciągać do następnej części :D Uwielbiam to robić he he.
Ps. Jednak wciąż nie wiem jakie życzenie spełnił Boski Smok. I nie mogę się doczekać!
Pozdrawiam gorąco
wow, jaki opis walki... no nieźle, żeby utrzymywać bijatykę na tak ciekawym poziomie przez taki kawał tekstu! nie jestem fanem walki i w anime te sceny ciut mi się dłużyły, ale tutaj to wypadło świetnie, szacun.
OdpowiedzUsuńTtuce jest jeszcze zajadlejsza, niż przypuszczałam... a Piccolo - obrońca ze stoickim spokojem próbuje ich przywrócić do zmysłów <3
wieczorem czytam dalej ^ ^
Ach, jak mi miło! :D
Usuń