piątek, 17 kwietnia 2015

3. Cut from marble


Goku obserwował postać na niebie i czuł rosnącą w sobie wściekłość, która wypływała z jego żołądka niczym lawa. Zniszczenie miasta i wymordowanie mieszkańców to jedno, ale skrzywdzenie jego przyjaciela… To oznaczało przekroczenie wszelkich granic i wydanie na siebie wyroku. Nie widział dziewczyny dokładnie, ale energetyczna łuna w parze z włosami do pasa kojarzyła mu się jednoznacznie. Poza tym takiej ki nie dało się pomylić z niczym innym. Jako właściciel podobnej w naturze, aczkolwiek nieporównanie większej, Goku nie miał co do tego wątpliwości.
Zaciśnięte zęby bolały, a paznokcie wbijały mu się w poduszki dłoni. Nawet nie zauważył, gdy sam przemienił się w Super Saiyanina. Dopiero gdy ziemia pod jego stopami zaczęła się kruszyć, zdał sobie sprawę ze swojej reakcji. Słońce nadal nie dało rady przebić się przez gęsty dym, ale powietrze wciąż parzyło. W tych warunkach ciała zabitych zaczną się błyskawicznie rozkładać. Goku nie zamierzał zabawić tam na tyle długo, by dać się zatruć ich oparami.
- To Super Saiyanin trzeciego poziomu – poinformował Vegetę tak, jakby ten urodził się dzień wcześniej.
- Wiem, widzę. I nie spodziewałbym się niczego innego po mojej siostrze. – Vegeta skrzyżował ręce na torsie.
- Po… Czym?! – Goku spojrzał na niego z niedowierzaniem. Z wrażenia porzucił gotującą się w nim moc i wrócił do swojej oryginalnej formy, na chwilę zapominając o wściekłości na rzecz zbierania szczęki z gleby.
- Mojej siostrze.
- Nie, Vegeta.
- Co nie, Vegeta? – parsknął, patrząc na niego z dezaprobatą.
Goku uniósł palec wskazujący i zaczął nim machać w powietrzu dla podkreślenia swoich słów:
- Ty masz brata. Na imię mu Tarble!
- Mam też siostrę. Na imię jej Ttuce! A teraz przestań zawracać mi dupę!
Nawet jeśli starszy Saiyanin sięgał mu może do brody, to i tak zawsze sprawiał, że Goku czuł się przy nim jak karzeł. Vegeta odbił się od ziemi i poleciał w stronę Piccolo. Z przytupem wylądował tuż przy nieruchomym Nameczaninie i odchrząknął, na powrót krzyżując ręce na torsie. Jego twarz miała standardowy chmurny wyraz; usta wykrzywione były w kwaśnym grymasie, a brwi tak zmarszczone, że łączyły się na czubku nosa. Piccolo uniósł jedną powiekę. Na widok Vegety aż jęknął.
- Znowu ty? – Otworzył drugie oko. – Znowu wchodzisz mi w paradę?
- Czy on często tak udaje? – spytała Ttuce z nieba, wyraźnie zniecierpliwiona tymi podchodami.
- To bardzo podstępny Nameczanin. Zastawiał na ciebie pułapkę. – Vegeta uniósł w końcu głowę i zaszczycił ją spojrzeniem.
- A ty jak zwykle wszystko popsułeś. – Piccolo poderwał się na równe nogi i podążył za jego wzrokiem, gotów do dalszej walki  poobijany, ale wciąż sprawny.
Ttuce pozwoliła by energia wyparowała z niej falami. Zeszła z trzeciego poziomu i pod normalną postacią opuściła się na ziemię. Wylądowała z gracją, na jednej nodze. Swoją postawą kpiła z tego, jak bardzo Piccolo się zmęczył, żeby dotrzymać jej kroku. W rezultacie Nameczanin miał ochotę wyrwać Saiyance ten przebrzydły ogon.
- Jakkolwiek podstępny by nie był, jest to też jedyna osoba na tej planecie, z którą mogę prowadzić rozmowy na poziomie. Czułbym się więc zobowiązany, gdybyś przestała próbować go zabić.
Ton Vegety był tak samo stanowczy jak zawsze, a twarz trudna do odczytania. Na powrót doskonale panował nad emocjami. Nawet Goku, który przecież widział jego wcześniejszą reakcję, miałby teraz problem, by stwierdzić, czy pojawienie się siostry w ogóle robi na nim jakiekolwiek wrażenie. Ttuce uśmiechnęła się kpiąco i skrzyżowała ręce na piersi w identyczny sposób co on.
- Widzę, że uszkodziłam ci kolegę z piaskownicy. Co za pech. Co tak długo wam zajęło? Zaczynałam się już nudzić, a Namek mógł się przez to przekręcić.
- Miałem ważniejsze sprawy na głowie.
Piccolo obserwował rodzeństwo w rosnącym napięciu. Stali naprzeciwko siebie w tych samych pozach, a temperatura w ich otoczeniu zdawała się nagle spaść poniżej zera. Tęczówki Ttuce były jak ciekły lód, a włosy Vegety jak zwykle przypominały żywy płomień. Nawet jeśli duma dziewczyny równała się dumie jej brata, to o dziwo posłuchała go. Życie Nameczanina zostało mu darowane.
- Naprawdę uważasz, że to było mądre posunięcie z twojej strony? Odsłaniać wszystkie karty już przy pierwszej walce? – Vegeta nie był pod wrażeniem i wypowiadał się jak na zblazowanego krytyka przystało. – Mogłaś zachować tę trzecią transformację na wielki finał.
- Geniusz taktyki się znalazł – warknęła Ttuce, ale pewność siebie nagle zniknęła z jej twarzy, a zastąpił ją wściekły grymas. Wreszcie pojęła swój błąd. Rzuciła szybkie spojrzenie Piccolo, a ten się zaśmiał.
- Tak, to moja zasługa. Gdy tylko zrozumiałem istotę twojego charakteru, wystarczyło pociągnąć za odpowiednie sznurki i dać ci pole do popisu.
- Bystrzak z ciebie. Nic dziwnego, że Vegeta cię lubi.
- Lubi to trochę za dużo powiedziane. – Vegeta wykrzywił usta. – Toleruje jest tu trafniejszym określeniem.
- Jestem wzruszony. – Piccolo przewrócił oczami.
Nieco zapomniany Goku pojawił się obok Nameczanina, chcąc wreszcie obejrzeć siostrę Vegety z bliska. Szybko ich sobie porównał. Byli dokładnie tego samego znikomego wzrostu, a ich ciała podobnie szczupłe i zarazem atletyczne, chociaż Ttuce zdawała się być trochę drobniejsza, a jej ramiona nie zdradzały obecności aż takich mięśni jak u Vegety. Osłonięta jasnymi włosami twarz Saiyanki przez chwilę jawiła mu się jako bardziej delikatna i łagodna. Ale gdy przyjrzał się już uważnie, iluzja prysła niczym mydlana bańka i Goku nie miał więcej wątpliwości – ich królewskie rysy nie różniły się niemal niczym. Kolejny drapieżnik dołączył do stada.
- Rany… Ona wygląda tak samo jak ty, Vegeta! – wykrzyknął, próbując podejść jeszcze bliżej. Zatrzymał się, gdy Piccolo złapał go za nadgarstek i stanowczo pokręcił głową.
- Wiem, Kakarotto. Tak się składa, że to moja siostra bliźniaczka. Podobieństwo jest wskazane.
Ttuce nie poświęciła Goku ani ułamka uwagi. Jej wzrok nadal utkwiony był w Vegecie. Sam Goku tymczasem musiał pogodzić się z faktem, że ta dziewczyna… A raczej kobieta! Jest o kilka dobrych lat starsza od niego i oczywiście wcale na to nie wygląda.
- Ale dlaczego jej włosy są takie jasne? – mruknął konspiracyjnie do Piccolo, a ten sztywno wzruszył ramionami. Jego oczy lśniły gdy spoglądał na saiyańskie rodzeństwo. – Co się dzieje? Nawet jeśli ma złe zamiary, to w trójkę sobie z nią poradzimy!
- Nic nie rozumiesz! – Piccolo sarknął, a jego kły błysnęły. – To tylko przykrywka!
W tym momencie gdzieś nad ich głowami rozległ się szelest i głos Tien Shinhana:
- Siostra bliźniaczka, co? Najpierw Tarble, teraz ona. Ilu innych członków rodziny chowasz jeszcze w kosmosie, Vegeta?
Goku i Piccolo odwrócili się w porę, by zobaczyć jak Tien, Yamcha i Krillan lądują w bezpiecznej odległości od Ttuce i Vegety. Ten drugi najwyraźniej nie był zainteresowany odpowiadaniem na zadane mu pytanie. Nic nawet nie wskazywało na to, że w ogóle je usłyszał.
Krillan posłał Goku słaby uśmiech i kiwnął głową w pozdrowieniu. Zarówno on, trzyoki Tien, jak i Yamcha przybyli z zamiarem walki. Stopień zniszczenia miasta ostudził jednak ich zapał i postanowili trzymać się na uboczu. Przesłanie widoczne na ich twarzach było jasne – będą walczyć, ale nie pójdą na pierwszy ogień. Nigdy nie stanowili konkurencji dla Saiyanów. Dołączą do swoich przyjaciół dopiero, gdy sytuacja będzie tego wymagać.
Vegeta i Ttuce kontynuowali pojedynek na spojrzenia, a Goku odnosił coraz większe wrażenie, że ogląda wstęp do jakiegoś kosmicznego westernu. Mały uśmiech pałętał się znowu na ustach Saiyanki. Z identycznym obnosił się Vegeta kilka lat wcześniej, gdy akurat przymierzał się do zrobienia z kogoś krwawej miazgi.
- Myślałem, że nie żyjesz.
- I mimo to nie zrobiłeś nic, żeby przywrócić mnie do życia – odparła z lekkością, a Vegeta zmrużył oczy.
- Nie miałem za bardzo okazji.
- Nie wciskaj mi kitu. Doskonale wiem o Smoczych Kulach.
- Ach. Proszę, rozwiń temat. – Jego głos ociekał ironią, ale pod tą przykrywką czaiło się zdziwienie.
- Byłam w armii Freezera, kiedy zdecydował się przeprowadzić inwazję na Namek. I to ja zbierałam jego truchło z orbity. A że był w delirium, to miałam okazję nasłuchać się o tych siedmiu piłeczkach, za którymi się uganialiście. – Machnęła ręką. – Zresztą, nie mam ci za złe tego, że w czasie całego pobytu na tej zapomnianej przez wszechświat planecie ani razu nie przyszło ci do głowy, żeby sprawdzić co się ze mną stało. Ale jestem trochę zawiedzona, to fakt.
Vegeta nie sprawiał wrażenia jakby miał z tego powodu wyrzuty sumienia.
- Dużo się działo. Kiedy Freezer zabrał cię z naszej planety… Cóż, byłem pewien, że od razu skrócił cię o głowę. To miało sens. W tamtych czasach jeszcze bardzo bał się legendy o Super Saiyaninie. A później po prostu zostawiłem wszystko w przeszłości. Ojca, Tarble’a i ciebie.
- Nieważne. Nie musisz się tłumaczyć. Zwłaszcza, że zupełnie to do ciebie nie pasuje. Przecież nie mieliśmy czasu, żeby się do siebie przywiązać. – Uśmiechnęła się krzywo i oparła ręce na biodrach. – Poza tym, nie jestem tu po twoje przeprosiny. Po prostu przelatywałam przez tę galaktykę, więc uznałam, że wpadnę i się przywitam.
- Gdzie byłaś do tej pory?
- Tu i tam. Freezer celowo wysłał mnie jak najdalej od ciebie. A po jego śmierci Kosmicznej Organizacji Handlu groził całkowity upadek. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Bez Generała Colda i Coolera to była totalna katastrofa. Mogliśmy całkiem stracić wpływy w kosmosie.
- Zaraz. – Z gardła Vegety wyrwał się głęboki, ostrzegawczy warkot. – Chcesz mi powiedzieć, że nadal jesteś na usługach tego ścierwa?!
- Oczywiście, że nie, Vegeta. On nie żyje – prychnęła. – Ale niektórzy z jego popleczników wciąż są aktywni i postanowiliśmy działać razem. To znaczy, wzięłam ich za ryje i zasugerowałam, że lepiej by dla nich było, gdyby od tej pory pracowali dla mnie. – Uśmiechnęła się znacząco i od niechcenia zaczęła spacerować w tę i z powrotem przed nosem brata. – Jeśli chcesz wiedzieć, to powołaliśmy z powrotem do życia oddział Kosmicznych Piratów, zatrzymaliśmy nazwę organizacji i jak na razie biznes idzie jak po maśle. Ja podbijam planety, handlowcy je sprzedają, Piraci pilnują porządku i są na każde moje skinienie. Podsumowując, wszyscy są szczęśliwi.
-   Wszyscy – poza rdzennymi mieszkańcami tych planet! – krzyknął Goku, który nie mógł dłużej w spokoju przysłuchiwać się tej rozmowie, i w którego żyłach po raz kolejny odzywała się krew Bardocka. Ttuce zatrzymała się i wreszcie spojrzała w jego stronę.
- Czy to jest ten, któremu zawdzięczam zniknięcie Freezera? Jakiż on niepozorny i nieopierzony. – Zaśmiała się. Spojrzenie, które utkwiła w Goku, mogłoby należeć do dzikiego zwierzęcia. – No cóż, Kakarotto, nie zamierzam ci dziękować. Gdyby nie ty, miałabym okazję zabić tego skurwiela osobiście. – Jej ogon ciął powietrze niczym ostrze. – Ale nie musisz spać z jednym okiem otwartym. Nie zamierzam cię ścigać.
- Hm. – Goku uniósł brwi i się wyprostował. – Rzeczywiście jesteś siostrą swojego brata.
- Naprawdę taka z ciebie potęga, jak mówią?
- Myślę, że tak. Chcesz to sprawdzić? – Goku uśmiechnął się tajemniczo, a Ttuce podrapała się po brodzie, nagle bardzo zamyślona.
- Ciekawe jak to by było, gdybyśmy mieli razem dziecko. Musiałoby być naprawdę silne
Ta uwaga zbiła wszystkich z tropu. W tle rozległ się pisk Krillana. Goku już otwierał usta, żeby jej jakoś inteligentnie odpowiedzieć, ale jak na razie wydobywały się z nich wyłącznie urwane dźwięki na modłę „aaa” i „eee”. Podrapał się po karku z konsternacją, a jego policzki zabarwiły się na czerwono.
- Je-jestem żonaty…
- Ani słowa więcej, Kakarotto! – warknął Vegeta, który już ochłonął i znowu skupił uwagę na Ttuce. – Więc jakim cudem przeżyłaś?! Przecież Freezer chciał cię zabić, gdy cię porwał!
- A tak, to prawda. – Ttuce znudziła się dręczeniem Goku i odwróciła z powrotem do Vegety. – Nie udawaj takiego zawiedzionego. Pobił mnie kilka razy do nieprzytomności i gdy nie wykrzesał żadnej imponującej reakcji doszedł do wniosku, że jednak nie jestem pierwszym Super Saiyaninem, a jedynie ofiarą jakiejś dziwnej mutacji. Zaszufladkował mnie jako znikome zagrożenie i zaczął osobiście trenować. – W jej głosie dało się słyszeć rozbawienie, a ogon tylko to podkreślał, kołysząc się na boki. – Ten stary głupiec myślał, że mnie terroryzuje, a tak naprawdę dał mi najlepszy trening i edukację, na jakie mogłam liczyć… Och, a gdzie się podział twój ogon? Słyszałam, że go straciłeś, ale sądziłam, że to tylko głupie żarty.
- Jak widać nie – wycedził, przybierając swoją standardową, gotową do ataku pozę i pokazując zęby. – Pozbawiono mnie go, gdy po raz pierwszy przybyłem na Ziemię.
- I nie odrósł? Co za szkoda. – Wsunęła dłoń za napierśnik i przez chwilę czegoś szukała. Kiedy wyciągnęła ją z powrotem, w jej palcach znajdowała się mała fiolka, z niewidoczną dla postronnych zawartością. – Weź tę tabletkę i odzyskasz go w przeciągu miesiąca.
Vegeta przyjął podarek z dziwnym wyrazem twarzy.
- To bardzo… Ciekawe. – Niniejszym uznał temat podziękowań za zamknięty. – Ale najpierw powiedz mi… Tylko bez zbędnego pieprzenia. Dlaczego tu jesteś, Ttuce?
- Na gacie Freezera, jakiż nadęty z ciebie dupek! Nigdy nie masz dość, co?
- Freezer nie nosił gaci.
- Wiem. W ogólnej retrospekcji to dość niepokojąca myśl, nie sądzisz?
- Prawda.
Goku i Piccolo przysłuchiwali się tej konwersacji z niedowierzaniem. To musiał być pierwszy taki przypadek w tym millenium, że Vegeta został obrażony i nawet nie pomyślał, żeby się odgryźć – albo raczej zmieść winowajcę z powierzchni Ziemi. Ta sytuacja była tak surrealistyczna, że Yamcha poczuł się na tyle odważny, by wtrącić się do rozmowy. I oczywiście zrobił to w wielkim stylu, wypadając przed szereg i unosząc pięść do góry.
- Hej, ty głupia małpo! Skończ te wywody, nie jesteśmy tu żeby wysłuchiwać waszej łamiącej serca historii! Może lepiej zapytaj tę swoją siostrunię dlaczego, do licha ciężkiego i wszystkich kręgów piekielnych, zdecydowała się wysadzić to miasto w powietrze?!
- CHCESZ ZDECHNĄĆ, BLIZNOWATY?! – Ryk Vegety rozszedł się echem po ruinach Pepper Town. Ttuce zmrużyła oczy i utkwiła je w Yamchy. Leniwym gestem uniosła środkowy palec, a nad jego opuszkiem zaraz pojawiła się czarna kula energii, która stopniowo wypełniła się małymi wyładowaniami elektrycznymi i mocą wystarczającą do zniszczenia przynajmniej jednej półkuli Ziemi.
- Jak nazwałeś mojego brata? – spytała słodkim głosem, ustawiając się przodem do nieszczęsnego Ziemianina.
- Uciekajcie, idioci! – wrzasnął Piccolo, zanim energetyczny pocisk urósł jeszcze bardziej, a Ttuce wycelowała go w Yamchę.
Ten najwyraźniej zdał już sobie sprawę z tego, co go czeka i nawet jego szopa czarnych włosów drżała ze strachu. Krillan złapał go za rękę i próbował odciągnąć, ale biały na twarzy niczym kupa bałwana Yamcha chyba przyrósł do ziemi, bo ani drgnął. Tien szykował się do użycia Solar Flare, ale jego mina mówiła, że szczerze wątpi, żeby miało to coś dać. Goku natomiast był skupiony jak nigdy i gotów teleportować ich stamtąd, zanim pocisk energii dosięgnie celu.
- Dość. – Vegeta stanął przed Ttuce, zasłaniając wojowników w opałach. – Żartował. Odpuść sobie.
- Żartował… Nie podoba mi się wizja Ziemian opowiadających dowcipy o księciu Saiyanów.
- Mi też, ale oni są zbyt żałośni, żeby się tym przejmować. Więc skończ z tym. W TEJ CHWILI.
Tttuce obnażyła zęby i prychnęła. Kula energii nad jej palcem zniknęła z cichym pyknięciem, a ręka opadła w dół. Goku i Piccolo spojrzeli po sobie kontrolnie. Po raz kolejny posłuchała Vegety. Z jakiegoś powodu dawała mu się pacyfikować.
- Ten ton zapożyczyłeś od naszego ojca, co nie? – burknęła, a Vegeta uśmiechnął się z całą pewnością siebie, świadom przejęcia kontroli nad sytuacją.
- Tak. W końcu rzeczywiście jestem saiyańskim księciem.
- O tak. Słyszałam, że przechwalasz się tym w całym kosmosie. – Zaśmiała się i potrząsnęła głową. – Muszę ci coś powiedzieć, Vegeta. Bądź tym księciem jak długo sobie chcesz. Ja tymczasem będę królową Saiyanów!
Brwi Vegety wystrzeliły w górę.
- Co dokładnie chcesz przez to powiedzieć?
- To pytanie prowadzi nas do twojego poprzedniego pytania, dotyczącego prawdziwych powodów mojej wizyty na tej żałosnej planetce. Nie kłamałam, rzeczywiście chciałam cię zobaczyć. Gdyby nie ty, wybrałabym się na Namek.
- Na Namek! – Piccolo usłyszał swój głos i było już za późno żeby ugryźć się w język. Oczy Ttuce natychmiast zwróciły się w jego stronę. – Więc chodzi ci o…
- O Smocze Kule, zgadza się.
Gdyby nie żądza krwi dziewic i niewinnych kryjąca się za uśmiechem Ttuce, Piccolo byłby gotów uznać, że Saiyanka go lubi.


12 komentarzy:

  1. Droga Nocebo.
    Ja również dziękuję za bardzo miłe słowa! Nie omieszkam napomknąć, że mnie także gęba się uśmiechnęła ;) Takie miłe powitanie po drugiej zmianie <3
    Cieszę się ogromnie, że podoba Ci się moja bohaterka jak również wyczułaś tę gorycz Vegety do swojej siostry, która poniekąd zmartwychwstała. Bądź co bądź, ale księżniczka każdego dnia wierzyła, że nie została sama w tym świecie pełnym cierpienia. Gdyby nie fakt iż wiedziała o czynach Freezera pewno stałaby się zgorzkniałą suką. Przede wszystkim brawa należą się ludziom i pół ludziom za to jaka jest. Na Ziemi zaczęła uczyć się, że nie tylko przemocą się żyje.
    Ps. Co do Gohana i Sary przekonasz się w najbliższych sagach (jakie Cię czekają) co z tego wyniknie.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę proszę. Więc Ttuce szuka kryształowych kul (piłeczkek). Za pewno ma zamiar odtworzyć planetę, taki plan to chyba każdy Saiyanin z królewską krwią by uczynił. Ale na co komu planeta kiedy nie ma komu tam mieszkać. Formalnie we wszechświecie nie zostało specjalnie Kosmicznych Wojowników, a kazirodztwo... No cóż nie wróży zdrowej rasy. Z drugiej zaś strony są oni długowieczni, choć nie niesmiertelni więc w pary dobierać się mogą z naprawdę dużym odstępem czasowym (i tak nie widać różnicy) Niemniej jednak skąd by taka Ttuc znalazłaby sobie faceta? Gohan zdecydowanie jest za młody, poza tym wątpię by chciał :D A tak poza tym... bo się właśnie tak zastanowiłam i nie wiem na jakim etapie jest to opowiadanie. Jaki to czas? Czy to jest zaraz po Buu, czy długo po nim. Jednak jestem pewna, że cały kanon zachowałaś na miejscu (nie to co ja xD) Ale inaczej nie byłoby miejsca na moją księżniczkę, a mnie zależało by była w tym wieku, a nie dorosła jak Vegi :D
    Ogólnie mówiąc, rozdział cud, miód, malina ;) Bardzo mi się podoba. JEst żwawo, jest tempo i są cudne opisy. Wszystko na miejscu. Chcę więcej ;) Nie spiesz się hehe pośpiech niszczy rozdziały, wiem coś o tym.

    OdpowiedzUsuń
  3. wiara w ludzi do mnie wraca... kiedyś sama pisałam opowiadanie o DB (mam na myśli 5/6 lat temu :)) i kiedy zobaczyłam na rejestrze Twój blog to poczułam, że jestem w stanie znów to zrobić...
    generalnie jestem zachwycona Twoim stylem i klimatem, który tworzysz. W wielu momentach można się uśmiechnąć i czuje się Dragon Balla :P Może i sam pomysł z siostrą Vegety nie jest super wyszukany, ale z drugiej strony, Akira zaproponował nam brata Vegety więc co ja tam mogę marudzić. Widać że Ttuce jest bardzo silna i zastanawia mnie, gdzie się tego wszystkiego nauczyła. Piccolo to rzeczywiście spryciarz i podobało mi się, jak Vegeta uznał, że jest to jedyny mieszkaniec Ziemi z którym może prowadzić rozmowy na poziomie :P
    Nie wiem, co jeszcze napisać, bo mistrzem komentowania nie jestem ale wiem, jak bardzo jest to ważne dla piszącego dlatego skrobię parę słów, w których brakuje składu i ładu.
    pozostało tylko dopisać, że czekam na kolejny rozdział bo chcę więcej i więcej :) a może i sama zacznę coś skrobać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach... jeśli masz ochotę mogę stworzyć dla Ciebie jakiś ładny, prosty, klimatyczny szablon :) odpisz: ada.elfaba@gmail.com

      Usuń
  4. Serdecznie zapraszam tutaj :) Do polubienia jeśli oczywiście masz ochotę.
    https://www.facebook.com/princessofsaiyan

    OdpowiedzUsuń
  5. Elfaba!
    Co prawda to prawda! Ta kobieta ma rękę do pisania! Mnie zafascynowała już po pierwszym odcinku <3
    A jeśli postanowisz wrócić do DB, co nie ukrywam byłoby dla mnie miłe nie zapomnij mnie poinformować ;) Tak po starej znajomości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział i boskie opisy :)
    Szkoda że mało jest takich blogów ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. no nieźle, widać, że chyba ktoś tu nie przepada za Yamchą... xD na gacie Freezera! to robi się coraz ciekawsze! idę dalej ^ ^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedaczek został tymczasowym kozłem ofiarnym :d

      Usuń
  8. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym fanfickiem. Po lekturze DB AZ byłem głodny ficków na poziomie, ale nie mogłem znaleźć niczego takiego. Ten budzi nadzieję. Gratuluję autorowi /autorce i wracam do lektury :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa! :D I mam nadzieję, że dalsza treść również Ci się spodoba.

      Usuń