Dzień
po walce z Ttuce
Bulma
zmartwiła się, gdy Vegeta uciekł w kosmos bez pożegnania. Na początku ich
znajomości takie zachowanie było na porządku dziennym. Dumny książę wychodził z
siedziby Capsule Corp. bez słowa i wracał po długich tygodniach nieobecności;
brudny, poturbowany i ścigany przez demony przeszłości. Nie troszczył się ani o
Bulmę, ani o ich dziecko, którego nigdy nawet nie wziął na ręce. Swoją postawą
podkreślał, że chodzi mu wyłącznie o miejsce do trenowania i darmowe jedzenie,
a Bulma była w stanie to zaakceptować – z nadzieją, że kiedyś się zmieni.
Podczas siedmiu lat po pokonaniu Komórczaka sprawy przybrały pozytywny obrót,
chociaż nadal istniały między nimi ściany, których książę desperacko nie chciał
zburzyć. Nie opuszczał już Bulmy na rzecz treningu w kosmosie, ale też nie
dopuszczał jej do siebie tak blisko, jakby sobie tego życzyła. Jednak to
właśnie w tym okresie naprawdę się w nim zakochała.
Podczas
starcia z Buu Vegeta po raz pierwszy okazał przywiązanie do swojej rodziny. W
czasach pokoju, które nastały wraz ze śmiercią potwora, nie obnosił się z
uczuciami i na wszystko reagował teatralną obojętnością, ale Bulma nie wątpiła
w jego oddanie. Zrozumiała też, że mimo wcześniejszej oziębłości, Vegeta nigdy
nie był wobec niej i Trunksa całkiem nieczuły. Urodzony jako Saiyanin, a potem
wychowany w reżimie armii Freezera, książę znał jedynie cenę siły i dumy. To
dzięki nim udało mu się przetrwać w służbie tyrana i to one wyznaczały każdy
jego następny krok. W tym świecie uczucia były zbędnym balastem, który ciągnął
tonącego na dno, a na dodatek służył jako powód do wytykania palcami.
Pozbawiony ojca, królestwa i planety Vegeta wiedział, że duma jest jedyną
rzeczą, która mu pozostała, a siła jedynym sposobem aby ją ochronić.
Potrzebował
czasu, żeby nauczyć się, że na Ziemi w cenie są inne wartości. Było to dla
niego jak zimny prysznic, a przegrana z Goku i jego przyjaciółmi zbiła go z
tropu, którym podążał do tej pory. Tak samo jak długo trwało zbudowanie
przywiązania i zaufania do Bulmy, tak długo trwał u księcia proces zrozumienia
tego, że wojownik trzeciej klasy mógł być potężniejszy od potomka królów, a na
dodatek – że równocześnie wcale nie próbował Vegety tym upokorzyć, ani sobie podporządkować.
Bulma
zdawała sobie sprawę z rzeczy, o których Goku ciągle nie miał pojęcia.
Wiedziała, że Vegeta czuł się przez niego zdominowany i obawiał się o swoją
pozycję w stadzie. W świecie Saiyanów
i Freezera porażka oznaczałaby dla niego śmierć, degradację albo kolejne lata
niewolnictwa. Książę pokonany przez kogoś
z plebsu? Potrzeba było lat, żeby wreszcie pojął bezinteresowność swojego
rywala i to, że ten nie darzył go niczym innym jak szacunkiem. Kiedy dotarło do
niego, że Goku nie czyha na jego status alpha
male, Vegeta odpuścił. Pogodził się z tym, że na Ziemi saiyańska pozycja
społeczna nie ma znaczenia i że to nie królewska krew decyduje o
umiejętnościach. Nie zamierzał rezygnować z treningu, ale teraz była to kwestia
hobbystyczna, a nie życia i śmierci. Vegeta dał sobie czas i Bulma nie mogła
być z niego bardziej dumna.
Ufała
mu i wierzyła, że tym razem też miał swoje powody, by zachować się tak, a nie
inaczej. Nadal pamiętała jak stanął w jej obronie w obliczu Beerusa – Boga Zniszczenia, do licha! Nie każda
kobieta mogła się pochwalić takim oddaniem ze strony męża. Nie potrzebowała
kwiatów, romantycznych schadzek, ani obietnic – czego oczekiwały inne panie w
jej wieku, a czego Vegeta z głębi serca nienawidził. Zazwyczaj dogadywali się
bez słów, a w innych przypadkach porozumiewali poprzez ogniste kłótnie. Skoro
miała świadomość, że partner bez wahania stawia na szali swoje życie, kiedy
ktoś podnosi na nią rękę, to wszystkie inne czułości i zapewnienia były zbędne.
A nawet to jedno oznaczało już zbyt wiele. Bulma nie chciała po raz kolejny
doświadczyć jego śmierci.
Nie
była zawiedziona, że Vegeta ukrył przed nią historię Ttuce. Książę niechętnie
mówił o swojej rodzinie i o tym, co go spotkało zanim dotarł na Ziemię.
Większości rzeczy musiała domyślić się sama, chociaż w niektórych kwestiach
Vegeta naprowadził ją na właściwy trop. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo się
do niej przywiązał. W końcu na wiele sposobów nadal był tym samym dumnym i
upartym mężczyzną, którego spotkała na Namek, chociaż może nie planował już
ludobójstwa. Wiązka energii wystrzelona przez Freezera, która przebiła wtedy
jego serce, zdawała się zabić w nim sporą część tego zła, z którym borykał się
wcześniej. I jakimś sposobem na przestrzeni lat ten oto książę oddał się jej tak
kompletnie, że czasami Bulma martwiła się co z nim będzie, kiedy ona sama w
końcu umrze, a Shenron nie będzie w stanie tego odwrócić.
-
Kabina supresji?
-
To coś w stylu tej sali grawitacyjnej do ćwiczeń? – Goku podążył wzrokiem za
swoją przyjaciółką.
Bulma
przycisnęła Brę nieco bardziej do siebie. Jej córka od niedawna wykazywała duże
zainteresowanie króciutkimi, niebieskimi włosami matki i łapała za nie przy
każdej nadarzającej się okazji. Bulma krążyła po salonie, do którego z samego
rana znienacka zawitało kilku Wojowników Z. Wolną dłonią gładziła się w
zamyśleniu po brodzie.
-
Nie, wręcz przeciwnie. Vegeta podsunął mi pomysł na tę kabinę jakiś czas po
walce z Buu. Jej zadaniem jest wysysanie i tłamszenie energii ki osoby, która
jest w środku. Nawet jeśli bardzo potężny wojownik zostanie uwięziony we
wnętrzu, to sam nie da rady się wydostać. Nigdy nie dokończyłam tego projektu,
ale Vegeta mi przy nim asystował. To na nim testowałam siłę ssącą kabiny.
Gohan
i Piccolo wbili wzrok w Goku, którego poziom energii niebezpiecznie podskoczył.
Jego pięści były zaciśnięte, a na czole pojawiła się pojedyncza żyła.
-
Vegeta próbuje nas chronić – szepnął.
-
Ale przed czym? – Bulma zaczęła kołysać córkę w ramionach. – Przecież Ttuce
okazała się słabsza od ciebie. Chyba nie ma powodu, żeby ją zamykać w…
-
Nie martw się o niego – powiedział Piccolo, przerywając jej i stanął przed
podenerwowanym Saiyaninem. – Wie co robi.
-
Jak mam się nie martwić! Jeśli coś mu się stanie, to tylko i wyłącznie przeze
mnie! Nie unieszkodliwiłem Ttuce, gdy miałem ku temu okazję! – Meble wokoło zadrżały,
a Bulma pisnęła, ponownie przyciskając Brę do siebie. Dziewczynka wyglądała
bardziej na zaintrygowaną, niż zmartwioną tym pokazem siły. Piccolo zwalczył
zdumienie i złapał Goku za ramiona. Potrząsnął nim.
-
Byłeś w jej głowie! Zastanów się. Czy Ttuce naprawdę stanowi dla Vegety
jakiekolwiek zagrożenie? Przypomnij sobie, co zobaczyłeś w jej myślach.
Goku
odetchnął, próbując skupić się na tym, o czym mówił do niego Nameczanin.
Brzmiało to rozsądnie, ale czarne kłębowisko wspomnień zalewało jego umysł i
wprawiało go w fatalny nastrój. Agresywny warkot pchał mu się na usta. Miał
ochotę odepchnąć Piccolo od siebie i trzasnąć nim porządnie o ścianę. Najlepiej
tak, żeby mózg trysnął mu przez nos i żeby raz na zawsze przestał się
wymądrzać. Jak mógł być taki spokojny! Może należało było posłuchać Vegety, gdy
mówił, że pobyt na Ziemi jedynie zmiękcza wojowników.
Nagle
do Goku dotarło o czym myśli i aż sapnął ze zdziwienia. Jeszcze nigdy wcześniej
nie czuł takiej głupiej i nieuzasadnionej niczym złości. Zacisnął powieki,
odganiając nieprzyjemne obrazy i nie chcąc by Piccolo wyczytał coś w jego
oczach. Co się ze mną dzieje?,
pomyślał, otrząsając się i wymuszając na sobie spokój. Energia Saiyanina powoli
wróciła do standardowego poziomu, a małe trzęsienie ziemi ustało.
-
Ttuce nie ma wobec niego złych zamiarów. Vegeta jest jej słabym punktem. –
Otworzył na powrót oczy i spojrzał przez okno na Trunksa, który na tarasie w
towarzystwie Gotena i Krillana odkrywał kolejne funkcje scoutera. – Być może
nie jedynym.
Piccolo
odsunął się od niego, zadowolony z takiej konkluzji, a Goku kontynuował:
-
Dlatego nie chciał, żebym się tam kręcił. Ma zamiar sam wybadać sytuację… Daję
mu tydzień. Jeśli nie wróci do tego czasu, lecę za nim.
-
Możecie mi wyjaśnić dlaczego obaj tak się boicie tej dziewczyny? – Bulma powoli
traciła cierpliwość. – Skoro nie dorównuje Goku, to chyba naprawdę nie mamy się
czym martwić! Czy nie mam racji?
-
To dziwne. – Gohan otworzył okno. – Zauważyliście jak spadła temperatura? Do
tej pory upał był nie do wytrzymania, a w momencie gdy Ttuce zniknęła z
powierzchni Ziemi, klimat wrócił do normy.
-
To nie było zwykłe ocieplenie – odparł Goku, podchodząc do syna. – Saiyanine na
ogół są odporni na wysokie temperatury, a przy tej pogodzie nawet ja i Vegeta
odczuwaliśmy jej skutki.
Bulma
westchnęła w tle z niedowierzaniem i na wyciągniętych rękach uniosła Brę nad
głowę.
-
Widzisz to, kochana? Zwali się takie stado do domu, obrabuje lodówkę, a potem
oleje cię na całej linii. Z facetami trzeba uważać. – Dziewczynka roześmiała
się w odpowiedzi i pokazała swoje bezzębne dziąsła. – Jak twój tatuś wróci, to
powiem mu, żeby skopał im tyłki.
-
Myślisz, że to robota Ttuce? – Gohan zwrócił się do ojca. – Zrobiła coś ze
słońcem, żeby nas osłabić i zwiększyć swoje szanse?
Goku
uśmiechnął się lekko, obserwując Bulmę i Brę, i pokręcił głową.
-
Nie. Ttuce można oskarżyć o różne rzeczy, ale na pewno nie o to, że próbowała
zdobyć przewagę oszukując. Chciała prawdziwej walki.
Mina
Gohana sugerowała, że nadal ma co do tego pewne wątpliwości.
-
Pozostaje nam zdecydować co zrobić z Pepper Town. Ziemskie kule potrzebują rok
na regenerację. Może powinniśmy skontaktować się z Nameczaninami?
-
Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, możemy mieć teraz ważniejsze sprawy na głowie
– zawyrokował Piccolo, jak zwykle okazując się ostoją optymizmu i nadziei. –
Myślę, że powinniśmy zachować ich kule na czarną godzinę. Dopóki Ttuce grasuje
gdzieś w kosmosie, ryzyko ciągle jest zbyt duże na podejmowanie pochopnych
decyzji. Pepper Town będzie musiało poczekać rok na swoją kolej.
Gohan
westchnął i zaczął wycierać okulary mankietem koszuli.
-
A co myślicie o odtworzeniu Vegetasei i jej mieszkańców? To chyba nie był taki
fatalny pomysł. Spodziewałem się czegoś gorszego.
-
Nie pojmujesz powagi sytuacji. – Piccolo spojrzał na Gohana z dezaprobatą. –
Naprawdę uważasz, że przywrócenie do życia, bez urazy Goku, stada barbarzyńców,
których jedynym zajęciem jest napadanie na cudze planety i wyżynanie w pień ich
mieszkańców, nie jest fatalnym pomysłem? Ta rasa to banda półgłówków, którzy
cenią rozlew krwi ponad wszystko inne. Rozpanoszą się w kosmosie i wkrótce
napadną nawet na Ziemię.
Goku
znowu poczuł nieuzasadnione ukłucie złości. Zacisnął pięści i starał się
głęboko oddychać, a z rosnącą w nim furią wymieszał się strach. Czy to skutek
przemęczenia? Czy oberwał w głowę o jeden raz za dużo? Miał wrażenie, że za
chwilę eksploduje i zaczynało go to przerażać. Przecież zgadzał się z tym, o
czym mówił Piccolo. Więc dlaczego chciał mu skręcić kark?
-
Vegeta na to nie pozwoli. Na pewno jakoś spacyfikuje Ttuce, ona go trochę
słucha – pertraktował dalej Gohan, ale Piccolo był nieugięty:
-
Zrozum, że Ttuce jest tak samo uparta jak on. Jeśli coś sobie ubzdura, to tak
czy inaczej zrobi swoje. Nie sądzę, żeby nasza planeta długo pozostawała poza
zasięgiem jej planów. Nie przyłoży ręki do skrzywdzenia Vegety i Trunksa, ale
znajdzie sposób żeby ich obejść. Możecie mi wierzyć na słowo. Za rok czy dwa
będziemy mieli tu prawdziwą inwazję, a Saiyanie rozerwą kosmos na strzępy.
Goku
musiał wyjść. W ogrodzie oparł się czołem o ścianę domu, z dala od ciekawskich
oczu, i przycisnął dłoń do klatki piersiowej. Serce łomotało mu za żebrami jak
motyl, który próbuje się wydostać na wolność. Fale gniewu niczym w przypływie
zalewały ląd racjonalnego myślenia. Goku zacisnął zęby, żeby nie zawyć z
frustracji. Jego ciałem wstrząsały dreszcze. Jeszcze nigdy nie był tak
zagubiony – rzucony w dżunglę szaleństwa i zranionej dumy. Dlaczego nagle
bardziej czuł się Saiyaninem niż Ziemianinem?
>*<
-
Nie mogę uwierzyć, że już jesteśmy na miejscu. Statki Freezera zawsze były
szybkie, ale to nie jest prędkość, którą pamiętam.
-
Nie latam byle gównem. Unowocześniliśmy je. Normalnie zajęłoby nam co najmniej
sześć ziemskich miesięcy, żeby tu dotrzeć. – Ttuce naciągnęła rękawice na
dłonie.
Nowe
zbroje były wzbogacone o logo Vegetasei, umieszczone na piersi. Świeżo
upieczony król z kwaśną miną poruszył rękami. Zdążył się już odzwyczaić od
naramienników w kombinezonach bojowych. Nawet jeśli nie robiły większej różnicy
przy poruszaniu się i w żaden sposób nie ograniczały mu manewrów, to i tak
żałował, że na statku nie znalazł się żaden ze starszych modeli albo jeden z
genialnych projektów Bulmy.
-
Na Ziemi było dość gorąco. Czy to normalna temperatura dla tej planety?
Vegeta
otrząsnął się ze swoich myśli i spojrzał na Ttuce ze zdziwieniem.
-
Nie, dlaczego pytasz?
-
Przeprowadziłam spory research, zanim się do was wybrałam. Scoutery są teraz
nastawione na odbieranie i gromadzenie danych. Takie informacje o klimacie i
atmosferze przydają się podczas rozmów z potencjalnymi nabywcami. – Założyła
nowe urządzenie na ucho. – Już myślałam, że mój się zepsuł, albo że ktoś
udzielił mi błędnych informacji. Ale w takim razie rozumiem, że to był jakiś
wyjątkowo upalny dzień?
-
Właściwie to miesiąc. Takie temperatury nie są charakterystyczne dla Ziemi. A
co, jednak planujesz ją podbić i sprzedać?
-
Po prostu lubię wiedzieć różne rzeczy. – Uśmiechnęła się do niego krzywo. – W
tym świecie im więcej wiesz, tym dłużej żyjesz. Dzięki za wyklarowanie tematu,
wprowadzę zmiany do bazy.
Vegeta
wzruszył ramionami, nie do końca rozumiejąc dlaczego Ttuce przykłada wagę do
takiego szczegółu. Zwłaszcza, jeśli nie miała wobec Ziemi żadnych złych
zamiarów. Spojrzał przez szybę kokpitu na czerwone niebo i dwie lśniące kule
słońc, które witały ich z powrotem na rodzinnej planecie.
Statek
podchodził do lądowania, obniżając się na płytę lotniska w stolicy. Saiyanie
byli na ulicach. Tłumy ogoniastych istot przepychały się i przekrzykiwały
nawzajem. U takiego porywczego gatunku nietrudno było o chaos. Niektórzy
pamiętali kulę energii, która pędziła w stronę planety, by zażądać ich głów.
Niektórzy nie zdawali sobie sprawy, że do czegokolwiek doszło. A już na pewno
nikt z całej odrodzonej saiyańskiej rasy nie wiedział, że przez prawie pół
wieku byli martwi. Widok statku Freezera wywołał mieszane uczucia i nie
zachęcił nikogo do podejścia bliżej.
-
Wreszcie wiem do czego byłem ci potrzebny – powiedział Vegeta, obserwując swój
lud. – Nie uwierzyliby, że jesteś księżniczką Saiyanów, bo nikt z nich nigdy
wcześniej cię nie widział. Za to ja…
-
Ciebie pamiętają doskonale. Po za tym, jesteś chodzącą kopią króla. Żaden z
tych bałwanów nie odważy się zakwestionować twojego prawa do tronu.
-
Wszystko sobie przemyślałaś. Jestem pod wrażeniem. – Zmarszczył nos. – I czuję
się wykorzystany.
-
Pójdziesz przodem. Ciebie zechcą wysłuchać. Nie wiem czy w ogóle pamiętają, że
byli martwi. Trzeba będzie im wszystko wyjaśnić…
-
Jak śmiesz! Nie rozkazuj mi! – wrzasnął, a Ttuce zaraz uniosła ręce w geście
kapitulacji.
Ta
cała sytuacja zaczynała działać Vegecie na nerwy. Nie chciał grać roli, którą
narzuciła mu siostra. Miał wrażenie, że wrabia go w robotę, której sama nie
miała ochoty wykonać. Było już jednak trochę za późno na odwrót. Statek
wylądował, a silniki się zatrzymały. Vegeta i Ttuce stanęli przed włazem
wejściowym, czekając aż załoga zwolni blokady i drzwi się otworzą. Greip
dołączył do nich w towarzystwie kosmitki o czerwonej skórze z wypustkami i
włosach splecionych w dredy.
-
Pani kapitan. – Kobieta skinęła im grzecznościowo głową. Z bliska jej twarz
przypominała nieco ryjek ryby.
-
Vegeta, poznaj Ish. Jeśli Greip jest moją prawą ręką i zastępcą w oddziale
Kosmicznych Piratów, tak Ish asystuje mi przy sprawach Kosmicznej Organizacji
Handlu.
-
Hnn. – Vegeta dał znak, że słyszy i odwrócił wzrok od nowoprzybyłych. Nie lubił
gdy Ttuce zawracała mu głowę takimi głupotami.
Ish
i Greip ustawili się tuż za plecami Saiyanów, w gotowości na opuszczenie
statku. Właz wreszcie odskoczył i drzwi stanęły przed nimi otworem. Vegeta ze
wściekłością ruszył pierwszy, pochylając się w przód jak szykujący do ataku
drapieżnik. No dalej, przemawianie do bandy napaleńców z IQ Kakarotto na pewno
nie mogło być takie trudne! Powitała go grawitacja dziesięć razy silniejsza od
ziemskiej i grad ciekawskich spojrzeń. Saiyanie, którzy do tej pory kryli się
pomiędzy budynkami miasta, na jego widok zaczęli podchodzić. Podniósł się szmer
głosów.
-
Czy to król Vegeta?
-
Chyba nie, wygląda jakoś inaczej…
-
Czyżby książę tak zmężniał w armii Lorda Freezera?
-
Nie wygłupiaj się, książę jest jeszcze dzieckiem!
Vegeta
stanął na szeroko rozstawionych nogach i oparł dłonie na biodrach. Przesunął
wzrokiem po setkach Saiyanów, które ciągle napływały w stronę statku. Widok
oszałamiał – w końcu jeszcze niedawno byli zagrożonym gatunkiem. Odchrząknął
stanowczo, wymuszając ciszę i ściągając na siebie pełną uwagę zgromadzonych.
-
Jestem książę Vegeta! – obwieścił i wskazał na stojącą u jego boku Saiyankę. –
A to moja siostra, księżniczka Ttuce. Przybywamy do was dzisiaj, aby wyjaśnić,
że właśnie zwrócono wam życie, które straciliście przed ponad czterdziestoma
laty. – Szmer głosów przybrał na sile bardziej, niż kiedy Vegeta przedstawił
Ttuce. Książę kontynuował, nieporuszony. Ani myślał być delikatny: – Wszyscy
zginęliście z ręki Freezera. Uznał, że stanowimy dla niego zagrożenie, a
legenda o Super Saiyaninie przeważyła szalę. Za ciężką pracę ten tchórz
zapłacił nam zdradą i zniszczeniem planety. Chciał zmieść naszą rasę z kart
historii, ale ku swojemu nieszczęściu pozostawił przy życiu niedobitki.
Odrodziliście się w świecie, w którym nie ma już waszego mordercy i którego
śmierć zawdzięczacie mojemu synowi.
W dniu dzisiejszym zaczyna się nowa historia naszego imperium. Imperium, które
nie jest przez nikogo ciemiężone.
-
Gdzie jest król?! – krzyknął ktoś z tłumu.
-
Nasz ojciec nie żyje – wcięła się Ttuce. – Zginął z honorem w starciu z
Freezerem, gdy próbował was ocalić i zapobiec zniszczeniu planety. Teraz mój
brat przejmie zwierzchnictwo nad wami i zastąpi poprzedniego króla, tak jak
było mu pisane.
Oczy
zgromadzonych znowu skupiły się na Vegecie. Tłum powoli zaczynał skandować jego
imię, a Ttuce uśmiechnęła się z zadowoleniem. Tak jak przewidziała, podobała im
się agresja i stanowczość jej brata.
-
Jako nowy król chcę was zapewnić w imieniu moim i siostry, że nie zostaniecie
pozostawieni sami sobie. – Ton Vegety był pewny i ostry, tak samo jak
spojrzenie, którym darzył zgromadzonych przed sobą rodaków. – Nasz wróg może
być martwy, ale musimy być gotowi na spotkanie następnego. Dopilnuję, żeby
saiyańska rasa odzyskała swoją dawną świetność i nie popełnię błędów, których
dopuścił się mój poprzednik. Klucz do sukcesu leży teraz we współpracy i
rozszerzaniu wpływów. Królowa Ttuce wprowadzi was w szczegóły naszego planu.
Saiyanka
zrobiła krok w przód, stając ramię w ramię z Vegetą. Greip i Ish dalej wiernie
trwali za ich plecami, z kamiennymi twarzami i nieprzeniknionymi spojrzeniami.
Nikt nie oprotestował tytułu, który nadał jej Vegeta, ale gdyby do tego doszło,
to dwójka asystentów i potencjalnych asasynów na pewno chętnie wymierzyłaby
buntownikowi sprawiedliwość. Ttuce skrzyżowała ramiona za plecami i zaczęła
przemawiać:
-
Po śmierci Freezera, Coolera i Colda to ja przejęłam funkcję kapitana Kosmicznych
Piratów i prezesa Kosmicznej Organizacji Handlu. Z dniem dzisiejszym chcę także
zaproponować moją kandydaturę na stanowisko generała Saiyańskiej Armii w
miejsce dowódcy Nappy, który poległ w boju przed laty. – Jeśli dotąd Vegeta miał jeszcze jakieś wątpliwości odnośnie imperialnych zapędów swojej
siostry, tak teraz całkiem je stracił. Albo była przesadnie ambitna, albo
zwyczajnie stawała się pracoholiczką. – Od tej pory to nasza rasa będzie trzymać
kosmos w garści. Nie ugniemy się przed nikim i nie przyjmiemy cudzego
zwierzchnictwa. We wszystkich nas tkwi potencjał, bez znaczenia na kategorię,
którą przyznano nam po urodzeniu. Każdy ma więc swoją szansę na wielkość i
każdy powinien mieć możliwość, aby ją wykorzystać. Nie musicie być w armii, ale
musicie umieć się bronić. Żeby nigdy więcej żaden kosmiczny lord nie ośmielił
się podnieść na nas ręki!
Ryk
aprobaty przetoczył się przez stolicę, a Vegeta spojrzał na Ttuce z uniesionymi
brwiami.
-
Kakarotto cię zainspirował? – spytał tak, żeby tylko ona mogła go usłyszeć. –
Wiesz jakie byłoby idealne podsumowanie tego cyrku? – To powiedziawszy napiął
mięśnie ramion i z okrzykiem przemienił się w Super Saiyanina. Tłum umilkł jak
zaklęty, z zachwytem obserwując taniec złotego płomienia energii. Wiedzieli, co
to oznacza. Ttuce poszła w ślady brata, również się zmieniając, a następnie
uniosła pięść w górę.
-
Król Vegeta! – zaskandowała. – Legenda jest z wami! Nikt nas nie złamie!
Tłum
podjął hasło, wykrzykując je agresywnie i wymachując rękami na znak podkreślenia
wiary w te słowa. Chór głosów niósł się przez stolicę i pustynne pustkowia
jeszcze długie godziny później.
>*<
Ttuce
wymknęła się z pałacu i udała na płytę lotniska. Stolica świętowała powrót do
życia i opijała zdrowie nowego króla. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, więc nie
musiała się spieszyć. Statku pilnowali jej załoganci, a ten w każdej chwili był
gotowy do wylotu. Ttuce minęła go jednak i ruszyła w stronę okrągłych nisz, w
których spoczywały kapsuły kosmiczne. Odszukała tę, w której poleciała na
Ziemię i wskoczyła do środka.
-
Ta temperatura była zbyt wysoka – mruknęła pod nosem, po raz kolejny analizując
słowa Vegety.
Zdjęła
scouter i przyłożyła go do rejestratora w panelu sterującym kapsuły. Na
monitorze zaczęły się wyświetlać różne dane. Ttuce przez dłuższą chwilę
uderzała palcami w klawiaturę, wprowadzając jakieś zmiany. Udało jej się
uzyskać dostęp do scoutera, który podarowała Trunksowi, i porównała odczyty z
niego z tym, co wiedziała o klimacie Ziemi zanim wyruszyła w podróż. Serce
zaczęło jej szybciej bić, gdy odczytała anormalne różnice w rejestrze
temperatur.
-
To niemożliwe… – wymamrotała. Wpatrywała się w wykresy z niepokojem. – To nie
jest skutek ocieplenia klimatu, jądro planety wydaje się być w porządku, a na
słońcu w tym czasie nie doszło do żadnych poważnych wybuchów, więc… Kurwa mać.
Złapała
za rączkę schowka nad głową i otworzyła go zdecydowanym szarpnięciem. Na jej
kolana wypadła fioletowa sakiewka wielkości dłoni. Wzięła ją do ręki i
przesunęła palcem po miękkim materiale, którego nie zdobił żaden symbol. Jego
krawędzie były starannie ściągnięte i związane czarną wstążką.
-
Myślisz, że jesteś taki cwany? – mruknęła sama do siebie. – Chcesz się ze mną
bawić w kotka i myszkę, tak? Twoje niedoczekanie. Nie wiem czy dotarłeś na
Ziemię jeszcze przede mną, czy straszysz mnie z bezpiecznej odległości, ale nie
myśl, że dam się zaskoczyć.
Wysiadła
z kapsuły, sakiewkę ściskając nadal w dłoniach. Zawartość ciążyła jej jak worek
kamieni. Wbiła wzrok w niebo, jakby chcąc się nim przebić przez całą galaktykę
i dosięgnąć Ziemi. Zastanawiała się co jeszcze oprócz słońca padło ofiarą
manipulacji. Albo kto.
>*<
Goku
uderzył pięścią w pień drzewa, a to z trzaskiem pękło na pół i zwaliło się na
ziemię. Saiyanin dyszał ciężko, czując jak złość wypływa z niego z każdą kroplą
potu. Nie mógł znaleźć dla niej innego ujścia niż poprzez zniszczenie. Nie
wiedział tylko, jak wiele będzie musiał jeszcze rozwalić zanim opuści go to
oślizgłe uczucie tonięcia w furii. Fala za falą, podchodziła mu ona do gardła,
zalewała płuca i doprowadzała do szaleństwa. Musiał wydostać się na
powierzchnię!
-
Goku? Goku, słyszysz mnie?
To nie moje imię,
syknął w myślach.
-
Goku, co się dzieje?
Odwrócił
się natychmiast, gdy dłoń zacisnęła się na jego ramieniu. Na widok
zaniepokojonej twarzy swojej żony poczuł odurzający spokój. Zupełnie jakby ktoś
odpalił relaksacyjne kadzidełko tuż pod jego nosem, a dym ukoił nerwy i zmysły.
Uśmiech z łatwością wpełzł mu na usta i Goku poczuł ulgę.
-
Nic takiego, Chi-Chi. Chyba po prostu jestem głodny.
-
No więc co tu jeszcze robisz?! Od godziny wołam cię na kolację!
Dał
się pociągnąć gderającej kobiecie z powrotem do domu. Przez to też nie zauważył
dwójki czerwonych ślepi, wpatrujących się w niego z ciemności panujących w
głębi lasu.
Wkrótce się spotkamy, Kakarotto.
Ale najpierw pomogę ci obudzić twoją prawdziwą naturę. Ziemia ocalała, gdy
straciłeś pamięć w dzieciństwie. Drugi raz już nie będzie mieć tyle szczęścia. Sprowadzając
mnie tu, Ttuce wydała wyrok na siebie i resztę wszechświata.
Świetny rozdział! Aż nie mogę sie doczekać nowego rozdziału :D Jestem ciekawa kogo jeszcze wskrzesiła Ttuce :D
OdpowiedzUsuńMwehehehe. Cieszę się! :D
UsuńNocebo.
OdpowiedzUsuńTrudno by było mi opisać co się działo kiedy np Sara była w śpiączce prowadzącej do isibo. Cóż piekielna Sara to moja faworytka w tym opowiadaniu :D W ogóle ta saga jest moim oczkiem w głowie póki co ;) Samo też wcielenie się w rolę Gohana było dla mnie nie lada zadaniem i mam nadzieję, że dobrze wypadł w moich palcach ;) Cóż, Vegete musiałam uśmiercić, bo przecież ktoś musiał umrzeć :D Sara nie mogła hyhy, przynajmniej nie w tamtej chwili. Bo nie mogłam zabić biednych ziemian, oni zawsze giną, dałam im troszkę nadziei :D
Ta... co do nowego odcinka muszę w końcu zebrać dupę w troki bo coś się opierdzielam. Od jakiegoś czasu nawet nie włączyłam worda. Cóż, byłam chora więc można wybaczyć ;)
Pozdrawiam.
Droga Nocebo.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam rozdział z niemal zapartym tchem, ale tylko niemal gdyż musiałam się oderwać by zrobić obiad. Tak, mam 2 zmiany i niestety trzeba się posilić przed ciężką pracą.
Treść jest bardzo zadowalająca, a Twoja forma w żadnym razie nie spadła ;) Cieszę się, że mam tak dobrą pisarkę niedaleko w internecie :D
Więc Ttuce wszystko zaplanowała, króla, królową, nowe życie Saiyańskie, a wszystko po to by.... Ni właśnie, pojawiło się nowe monstrum i już jest na Ziemi cichaczem obserwując Goku, który powoli nie jest Goku, a Kakarotto w czystej postaci. Troszkę dziwne, że jego zła natura odbija się na jego dotychczasowym doświadczeniu, gdzie rodzina, i przyjaciele są najważniejsi. Mi się wydaje, że powinno to pozostać nienaruszone, a agresja swoją drogą ;) Można być jak Vegeta zły i dobry jednocześnie ;P Ale zrobisz jak uważasz, to Twoje opowiadanie :D
Ps. Czy nasz Król wróci jeszcze na Ziemię czy zostanie i będzie panować w swoim domu na wieki?
Pozdrawiam i czekam na nowe przygody!
Król się jeszcze zastanowi i wtedy wyda wygodny dla siebie werdykt! Chwilowo szaleje na wysokościach. A co do Goku/Kakarotto, to to wszystko ma być nieco bardziej skomplikowane niż na razie wygląda. Powiedzmy, że trochę inspiruje mnie Dr Jekyll i Mr Hyde. ;) A co z tego koniec końców wyjdzie, to jeszcze sama nie wiem! Oni wszyscy żyją swoim własnym życiem i w ogóle mnie nie słuchają.
UsuńNo no. widzę że ciekawie się zapowiada. Nowa Planeta Vegeta/Plant znowu powstała, wszyscy Saiyanie są szczęśliwi, ale kim jest tajemniczy jegomość, który panuję nad manipulacją innych osób i potrafi pobudzić ich prawdziwe ja. Strasznie nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, dzięki czemu ja także będę miał na pewno podrasowane rozdziały, pomysł z demonem czy też innym bandziorem, który potrafi takie coś jest niezły :D
OdpowiedzUsuńZ poważaniem
Blade River ;)
Szczerze dziękuję za miłe słowa. Masz rację co do Sary, gdyby nie to, że postanowiła sprowokować brata mogła zrobić mu krzywdę, choć zabić by nie mogła, jedyna jej rodzina, ale co by było gdyby się nie pohamowała? Skutki byłyby katastrofalne! Co do przemiany Vegety, też jestem tego zdania, że jego ciężką prace powinni byli nagrodzić kolejnym poziomem, a tego niestety nigdy nie uczynili. Ja lubię go za to jaki jest więc uważam, że OBOWIĄZKOWO musiał dostać nowego skilla!
OdpowiedzUsuńMasz rację, ja też jestem pełna podziwu wobec rodziców Bulmy, takich mieć to złoto! Ale może temu bo mają taką kasę? Hm... jak by nie było kochają naturę więc coś w tym musi być.
Pozdrawiam ;*