środa, 26 sierpnia 2015

19. A mass of contradictions in a golden frame


Freezer lewitował w powietrzu, a purpurowa aura płonęła jasnym płomieniem wokół jego sylwetki. Ta energia zdawała się przerażać nawet chmury, które z każdą chwilą przemieszczały się coraz szybciej nad głowami wojowników. Niebo ciemniało, a słońce znikało w przestrzeniach, bojąc się i że jemu przyjdzie zapłacić za rozdrażnienie lorda.
- Ty żyjesz? – Oczy Freezera rozszerzyły się ze złości, a pięści zacisnęły przy bokach.
- A co, wyglądam na martwą? Ta kosmiczna atmosfera musi bardzo źle wpływać na moją cerę. – Ttuce uniosła ironicznie brwi.
Stała przed nim w sporej odległości i niedbałej pozie, rozluźniona i z ręką opartą na biodrze. Mechaniczne ramię zwisało nieruchomo, a twarz Saiyanki nie zdradzała żadnych większych emocji. Trunks podźwignął się do siadu i przymrużył jedno oko, próbując zniwelować efekt dwojenia się obrazu. Nadal nie widział tak wyraźnie, jakby sobie tego życzył, ale górująca nad nim Ttuce nie stanowiła już wyłącznie rozmytej plamy olejnego obrazu.
- Czy to jakiś pieprzony zjazd rodzinny?! – wrzasnął Freezer, a jego łuna rozbłysła z głośnym trzaskiem. – Nie pamiętam, żebym wybierał się na wycieczkę do zoo!
- Zjazd…
-… rodzinny?
Ttuce i Trunks spojrzeli po sobie równocześnie. Ttuce ściągnęła brwi, a następnie usta w wąską linię, podczas gdy chłopak zamrugał niezdarnie. Coś ją tknęło, ale nie zamierzała się nad tym teraz zastanawiać, ani rozdrabniać. Miała ważniejsze rzeczy na głowie niż jakiś cudownie odnaleziony krewny, o którego istnieniu nic do tej pory nie wiedziała.
- Hmpf. – Uniosła znów wzrok na Freezera i wyminęła Trunksa z obojętnością. Pogrzebała w kieszeniach obszernych spodni i wydobyła z nich czarną fajkę z kości oraz mały pojemniczek. Opuszki jej palców nosiły charakterystyczne zielone ślady, zdające się pochodzić od wilgotnego proszku, który zaraz przesypała z rzeczonego pojemniczka do wnętrza fajki.
Freezer zaczął dygotać ze złości, a jego zakrwawione zęby ujrzały światło dzienne.
- Jak śmiesz mnie ignorować?! Jak śmiesz mnie atakować?! Jesteś mi winna posłuszeństwo!
- Hm? – Ttuce spojrzała na niego ze zdziwieniem, zupełnie jakby na chwilę zapomniała, gdzie jest i z kim ma do czynienia. – Och. Wyrosłam z tego. – Uśmiechnęła się, a Trunks zmienił pozycję, siadając przodem do nich, żeby móc widzieć dalszy rozwój wydarzeń. Ttuce znowu skupiła się na fajce, a pojemniczek schowała do kieszeni. Iskrą energii podgrzała proszek aż ten zaczął się dymić i wtedy zaciągnęła się nim przez lufkę, przymykając oczy z zadowoleniem.
Ogon Freezera uderzył o ziemię, pozostawiając po sobie sporych rozmiarów wyrwę i proste w przekazie ostrzeżenie.
- Co robisz? Co to jest?
- Masz dzisiaj strasznie dużo pytań. – Wypuściła dym z ust i na powrót przytknęła do nich fajkę. – Nameczańskie opium. Nigdy nie próbowałeś? Te dranie mają najlepszy towar w Północnej Galaktyce i rzadko się nim dzielą. To dlatego są zawsze tacy spokojni. Przy takiej ilości upraw i pól to dziwne, że w ogóle jeszcze idzie się z nimi dogadać…
- To raczej nie należy do dziedziny moich zainteresowań! – szczeknął Freezer, a Ttuce wzruszyła ramionami.
- No tak, wyłącznie władza nad światem, nieśmiertelność, ludobójstwa i te sprawy. To po kiego grzyba pytasz? – Wciągnęła dym tak zachłannie, że na chwilę jej tęczówki stały się całkiem zielone. Zaraz potem powietrze przeszyła iskra energii, a źrenice Ttuce rozszerzyły się, zdradzając pobudzenie.
- Dość tej gatki-szmatki! Czego tu szukasz, Ttuce?! – Freezer przypatrzył jej się dokładniej i zatrzymał wzrok na mechanicznej ręce. Parsknął z rozbawieniem, momentalnie zapominając o irytacji na rzecz kpiny. – Widzę, że dokonałaś pewnych ulepszeń.
- Podoba ci się? – Ttuce uniosła ramię i sama przyjrzała mu się z taką fascynacją, jakby dopiero co je odkryła. – Jest z tego samego materiału, z którego poskładano cię do kupy ostatnim razem. Fajny gadżet. Wytrzymały. – Uśmiechnęła się krzywo, znów patrząc Freezerowi prosto w oczy.
- Nie podoba mi się twój stosunek do mnie – warknął.
- Pff. Nie podoba mi się twoja gęba.
To przeważyło szalę goryczy. Freezer wystrzelił w jej stronę z wrzaskiem, niczym atakująca z ukrycia żmija. Ciało napięło się w tym jednym płynnym ruchu, wyzwalając zawrotną szybkość i siłę, której celem było zrobienie z przeciwnika miazgi. Jedna z jego rąk ugięła się, a następnie wysunęła do przodu, kierując zaciśniętą pięść w majaczącą przed nim twarz Ttuce. Atak trwał ułamek sekundy i nie pozostawiał szansy na uskoczenie.
- Huh? – Freezer wyhamował, gdy jego łapa, zamiast zetrzeć irytującej Saiyance uśmieszek z ust, w ostatniej chwili przeszyła powietrze. Zamrugał, a następnie rozejrzał się na boki, w poszukiwaniu przeciwnika. Zdziwienie kosmity tylko uległo pogłębieniu, gdy dostrzegł, że Ttuce stoi obok siedzącego w kuckach na ziemi Trunksa i jakby nigdy nic, po raz kolejny zaciąga się opium. Kiedy skończyła się narkotyzować, westchnęła i podrzuciła fajkę w dłoni, a następnie podała ją chłopakowi.
- Potrzymaj to, dzieciaku. Tylko nie zgub, ma dużą wartość sentymentalną.
- O-oczywiście – bąknął Trunks, przyjmując fajkę z należytym namaszczeniem.
Ttuce złączyła ręce nad głową i przeciągnęła się tak, jakby dopiero co wstała z łóżka. Następnie ziewnęła ostentacyjnie i zmierzwiła dłonią niepokorne włosy, tym samym tylko potwierdzając ową teorię. Freezer nie wiedział już czy powinien być bardziej zdumiony, czy wkurwiony takim zachowaniem. Ttuce rozruszała mięśnie karku i stanęła do niego przodem, niemal od niechcenia i tak, jakby jej za to nikt nie płacił, a powinien. Freezer opuścił się na ziemię, lądując z cichym plaśnięciem. Saiyanka owinęła się ogonem w pasie i wykonała kilka obrotów głową, dopóki nie usłyszała satysfakcjonującego chrupnięcia. Freezer zrobił się czujny, a jego pewność siebie zelżała, utemperowana przez podejrzliwość.
- Jak mnie znalazłaś? – spytał, mrużąc oczy.
- Plotki w kosmosie podróżują bardzo szybko, o czym za moją sprawą sam już doskonale wiesz.
- Mam rozumieć, że to ty przyczyniłaś się do tego, że dowiedziałem się o śmierci Goku?
- Kłaniam się i polecam na przyszłość. Najpierw twój trening wydał mi się fascynującym pomysłem, ale potem zaczęłam się nudzić. Postanowiłam przyśpieszyć trochę bieg wydarzeń. – Trunks, którego zmysły z każdą chwilą wracały do normy, bez trudu dostrzegł teraz szok, malujący się na twarzy Freezera. 
- Wiedziałaś od samego początku?!
- Ha. – Ttuce przeczesała grzywkę palcami zdrowej ręki, wciąż wyrażając większe zainteresowanie tym, co miała na głowie niż swoim przeciwnikiem. – Los chciał, że jestem strażniczką Nowej Namek. Twoje przydupasy odciągnęły moją uwagę i gdy ja ścigałam ich przez pół kosmosu, reszta wykradła kryształowe kule i przywróciła cię do życia. Teraz muszę po nich posprzątać.
Trunks zacisnął palce na fajce i wreszcie podźwignął się na kolana. Na wspomnienie Namek i Smoczych Kul serce chłopaka zapomniało o jednym uderzeniu, a cała uwaga przylgnęła do postaci Saiyanki. Czy to możliwe…? Przez chwilę myślał, że się przesłyszał, ale nic nie wskazywało na to, by Freezer zamierzał zanegować te słowa. Czyli to tak wrócił do życia… Oczy kosmity płonęły ze złości, ale w końcu wewnętrzny chłód obniżył temperaturę jego spojrzenia do ciekłego lodu. Przypalona twarz wygięła się w drwiącym grymasie, a spomiędzy warg wydobył się śmiech.
- Ach. To wiele tłumaczy. Wiedziałem, że przed kimś uciekają, ale nie wiedziałem, że to o ciebie chodzi. – Roześmiał się jeszcze głośniej. Kiedy znów spojrzał na Ttuce, zignorował jej obojętną minę i uniósł rękę w nonszalanckim geście. – Gdyby mnie poinformowano, powiedziałbym im jak z tobą postępować. W końcu mam za sobą lata doświadczenia w tej kwestii. Ale nic straconego. Zaraz tu będą.
- Nie będą. Zabiłam ich! – Ttuce wyszczerzyła zęby z niemal dziecięcą radością, która nawet Freezera zbiła z tropu. – I co się tak dziwisz? Znalazłam cię zaraz po tej nieszczęsnej rezurekcji. Byłbyś już z powrotem martwy, ale wpadłeś na pomysł treningu, a ja z ciekawości postanowiłam dać ci czas. Chciałam zobaczyć na co cię stać.
- Jakie to typowe. – Oczy Freezera błysnęły niebezpiecznie. Zaczął krążyć wokół Ttuce jak wygłodniały drapieżnik, z początku w pewnej odległości, ale stopniowo zbliżając się i zacieśniając teren polowania. – Zrobimy tak. Przysięgniesz mi na nowo posłuszeństwo, a ja cię oszczędzę. Skoro stara armia została rozgromiona, to przyda mi się ktoś, kto na powrót zbierze ją do kupy.
- Hnn. Już powiedziałam. Wyrosłam z tego. – Zniknęła i znienacka pojawiła się tuż przed nosem Freezera, przerywając mu chód.  – Czas umierać.
Lord sapnął i zrobił kilka kroków w tył, zaskoczony jej umiejętnościami i nagłym spotkaniem twarzą w twarz. Trunks zdążył się już zorientować, że Ttuce używa tej samej techniki co Goku, by się teleportować. Freezer natomiast nadal głowił się nad tym, co pozwala Saiyance na rozwinięcie takiej prędkości i co powinien zrobić, bu kupić sobie czas. I w końcu wymyślił, postanawiając uderzyć w najczulszy punkt swojego przeciwnika.
- Zawsze intrygowały mnie bliźnięta. Jak to było, gdy Vegeta umierał z mojej ręki? Odczułaś to? – Rozciągnął karmazynowe wargi w psychotycznym uśmiechu. Po wcześniejszej kpinie na twarzy Saiyanki nie pozostał już nawet ślad. Wręcz przeciwnie, teraz Ttuce wydawała się być zniecierpliwiona. – Co myślałaś, gdy go dusiłem i miażdżyłem mu żebra? A co z chwilą, w której przebiłem jego serce? Osobiście starałem się nią delektować…
- Nie uczysz się na błędach – odpowiedziała z przekąsem i skrzyżowała ręce na piersi. Freezer z cichą satysfakcją odniósł pierwsze zwycięstwo. Zaprzątnął jej uwagę czymś innym, niż z góry ułożonym i przemyślanym schematem walki. – Naprawdę sądzisz, że wspominanie śmierci mojego brata wyjdzie ci na dobre? Czy to nie ona była jednym z czynników, które doprowadziły do twojej zguby? Czyż to nie ona była jedną z tych rzeczy, które pchnęły Goku do ostateczności? Musisz być głupi, jeśli sądzisz, że na mnie nie podziała to tak samo.
- Ale co czułaś, gdy umarł z mojej ręki? – spytał ponownie, świdrując ją spojrzeniem demonicznych oczu. Chciał zniszczyć jej koncentrację. – Pamiętam, że miał bardzo słodką krew. Jestem ciekaw, czy ty smakujesz tak samo.
Trunks zauważył moment, w którym twarz Ttuce przeszył spazm bólu. Pojawił się i zniknął, na powrót zasłonięty maską pokerzysty, ale wywarł na nim nieodparte wrażenie. Ttuce pozostawała niezmiennie blada i nie okazywała żadnych oznak tego, że w ogóle analizuje słowa Freezera. W końcu jednak uśmiechnęła się – gorzkim uśmiechem osoby pogodzonej z przeszłością.
- Usłyszałam jak zatrzymało się jego serce – odparła ze spokojem, o jaki Trunks nigdy by jej nie podejrzewał. – To ostatnie uderzenie odbijało się echem w mojej głowie przez wszystkie następne lata. Nawet dzisiaj mi towarzyszy.
- To musiała być dla ciebie wielka, niepowetowana strata… A jednak dopuściłaś do tego, żeby potem umarł jeszcze raz. – Freezer aż zamruczał z przyjemności. Biegnące przez jego twarz linie sprawiały wrażenie wyżłobionych przez krew, która gorącym strumieniem spłynęła po zimnym jak lód ciele.  – Wstydź się.
- Hm. – Ttuce przymknęła powieki, a kiedy się uśmiechnęła, Trunks odniósł wrażenie, że odtąd będzie oglądał ten grymas w nocnych koszmarach. Pięści Freezera znów się zacisnęły, wbijając czarne paznokcie w poduszki dłoni, a Ttuce zaczęła się do niego zbliżać powolnym krokiem. – Mój brat był księciem i miał zostać królem. Ale ty go z tego okradłeś. Zniszczyłeś nasze królestwo i obróciłeś planetę w stertę popiołu. Wymordowałeś rasę, podeptałeś dumę i sprzeniewierzyłeś wolność. – Jej oczy niczym sztylety wbiły się w postać Freezera. – Może i jestem ostatnią przedstawicielką mojego gatunku, ale gniew Vegety, naszego ojca i wszystkich tych Saiyanów, którzy kiedykolwiek ucierpieli z twojej ręki, żyje we mnie. I dziś nastał dzień, w którym będziesz musiał się z nim zmierzyć. Nawet nie wiesz jak długo na to czekałam.
- Bądź mym gościem. – Freezer pochylił się w przód, patrząc na nią spode łba. – Twój bratanek też może czuć się zaproszony. Słyszysz, chłopcze? Nie wahaj się pomóc cioteczce.
- Ani się waż. – Ttuce nie zaszczyciła Trunksa spojrzeniem, ale ton jej głosu wystarczył, by wziął sobie te słowa do serca. – Tak jak twój ojciec, działam w pojedynkę.
- Tak więc zabawę czas zacząć. – Ciało Freezera otoczyła fioletowa poświata. Stał naprzeciwko Ttuce, a jego nowa pewność siebie świadczyła o tym, że odwlekł walkę wystarczająco długo, by zgromadzić brakujące mu wcześniej siły.
- Nie jestem tu, żeby się bawić. Jestem tu, żeby zabić. – Ttuce również się pochyliła, przybierając bojową pozę.
Trunks podźwignął się na nogi i wyprostował. Silny podmuch wiatru uderzył go w twarz, a niebo nad jego głową zrobiło się całkiem czarne. Ttuce i Freezer tkwili w bezruchu naprzeciwko siebie, napięci i gotowi do boju, a jednak wciąż nieprzystępujący do ataku. Poziom ich ki rósł z każdą upływającą chwilą, a Trunks wywnioskował, że ta dwójka już ze sobą walczy – tylko na razie w myślach, testując cierpliwość, oceniając refleks i czekając na jakiś umowny sygnał. Ttuce nie mrugała, a po dłuższej inspekcji Trunks nie był do końca pewien, czy chociażby w ogóle oddycha.
Z nieba posypał się śnieg. Trunks zauważył to dopiero, gdy pierwsze płatki z gracją osiadły mu na czubku nosa, łaskocząc i prawie natychmiast się roztapiając, rozgrzane dotykiem skóry. Chłopak westchnął ze zdumieniem i uniósł wzrok do góry. Biały puch opadał z kłębów czerni, niczym pierze wyspane z rozdartej poduszki, sprzeciwiając się logice tego, że w rzeczywistości wciąż trwało lato.
- Jak to możliwe? – szepnął sam do siebie, a potem spojrzał znów na Ttuce i Freezera.
Oboje otaczali się teraz aurami ki, a leżące wokół nich kamienie zaczynały unosić się w powietrzu. Trunks pamiętał, że Freezer słynął z umiejętności telekinetycznych i zastanawiał się, czy to jego zasługą była ta zmiana w pogodzie. Śnieg zacinał coraz mocniej, z puchu przemieniając się w twarde i ostre sopelki lodu, a Ttuce i Freezer nadal trwali w tych samych pozach, zupełnie nie pokazując po sobie wpływu otoczenia.
I wtedy musiał nastąpić sygnał, który Trunks jakoś przegapił. Ttuce i Freezer zderzyli się, wymieniając szybie jak światło ciosy. Trunks obserwował z szeroko otwartymi oczami, jak ich ręce poruszają się w plątaninie gestów, blokując i atakując naprzemian. Śnieg rozpryskiwał się wokoło, tworząc piękną oprawę do przedstawienia, które musiało zakończyć się śmiercią jednego z aktorów. Wyraz twarzy Ttuce nie zmienił się ani na jotę, a ten należący do Freezera stał się bardziej zaciekły. Z każdą chwilą Trunks coraz lepiej pojmował różnicę między człowiekiem, a Saiyaninem. Mimo że miał w swoich żyłach krew obu tych ras, to patrząc na Ttuce rozumiał, że nigdy do końca nie zaakceptuje natury, jaką z nią współdzielił. Trunks nie narodził się dla wojny. Nie wiedział, czy Ttuce bała się podczas tego starcia i czy w ogóle kiedykolwiek odczuwała strach. Wiedział natomiast, że jeśli rzeczywiście tak było, to wola zwycięstwa i tak okazywała się silniejsza. Żaden lęk i żaden ból nie mógł się równać z tym, co pchało ją na przód, wprost po wygraną.
Walczący rozstali się w błysku mocy. Ttuce wylądowała za Freezerem, a ten złapał się za brzuch. Ttuce wyrwało się bolesne westchnienie, a Trunks zauważył, że zbroja na jej żebrach jest uszkodzona. Freezer zginał się w pół, wciąż ściskając za korpus, a jego usta były rozdziawione jak u ryby, gdy próbował złapać oddech. W końcu ramiona Ttuce uległy rozluźnieniu i Saiyanka się roześmiała. Śnieg całkiem już pokrył jasne włosy, a ona uniosła twarz, wystawiając ją na jego wpływ i łapiąc białe płatki na język. Freezer odwrócił się do niej gwałtownie, otrzepując z puchu niczym pies z wody i szczerząc zęby we wściekłym grymasie. Ttuce obróciła się wokół własnej osi i podparła pod boki, bardzo z siebie zadowolona.
- Muszę ci coś pokazać – oznajmiła z zaczepnym uśmiechem, a zaraz potem jej ciało otoczył ognisty wybuch energii.
Freezer doskonale wiedział na co patrzy. Widział przemianę w Super Saiyanina tylko dwa razy w życiu, ale tak naprawdę już raz wystarczył, by nie zapomniał jej nawet po śmierci i pobycie w piekle. Wrzask Ttuce przebijał się przez szalejącą zamieć, a czerwona aura topiła śnieg w locie i przemieniała go w deszcz. Źrenice oczu całkiem zniknęły, a złote pasma falowały na wietrze, rozrastając się i skrząc wyładowaniami elektrycznymi. Trunks pod nosem liczył kolejne pokonywane przez Ttuce poziomy. Pierwszy, drugi… Trzeci? Przez chwilę jej włosy sięgały niemal kolan, a energia wokół druzgotała ziemię i tworzyła na środku zaśnieżonej polany krater, w którym Saiyanka w końcu zapadła się aż po kostki.
- Chciałbyś się zmierzyć z taką potęgą, Freezer? – spytała Ttuce z oczami wypełnionymi światłem i zaprezentowała mu kły. Uwielbiała się przechwalać. Nim kosmiczny lord znalazł właściwe słowa, by odpowiedzieć na to bezczelne w zamyśle pytanie, Ttuce rozluźniła mięśnie i pozwoliła energii wyparować w powietrze. Jej włosy wróciły do normalnego koloru i długości.
- Co ty robisz?! – krzyknął Trunks, nim zdołał się powstrzymać, ale i tak został zignorowany. Ttuce była zadowolona ze swojego przedstawienia i szoku wciąż widocznego na twarzy Freezera – zupełnie jak w otwartej księdze z obrazkami.
- Niestety nie będzie ci to dane. Nie potrzebuję mocy Super Saiyanina, żeby cię zniszczyć.
- W dupie ci się poprzewracało, ty kosmiczna małpo! – wrzasnął Freezer, a jego głos zadrżał od furii i niekrytego strachu. Uniósł zaciśniętą pięść na wysokość twarzy i zdało się, że wytrzeszczone i nabiegłe żyłami oczy zaraz wyskoczą mu z czaszki. – Nigdy ze mną nie wygrasz!
- Głupcze. Ja już wygrałam. – W następnej chwili pojawiła się tuż przed nim, z mechaniczną dłonią wycelowaną w jego twarz. Freezer sapnął i zrobił pół kroku do tyłu, ale nic więcej nie było mu dane. – Meteor Strike!
Trunks osłonił oczy ramionami. Przez czas trwania pojedynku nie wyczuł, że Ttuce zgromadziła tyle energii, by w ciągu ułamków sekund wyzwolić z siebie pocisk ki tych rozmiarów. Freezer wyraźnie popełnił ten sam błąd, gdyż pomarańczowa kula, swą konsystencją przypominająca powierzchnię słońca, ugodziła w niego z całą mocą, momentalnie rozrywając na strzępy. Zdumiony krzyk kosmity był wszystkim, co po nim pozostało, gdy jego ciało rozpłynęło się w snopie energii. Podmuch ki prawie zbił Trunksa z nóg, ale chłopak jakoś zdołał utrzymać równowagę. Czego nie zdołał zrobić, to pojąć jak Ttuce mogła przygotować taki cios i nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Świadczyło to o ogromnej kontroli, jaką nad sobą miała – lub o jej ostatecznym szaleństwie.
Gdy światło zelżało, Trunks opuścił ramię i spojrzał na Ttuce. Trwała wciąż w tym samym miejscu, z ręką wyciągniętą w przód, a pocisk ki dogorywał w osłaniających polanę wzgórzach, równocześnie zrównując je z ziemią. Trunks wcale nie musiał się upewniać, czy Freezer aby na pewno nie żyje. Zamieć ustała, a niebo na nowo zaczęło się przejaśniać. Energia kosmicznego lorda zniknęła z powierzchni Ziemi. Kiedy opadły ostatnie kamienie i zapanowała cisza, Ttuce wypuściła ze świstem powietrze z ust i osunęła się na kolana. Podpierając się rękami, klęczała z głową opuszczoną w dół i oddychała ciężko. Jej atak mógł być niezwykły w swej sile, ale nie pozostawał bez konsekwencji dla organizmu. Trunks wyczuł, że poziom ki Ttuce spadł niemal do zera, pozostawiając ją słabą jak dziecko. Gdyby Meteor Strike nie zakończył walki, Ttuce byłaby całkowicie odsłonięta i skazana na porażkę. Z mechanicznej ręki leciały iskry i dopiero teraz wciąż trzymający się na uboczu Trunks zobaczył, że Freezer jednak zdołał ją uszkodzić. Kiedy, jak – nie miał pojęcia.
Ttuce dyszała, a jej plecy unosiły się i opadały, zupełnie jakby musiała zmuszać płuca do dalszej pracy. Nagle usłyszała świst rozcinanego powietrza i podniosła wzrok tylko po to, żeby zobaczyć nadlatujące w swoją stronę ostrze. Nie zdążyła nawet pomyśleć o tym, by się odsunąć, gdy czubek miecza trafił do celu. Ttuce obróciła zlaną potem twarz i zerknęła na leżącego obok kosmitę, który do tej pory najpewniej ukrywał się na pokładzie statku Freezera. Ttuce wbiła wzrok w zbliżającego się do niej Trunksa.
- Mówiłam, że nie chcę twojej pomocy – wychrypiała. Trunks uśmiechnął się krzywo i wydobył miecz z ciała kosmity, wycierając ostrze o jego zbroję.
- Tak jak mój ojciec, nie słucham cudzych poleceń – odparł i wyciągnął do niej rękę.
- Obejdzie się. – Odepchnęła ją i wstała sama, trzymając się za żebra. Jeśli cokolwiek ją teraz martwiło, to stan mechanicznego ramienia, które ciągle nie przestawało strzelać iskrami, jak jakiś umierający fajerwerk.
- Może jednak skorzystasz? Moja matka jest naukowcem. Naprawi to. – Podał jej fajkę.
Ttuce spojrzała na Trunksa intensywnie, jednocześnie marszcząc brwi na czubku nosa. Trunks poczuł się jak za dawnych, dobrych czasów, gdy na calutki rok utknął z Vegetą w Komnacie Ducha i Czasu – nieustannie oceniany, krytykowany i ledwo tolerowany. Cholera jasna.

>*<

- Cholera jasna, znowu go przegapiłam! To już trzeci raz, nie wierzę, po prostu w to nie wierzę!
Bulma wydawała się być bardziej przejęta faktem, że nie udało jej się zobaczyć wielmożnego Freezera, niż z powodu pojawienia się siostry swojego niedoszłego męża nieboszczyka. Czy chociażby w ogóle dlatego, że Freezer został przywrócony do życia. Na czas krótki, bo krótki, ale jednak. Ttuce siedziała na posadzce zagraconego laboratorium, a Bulma pochylała się nad nią, mamrocząc gniewnie pod nosem o niesprawiedliwości losu. Na polecenie Ttuce, która podobnie jak jej brat nigdy nie nauczyła się o nic prosić, Trunks przyniósł piwo. Na twarzy Saiyanki dopiero teraz wykwitały siniaki, których dorobiła się podczas starcia z Freezerem. Trunksowi wstyd było przyznać, ale nie zauważył, kiedy padły odpowiedzialne za nie ciosy. Ttuce przyłożyła zimną butelkę do zmieniającego kolor na fiolet policzka i aż jęknęła z ulgą.
- Naprawdę zwabiłaś tutaj Freezera? – spytał Trunks, opierając się plecami o ścianę. Co zadziwiające, mimo że Ttuce siedziała na podłodze i była zmuszona unieść głowę, to i tak zdołała przy tym spojrzeć na niego spod byka.
- Tak jak powiedziałam – wysyczała z niechęcią, zupełnie jakby właśnie miała zamiar wyznać najcięższe z grzechów. – Z początku ciekawił mnie jego trening. Obserwowałam go i widziałam, jakie robi postępy. Ale potem zaczęłam się obawiać, że jeśli pozwolę mu się szkolić dalej, to stanie się… niepokonany. Wiedziałam, że niewiele brakuje mu do osiągnięcia poziomu kolejnej transformacji. Więc wspomniałam komu trzeba o tym, że Goku zmarł przed laty na jakąś chorobę i zadbałam, żeby Freezer się o tym jak najszybciej dowiedział.
- Więc… Świadomie nie pozwoliłaś mu osiągnąć tej formy? – upewniła się Bulma.
- To nie była dla mnie łatwa decyzja – wycedziła Ttuce, piorunując ją wzrokiem. – Ale uznałam, że ryzyko jest zbyt wielkie. Poza tym, wmówiłam sobie, że tym samym szybciej dokonam zemsty. Trochę pomogło.
No tak, Ttuce uważała swój uczynek za tchórzowski. Trunks przypomniał sobie jak Goku dał Komórczakowi fasolkę Senzu, żeby wyrównać ich szanse. Jak jego własny ojciec pozwolił na to, by Komórczak połączył się z Osiemnastką i tym samym osiągnął finalną formę. Zachowanie Ttuce było… zupełnie inne. Zupełnie nie-saiyańskie. Wręcz ziemsko racjonalne.
- Krótko mówiąc uratowałaś tę planetę – podsumował, unosząc lewy kącik ust w uśmiechu.
- Proszę cię – prychnęła i pokazała mu środkowy palec, oczywiście nic sobie nie robiąc z jego dobrych intencji.
Bulma zabezpieczyła rękę Ttuce, żeby nie doszło w niej do żadnego spięcia i, po uprzednim sprawdzeniu czy aby na pewno nic mu już nie dolega, pogoniła syna pod prysznic. Jeśli było coś, w czym przypominała Ttuce, to było to zamiłowanie do wydawania rozkazów i Trunks nie zamierzał tego kwestionować.
- Jesteś do niego taka podobna! – wykrzyknęła Bulma, gdy zostały same. Oczy Ziemianki śmiały się do Ttuce, kiedy troskliwie naklejała różowy plasterek w gwiazdki na grzbiet jej nosa. Saiyanka wpatrywała się w nią z nieufnością – speszona delikatnością i takim czułym zachowaniem.
- Jesteśmy… Byliśmy bliźniętami. Stąd to podobieństwo.
- Niesamowite. Nie sądziłam, że po tylu latach dowiem się na temat Vegety czegoś, co mnie jeszcze zaskoczy.
Kolejny plasterek wylądował na zadrapaniu na policzku Ttuce. Saiyanka pokazała zęby w ostrzegawczym grymasie, gdy Bulma zbytnio się do niej nachyliła i tym samym naruszyła jej przestrzeń osobistą. Bulma zareagowała śmiechem. Ttuce wyglądała jak kot, zapędzony w kozi róg.
- Wasze podobieństwo zdecydowanie nie ogranicza się tylko do wyglądu. Zaufaj mi choć trochę.
- Spędziłam całe moje życie nie ufając nikomu poza samą sobą. Dlaczego nagle miałabym zmieć zwyczaje?
- Skoro twój brat potrafił… To ty też możesz.
- I niby gdzie go to zaprowadziło? Do grobu. Gdyby działał w zgodzie z naszą naturą, to trzymałby się z daleka od waszych ziemskich problemów. Ale ty musiałaś zawrócić mu w głowie.
- Obwiniasz mnie o…? – Bulmie zabrakło słów. Ttuce była bezlitosna.
- Gdybym cię winiła, już dawno leżałabyś tu z dziurą w klatce piersiowej, a ja ściskałabym w dłoni twoje więdnące serce – sarknęła i uniosła butelkę, kołysząc nią dla podkreślenia swojej wizji. – Więc nie. Nie winię cię. Vegeta dokonał wyboru. Głupiego, bo głupiego, ale miał do niego absolutne prawo.
Bulma zwilżyła wargi koniuszkiem języka i przez chwilę w milczeniu przebierała palcami w przyborniku z narzędziami. Serce tłukło się boleśnie w jej piersi, a gardło zaciskało, ledwo przepuszczając strumień powietrza. Nie zamierzała dać Ttuce satysfakcji i pokazać, że te słowa ją zabolały. Za bardzo przypominała Vegetę. Mówiła co myślała i nie zawracała sobie głowy konsekwencjami. Pewnie nawet nie wpadła na to, że zrani uczucia Bulmy.
- Nie złość się, już kończę. – Odchrząknęła i z powrotem przywdziała uśmiech na twarz. – Na pewno umierasz z głodu! Zaraz przygotuję coś na obiad.
Ttuce zmarszczyła brwi i otworzyła usta, by stanowczo oświadczyć, że nie potrzebuje takiej jałmużny, ale brzuch wszedł jej w słowo i głośno zaaprobował plan Bulmy. Kobieta wybuchła perlistym śmiechem, o jakim Ttuce mogłaby dla siebie tylko pomarzyć. To jest, gdyby ją takie rzeczy jak bycie kobiecą w ogóle obchodziły.
- Tak, Vegeta też uwielbiał jeść. Pamiętam to jak wczoraj. – Bulma ubrała gogle i wprawnym okiem oceniając uszkodzenia, przysunęła twarz do mechanicznej ręki Ttuce. Stanowiła ona niemalże idealną kopię tej prawdziwej. Materiały użyte do jej produkcji z ogromną dokładnością odwzorowywały układ mięśni i budowę kostną kończyny. Sztuczne ramię było tylko nieco większe od oryginału i momentami bardziej kanciaste. A mimo to, gdyby nie metaliczny kolor i widoczne śrubki, zdawać by się mogło, że jest naturalną częścią organizmu. – Niesamowita technologia… – Bulma ujęła w palce obcęgi i ostrożnie szturchnęła wystające z łączeń kabelki. W powietrze wystrzeliło kilka różnokolorowych iskier, a Ttuce syknęła.
-  Nie znasz się na niej, więc lepiej nic nie ruszaj! Nie chcę, żebyś mi ją uszkodziła do końca.
Bulma zmrużyła oczy i prychnęła z obrazą.
- Żartujesz? Zbudowałam wehikuł czasu, poradzę sobie i z tym cackiem!
Ttuce zrobiła zdumioną minę na wieść o wehikule, a Bulma z zapałem przystąpiła do pracy. Ttuce przytknęła do ust szyjkę butelki z piwem i pociągnęła z niej zdrowego łyka. Operowanie śrubokrętem we wnętrzu mechanicznego ramienia nie sprawiało jej bólu, ale i tak odczuwała irracjonalny niepokój, gdy Bulma przemieszczała się coraz wyżej i wyżej, w końcu zdejmując naramiennik zbroi i odkrywając skórę ramienia, gdzie ciało Ttuce łączyło się z metalem. Blizny były zaleczone, ale też zaognione po nadmiernym wysiłku w walce.
Bulma ze skupieniem pogrążała się w swoim zajęciu, co chwilę przygryzając zębami koniuszek języka, a jej palce poruszały się z lekkością skrzydeł motyla. Ttuce przyglądała się temu z rosnącą fascynacją, wciąż siedząc z butelką przyciśniętą do ust, ale już nie pijąc. Bulma rzeczywiście wiedziała co robi, nawet w zetknięciu z technologią z zupełnie obcego i odległego o tysiące lat świetlnych świata. Jeśli natomiast chodzi o umiejętności wokalne… Cóż. Od melodii, którą podśpiewywała pod nosem od dłuższej chwili, Ttuce jeżyły się włosy na ogonie. Ta kobieta była kompletnie bezwstydna, jeśli chodzi o stopień fałszowania.
- Co ci się przydarzyło? – spytała znienacka, a Ttuce przechyliła głowę na bok jak niesforne dziecko, które nie zamierza spowiadać się matce ze swoich przewinień.
- Wypadek.
- Bardzo bolesny, jak widzę…
- Przeżyłam.
Bulma uśmiechnęła się, a zmarszczki na jej twarzy nieco się pogłębiły. Ttuce obserwowała cienie, jakie rzęsy rzucały na policzki Ziemianki i przyłapała się na tym, że nie może przestać myśleć o tym, jaka ta kobieta jest piękna.
- Zaczynam rozumieć, dlaczego się w tobie zakochał – oznajmiła ni z tego, ni z owego, a Bulma przerwała pracę i uniosła na nią zdumione oczy.
- Vegeta? Nie. On się nigdy nie zakochał. – Uśmiechnęła się i znowu skupiła wzrok na ręce Ttuce, powoli kończąc pracę nad nią. Wymieniła metalową łatkę i przykręciła ją, a następnie nadgarstkiem otarła czoło z potu, który zebrał się pod grzywką. – Łączyło nas tylko pożądanie. Ale kochankiem był niesamowitym, na moje szczęście!
Ttuce właśnie przełykała piwo, przez co się zakrztusiła i mimowolnie zarumieniła, a Bulma po raz kolejny wybuchła śmiechem i nasunęła gogle na oczy. Ttuce nie nawykła do przejawów radości w swojej obecności. Zwykle pojawieniu się Saiyanki towarzyszyła grobowa cisza lub przeraźliwe krzyki potępionych. Czasem jedno i drugie, na przemian. Teraz więc takie beztroskie zachowanie Bulmy kompletnie ją rozbrajało.
- Odwróć głowę, muszę cię zespawać.
Ttuce posłuchała i uciekła wzrokiem jak najdalej. Sprzęt szumiał przy jej uchu miarowo, a kolejne iskry wzbijały się w powietrze, szybując aż do szarego sufitu, który zdobiły mocne jarzeniówki.
- Gdyby nic do ciebie nie czuł, to na pewno nie dałby ci się dotknąć. Nie mówiąc o tym, że oczywiście nie miałby z tobą dziecka – mruknęła w przestrzeń, gdy tylko spawarka umilkła.
- Trunks był szczęśliwą wpadką. Żadne z nas się tego nie spodziewało. – Bulma westchnęła i odłożyła urządzenie na zasłany stertami dokumentów stół. Papierzyska tworzyły na nim niemalże górzysty krajobraz, piętrząc się i w każdej chwili grożąc zejściem lawiny nabazgranych w pośpiechu i poplamionych kawą notatek. Bulma ściągnęła gogle na szyję, a Ttuce spojrzała jej głęboko w oczy. Tak, jakby chciała dotknąć duszy.
- Saiyanie zakochiwali się bardzo rzadko. Ale jeśli już do tego dochodziło, to ta miłość zostawała z nimi do końca. Często jej nie rozumieli i nie wiedzieli co z nią zrobić, ale nigdy nie zapominali. Nawet jeśli jedno umarło, drugie na zawsze pozostawało spętane tym samym uczuciem. – Bulma słuchała jak urzeczona, tkwiąc w kuckach na podłodze i czując, że w klatce piersiowej odzywa się stary ból. – Właśnie dlatego większość z nas trzymała się od niego z daleka. Takie przywiązanie nigdy nie pomagało na polu walki. Potrafiło oszukać zmysły i zaburzyć osąd. Armia musi być zgrana i skupiona. Nie potrzeba w niej dodatkowego ryzyka. W wojsku nigdy nie można przekładać życia jednostki ponad dobro ogółu.
- Kochałaś kiedyś kogoś? – spytała z rozpędu Bulma i prawie od razu zdała sobie sprawę, że to zbyt osobiste pytanie jak na kogoś takiego, jak Ttuce. Już chciała się z niego wycofać, ale o dziwo Ttuce wcale nie zaatakowała. Zamiast tego utkwiła wzrok w ścianie naprzeciwko, a jej twarz rozjaśnił delikatny uśmiech, który zdradzał zarówno sentyment, jak i zaskoczenie, że ten wciąż jest taki silny.
- Tak. Dawno temu – powiedziała łagodnie. Zwróciła twarz w stronę Bulmy. – Tęsknisz za Vegetą?
- Mówią, że czas leczy rany, ale w moim przypadku to się chyba nie sprawdza. – Z zakłopotaniem wytarła brudne od smaru dłonie w materiał spodni.
- Wiem, gdzie jest Nowa Namek.
Oczy Bulmy rozbłysły i spojrzała na nią, wytrącona z równowagi. Dudnienie serca Ziemianki zdawało się wypełnić wszystkie zakamarki laboratorium.
- Nowa Namek! Szukałam jej całymi latami…
- Wiem. Jest doskonale ukryta.
- Ale to znaczy, że…! – Niebieskie oczy zalśniły w nagłej gorączce i aż zaczęła się jąkać, co nigdy jej się nie zdarzało. Nie mogła zebrać myśli, raz po raz przytulając zaciśnięte dłonie do klatki piersiowej. – Przecież kryształowe kule… Moglibyśmy… Moglibyśmy przywrócić do życia Piccolo! A wtedy… Wtedy Shenron ożywiłby wszystkich tych, którzy zginęli z rąk Androidów! Trochę by to potrwało, ale… Dzięki temu nasze życie wróciłoby do normy i…
Ttuce znienacka złapała ją za kark i w stanowczym geście przycisnęła usta Bulmy do swoich, miażdżąc ich wargi w namiętnym pocałunku. Był tak krótki, że zdawać by się mogło, że w ogóle nie miał miejsca, ale zawierające się w nim pożądanie i obietnica momentalnie pozbawiły Bulmę oddechu, raz na zawsze zapisując się grubą nicią w jej pamięci. Ttuce wplątała palce w kosmyki niebieskich włosów i pozwoliła Bulmie spróbować całej tej intensywności, z jaką szła przez życie i z jaką zamierzała kiedyś umrzeć. Ttuce smakowała jak wiatr, który zatrzymał się tylko na chwilę, by figlarnie musnąć czyjeś policzki i zaraz potem pobiec dalej.
- Odzyskam go dla ciebie.
Bulma usłyszała ten szept i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że została w laboratorium sama. Wciąż na klęczkach, przycisnęła koniuszki palców do drżących warg, a uspokajający szum maszyn wypełnił jej uszy.

>*<

Trunks wyszedł spod prysznica, owijając się ręcznikiem w biodrach. Puchaty materiał stanowił miły kontrast dla obtartej w walce skóry chłopaka. Krople wody spływały wciąż po jego nagim i posiniaczonym torsie, a wilgotne włosy kleiły się do twarzy i karku. Zaczesał je palcami do góry, żeby choć przez chwilę nie wpadały mu do nosa, i przedramieniem przetarł taflę lustra z pary. Tylko dzięki temu dostrzegł parę szarych oczu, wpatrujących się w niego intensywnie spod ściany naprzeciwko. Trunks aż podskoczył i odwrócił się w locie.
- Jak tu weszłaś?! – krzyknął, w panice owijając się ciaśniej ręcznikiem. Ttuce wywróciła oczami na ten pokaz. Ręce miała założone na piersi, a nogi skrzyżowane w kostkach. Całym swoim opartym o ścianę jestestwem wyrażała politowanie dla bratanka.
- Pominę to milczeniem. Zbieraj się. Mamy robotę.
- Robotę? Niby jaką? Ciociu? – prychnął, a Ttuce warknęła na niego jak pies.
- Nie nazywaj mnie tak, bo przestanę być miła. – Poruszyła mechaniczną ręką, sprawdzając jej sprawność i jednocześnie demonstrując, że wcale nie żartuje. Napięła metalowy biceps, a Trunks westchnął z rezygnacją, na powrót się uspokajając. Ttuce mogła być niewysoka i drobna w sposób podobny do Vegety, ale wciąż pozostawała dość atletycznie zbudowana – przynajmniej jak na kobietę. Nie potrzebował też wcale demonstracji siły Saiyanki, by nie chcieć nadeptywać jej na odcisk.
- To gdzie się wybieramy?
- Najpierw na wskroś galaktyki. Wybijemy tych popleczników Freezera, którzy jeszcze gdzieś się chowają po kątach. Nie chcę ryzykować, że wpadną na kolejny genialny plan i że za miesiąc będę musiała użerać się z Coolerem. Ten skurczybyk był niemożliwy. Potem polecimy na Nową Namek. Tamtejsi wiszą mi przysługę, a w międzyczasie ich kule zdążą się już zregenerować. Przywrócimy do życia twojego ojca i resztę tych patałachów.
- Mówisz poważnie? – Trunks wyszczerzył się do niej jak wariat. Cieszył się, że wpadła na ten pomysł zanim sam musiał ją poprosić.
- Nie zwykłam żartować.
- Czy wcześniej mogę wam zająć kilka minut? – Na dźwięk tego głosu Trunks wrzasnął wręcz w niebogłosy, a Ttuce oderwała się z impetem od ściany, ślizgając po wilgotnej posadzce łazienki i prawie padając na twarz. Oboje wyjrzeli przez okno, za którym unosił się blady jegomość w kolorowych szatach i ze sporych rozmiarów berłem w ręku. Jego uśmiech zdawał się być jaśniejszy od samego słońca. – Nazywam się Whis i mam dla was specjalną misję! Och, a cóż tak pięknie pachnie?
- Uch. – Trunks spojrzał na butelkę, którą zostawił w prysznicu. Uznał, że ten dzień i tak jest już zbyt dziwny, by zaprzątać sobie głowę dodatkowymi pytaniami. – Szampon crème brûlée?
Whis się rozpromienił.
- Mogę spróbować?


Za mało snu, za dużo kawy, efekty widoczne powyżej. 
To już oficjalnie koniec fillera, od następnego rozdziału wracamy do właściwej akcji!

13 komentarzy:

  1. Ja pierdziele, TTuce i lesbijka, serio? SERIO!? Jak mogłaś z niej zrobić w sumie bi..., ale to też jest coś. No i podglądanie Bratanka, ohh cała nasza TTuce :3. No no, wskrzeszanie wszystkich,a to już byłoby coś. Nawet ciekawa ta przyszłość, a nawet jest w niej Whis, a nie sorki, Inny wymiar :). Czekam na dalsze rozdziały, pozdrawiam
    Kenzuran Blade River

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. π zawsze była bi. Tylko dopiero teraz rozwijam ten wątek. :D

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Bardzo mi sie podobał i to z Ttuce i Bulmą też to było dla mnie zaskoczenie :D Ale cieszę się że w końcu wrócisz do właściwego wątku :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haa, właśnie o to zaskoczenie chodziło. Również się cieszę. :D

      Usuń
  4. No tak, tytuł rozdziału zbyt wiele zdradzał :). Ale dla mnie przyjemniej byłoby wiedzieć i zamiast dziwić się zachowaniu Vegety, po prostu śmiać z Trunksa, który nie rozumiał ;p

    Jak kiedyś szukałam opowiadań po angielsku (wyselekcjonowane historie, ale nie z DB), to zapamiętałam właśnie to "said", po prawie każdej wypowiedzi, ale nie czytałam, bo nie dałabym rady, jedynie właśnie dialogi trochę tłumaczyłam ;).

    Pozdrawiam,
    Sylwek

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, to jest pierwsze dragonballowe opowiadanie jakie mi sie spodobało! Nawet ta romansowa strona nie przeszkadza i nie psuje kanonu, a wrecz przeciwnie. I te walki... Chyba nie przesadze mówiąc, że duzo lepiej sie tu dzieje niż dragon ball super. Wyrazy uznania od długoletniego fana Db!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa! :) Nie lubię pisać romansów. Nie sprawia mi to tyle frajdy, co pisanie angstów, dram, horrorów i przygodówek. Wiem, że ludzie generalnie preferują historie miłosne, ale osobiście tego nie kupuję - chyba, że slashe. Slashe uwielbiam. Toteż bardzo się cieszę, że moje podejście do tematu miłości w DB Cię nie odrzuciło. :D Mam nadzieję, że tak pozostanie.

      Usuń
  6. Ja chcę nowy rozdział proszę proszę proszę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już niebawem! :D Obiecuję. Mam nadzieję, że w ten weekend.

      Usuń
    2. Okej, jak widać odrobinę zawaliłam sprawę i rozdziału jeszcze nie ma, ale to dlatego, że mam teraz bardzo gorący okres w pracy i dużo nadgodzin. Do tego zbliżają mi się egzaminy wstępne na uczelnię i dwoję się i troję. :D Ale rozdział na pewno pojawi się w tym tygodniu. Nie wiem czy zdążę zrobić korektę przed weekendem, ale będę się starać. <3 Dziękuję za cierpliwość.

      Usuń
    3. Czekam z niecierpliwością i powodzenia na egzaminach ;)

      Usuń
  7. Kochana Nocebo!
    Jestem normalnie.... Wchłonęłam to! Co prawda na 2 razy bo bolał mnie brzuch i nie dałam rady siedzieć, ale tak czy siak zrobiłam to. Łykałam walkę z Freezerem jak młody pelikan! Pięknie, pięknie i to jak go pokonała... Uhmmm! Tak powinien wyglądać odcinek przyszłości gdyby w nim występowała Ttuce ;) Powaga. Przepięknie wszystko ubrałaś w słowa, ale znalazłam 2 literóweczki :D Hue hue chyba ze stertą papierów w lab i trochę wcześniej coś było.
    Co do samej rozmowy z Bulmą muszę przyznać, że dobrze to rozegrałaś. A ten pocałunek zwalił mnie z nóg ;D Ha, zupełnie jakby Ttu była samym Vegetą xD Nie wiem czy tak miało to wyglądać, ale czy nie skojarzyło się to Bulmie? W końcu o nim mowa była i jego wskrzeszenie... Coś więcej będzie, tylko nie pasi mi to w kontekscie real place gdzie była tylko Mirai Saiyanka i Trunks. Więc? Hmm... I ten Wish!
    Ps. Dziś więcej nic nie przeczytam, jutro pkt 4 rano pobudka i zaczynam 1 zmiany...
    Pozdrawiam gorąco!!!

    OdpowiedzUsuń