niedziela, 3 maja 2015

7. Quiet like a fight


Dzień po walce z Ttuce

Bulma zmartwiła się, gdy Vegeta uciekł w kosmos bez pożegnania. Na początku ich znajomości takie zachowanie było na porządku dziennym. Dumny książę wychodził z siedziby Capsule Corp. bez słowa i wracał po długich tygodniach nieobecności; brudny, poturbowany i ścigany przez demony przeszłości. Nie troszczył się ani o Bulmę, ani o ich dziecko, którego nigdy nawet nie wziął na ręce. Swoją postawą podkreślał, że chodzi mu wyłącznie o miejsce do trenowania i darmowe jedzenie, a Bulma była w stanie to zaakceptować – z nadzieją, że kiedyś się zmieni. Podczas siedmiu lat po pokonaniu Komórczaka sprawy przybrały pozytywny obrót, chociaż nadal istniały między nimi ściany, których książę desperacko nie chciał zburzyć. Nie opuszczał już Bulmy na rzecz treningu w kosmosie, ale też nie dopuszczał jej do siebie tak blisko, jakby sobie tego życzyła. Jednak to właśnie w tym okresie naprawdę się w nim zakochała.
Podczas starcia z Buu Vegeta po raz pierwszy okazał przywiązanie do swojej rodziny. W czasach pokoju, które nastały wraz ze śmiercią potwora, nie obnosił się z uczuciami i na wszystko reagował teatralną obojętnością, ale Bulma nie wątpiła w jego oddanie. Zrozumiała też, że mimo wcześniejszej oziębłości, Vegeta nigdy nie był wobec niej i Trunksa całkiem nieczuły. Urodzony jako Saiyanin, a potem wychowany w reżimie armii Freezera, książę znał jedynie cenę siły i dumy. To dzięki nim udało mu się przetrwać w służbie tyrana i to one wyznaczały każdy jego następny krok. W tym świecie uczucia były zbędnym balastem, który ciągnął tonącego na dno, a na dodatek służył jako powód do wytykania palcami. Pozbawiony ojca, królestwa i planety Vegeta wiedział, że duma jest jedyną rzeczą, która mu pozostała, a siła jedynym sposobem aby ją ochronić.
Potrzebował czasu, żeby nauczyć się, że na Ziemi w cenie są inne wartości. Było to dla niego jak zimny prysznic, a przegrana z Goku i jego przyjaciółmi zbiła go z tropu, którym podążał do tej pory. Tak samo jak długo trwało zbudowanie przywiązania i zaufania do Bulmy, tak długo trwał u księcia proces zrozumienia tego, że wojownik trzeciej klasy mógł być potężniejszy od potomka królów, a na dodatek – że równocześnie wcale nie próbował Vegety tym upokorzyć, ani sobie podporządkować.
Bulma zdawała sobie sprawę z rzeczy, o których Goku ciągle nie miał pojęcia. Wiedziała, że Vegeta czuł się przez niego zdominowany i obawiał się o swoją pozycję w stadzie. W świecie Saiyanów i Freezera porażka oznaczałaby dla niego śmierć, degradację albo kolejne lata niewolnictwa. Książę pokonany przez kogoś z plebsu? Potrzeba było lat, żeby wreszcie pojął bezinteresowność swojego rywala i to, że ten nie darzył go niczym innym jak szacunkiem. Kiedy dotarło do niego, że Goku nie czyha na jego status alpha male, Vegeta odpuścił. Pogodził się z tym, że na Ziemi saiyańska pozycja społeczna nie ma znaczenia i że to nie królewska krew decyduje o umiejętnościach. Nie zamierzał rezygnować z treningu, ale teraz była to kwestia hobbystyczna, a nie życia i śmierci. Vegeta dał sobie czas i Bulma nie mogła być z niego bardziej dumna.
Ufała mu i wierzyła, że tym razem też miał swoje powody, by zachować się tak, a nie inaczej. Nadal pamiętała jak stanął w jej obronie w obliczu Beerusa – Boga Zniszczenia, do licha! Nie każda kobieta mogła się pochwalić takim oddaniem ze strony męża. Nie potrzebowała kwiatów, romantycznych schadzek, ani obietnic – czego oczekiwały inne panie w jej wieku, a czego Vegeta z głębi serca nienawidził. Zazwyczaj dogadywali się bez słów, a w innych przypadkach porozumiewali poprzez ogniste kłótnie. Skoro miała świadomość, że partner bez wahania stawia na szali swoje życie, kiedy ktoś podnosi na nią rękę, to wszystkie inne czułości i zapewnienia były zbędne. A nawet to jedno oznaczało już zbyt wiele. Bulma nie chciała po raz kolejny doświadczyć jego śmierci.
Nie była zawiedziona, że Vegeta ukrył przed nią historię Ttuce. Książę niechętnie mówił o swojej rodzinie i o tym, co go spotkało zanim dotarł na Ziemię. Większości rzeczy musiała domyślić się sama, chociaż w niektórych kwestiach Vegeta naprowadził ją na właściwy trop. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo się do niej przywiązał. W końcu na wiele sposobów nadal był tym samym dumnym i upartym mężczyzną, którego spotkała na Namek, chociaż może nie planował już ludobójstwa. Wiązka energii wystrzelona przez Freezera, która przebiła wtedy jego serce, zdawała się zabić w nim sporą część tego zła, z którym borykał się wcześniej. I jakimś sposobem na przestrzeni lat ten oto książę oddał się jej tak kompletnie, że czasami Bulma martwiła się co z nim będzie, kiedy ona sama w końcu umrze, a Shenron nie będzie w stanie tego odwrócić.
- Kabina supresji?
- To coś w stylu tej sali grawitacyjnej do ćwiczeń? – Goku podążył wzrokiem za swoją przyjaciółką.
Bulma przycisnęła Brę nieco bardziej do siebie. Jej córka od niedawna wykazywała duże zainteresowanie króciutkimi, niebieskimi włosami matki i łapała za nie przy każdej nadarzającej się okazji. Bulma krążyła po salonie, do którego z samego rana znienacka zawitało kilku Wojowników Z. Wolną dłonią gładziła się w zamyśleniu po brodzie.
- Nie, wręcz przeciwnie. Vegeta podsunął mi pomysł na tę kabinę jakiś czas po walce z Buu. Jej zadaniem jest wysysanie i tłamszenie energii ki osoby, która jest w środku. Nawet jeśli bardzo potężny wojownik zostanie uwięziony we wnętrzu, to sam nie da rady się wydostać. Nigdy nie dokończyłam tego projektu, ale Vegeta mi przy nim asystował. To na nim testowałam siłę ssącą kabiny.
Gohan i Piccolo wbili wzrok w Goku, którego poziom energii niebezpiecznie podskoczył. Jego pięści były zaciśnięte, a na czole pojawiła się pojedyncza żyła.
- Vegeta próbuje nas chronić – szepnął.
- Ale przed czym? – Bulma zaczęła kołysać córkę w ramionach. – Przecież Ttuce okazała się słabsza od ciebie. Chyba nie ma powodu, żeby ją zamykać w…
- Nie martw się o niego – powiedział Piccolo, przerywając jej i stanął przed podenerwowanym Saiyaninem. – Wie co robi.
- Jak mam się nie martwić! Jeśli coś mu się stanie, to tylko i wyłącznie przeze mnie! Nie unieszkodliwiłem Ttuce, gdy miałem ku temu okazję! – Meble wokoło zadrżały, a Bulma pisnęła, ponownie przyciskając Brę do siebie. Dziewczynka wyglądała bardziej na zaintrygowaną, niż zmartwioną tym pokazem siły. Piccolo zwalczył zdumienie i złapał Goku za ramiona. Potrząsnął nim.
- Byłeś w jej głowie! Zastanów się. Czy Ttuce naprawdę stanowi dla Vegety jakiekolwiek zagrożenie? Przypomnij sobie, co zobaczyłeś w jej myślach.
Goku odetchnął, próbując skupić się na tym, o czym mówił do niego Nameczanin. Brzmiało to rozsądnie, ale czarne kłębowisko wspomnień zalewało jego umysł i wprawiało go w fatalny nastrój. Agresywny warkot pchał mu się na usta. Miał ochotę odepchnąć Piccolo od siebie i trzasnąć nim porządnie o ścianę. Najlepiej tak, żeby mózg trysnął mu przez nos i żeby raz na zawsze przestał się wymądrzać. Jak mógł być taki spokojny! Może należało było posłuchać Vegety, gdy mówił, że pobyt na Ziemi jedynie zmiękcza wojowników.
Nagle do Goku dotarło o czym myśli i aż sapnął ze zdziwienia. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł takiej głupiej i nieuzasadnionej niczym złości. Zacisnął powieki, odganiając nieprzyjemne obrazy i nie chcąc by Piccolo wyczytał coś w jego oczach. Co się ze mną dzieje?, pomyślał, otrząsając się i wymuszając na sobie spokój. Energia Saiyanina powoli wróciła do standardowego poziomu, a małe trzęsienie ziemi ustało.
- Ttuce nie ma wobec niego złych zamiarów. Vegeta jest jej słabym punktem. – Otworzył na powrót oczy i spojrzał przez okno na Trunksa, który na tarasie w towarzystwie Gotena i Krillana odkrywał kolejne funkcje scoutera. – Być może nie jedynym.
Piccolo odsunął się od niego, zadowolony z takiej konkluzji, a Goku kontynuował:
- Dlatego nie chciał, żebym się tam kręcił. Ma zamiar sam wybadać sytuację… Daję mu tydzień. Jeśli nie wróci do tego czasu, lecę za nim.
- Możecie mi wyjaśnić dlaczego obaj tak się boicie tej dziewczyny? – Bulma powoli traciła cierpliwość. – Skoro nie dorównuje Goku, to chyba naprawdę nie mamy się czym martwić! Czy nie mam racji?
- To dziwne. – Gohan otworzył okno. – Zauważyliście jak spadła temperatura? Do tej pory upał był nie do wytrzymania, a w momencie gdy Ttuce zniknęła z powierzchni Ziemi, klimat wrócił do normy.
- To nie było zwykłe ocieplenie – odparł Goku, podchodząc do syna. – Saiyanine na ogół są odporni na wysokie temperatury, a przy tej pogodzie nawet ja i Vegeta odczuwaliśmy jej skutki.
Bulma westchnęła w tle z niedowierzaniem i na wyciągniętych rękach uniosła Brę nad głowę.
- Widzisz to, kochana? Zwali się takie stado do domu, obrabuje lodówkę, a potem oleje cię na całej linii. Z facetami trzeba uważać. – Dziewczynka roześmiała się w odpowiedzi i pokazała swoje bezzębne dziąsła. – Jak twój tatuś wróci, to powiem mu, żeby skopał im tyłki.
- Myślisz, że to robota Ttuce? – Gohan zwrócił się do ojca. – Zrobiła coś ze słońcem, żeby nas osłabić i zwiększyć swoje szanse?
Goku uśmiechnął się lekko, obserwując Bulmę i Brę, i pokręcił głową.
- Nie. Ttuce można oskarżyć o różne rzeczy, ale na pewno nie o to, że próbowała zdobyć przewagę oszukując. Chciała prawdziwej walki.
Mina Gohana sugerowała, że nadal ma co do tego pewne wątpliwości.
- Pozostaje nam zdecydować co zrobić z Pepper Town. Ziemskie kule potrzebują rok na regenerację. Może powinniśmy skontaktować się z Nameczaninami?
- Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, możemy mieć teraz ważniejsze sprawy na głowie – zawyrokował Piccolo, jak zwykle okazując się ostoją optymizmu i nadziei. – Myślę, że powinniśmy zachować ich kule na czarną godzinę. Dopóki Ttuce grasuje gdzieś w kosmosie, ryzyko ciągle jest zbyt duże na podejmowanie pochopnych decyzji. Pepper Town będzie musiało poczekać rok na swoją kolej.
Gohan westchnął i zaczął wycierać okulary mankietem koszuli.
- A co myślicie o odtworzeniu Vegetasei i jej mieszkańców? To chyba nie był taki fatalny pomysł. Spodziewałem się czegoś gorszego.
- Nie pojmujesz powagi sytuacji. – Piccolo spojrzał na Gohana z dezaprobatą. – Naprawdę uważasz, że przywrócenie do życia, bez urazy Goku, stada barbarzyńców, których jedynym zajęciem jest napadanie na cudze planety i wyżynanie w pień ich mieszkańców, nie jest fatalnym pomysłem? Ta rasa to banda półgłówków, którzy cenią rozlew krwi ponad wszystko inne. Rozpanoszą się w kosmosie i wkrótce napadną nawet na Ziemię.
Goku znowu poczuł nieuzasadnione ukłucie złości. Zacisnął pięści i starał się głęboko oddychać, a z rosnącą w nim furią wymieszał się strach. Czy to skutek przemęczenia? Czy oberwał w głowę o jeden raz za dużo? Miał wrażenie, że za chwilę eksploduje i zaczynało go to przerażać. Przecież zgadzał się z tym, o czym mówił Piccolo. Więc dlaczego chciał mu skręcić kark?
- Vegeta na to nie pozwoli. Na pewno jakoś spacyfikuje Ttuce, ona go trochę słucha – pertraktował dalej Gohan, ale Piccolo był nieugięty:
- Zrozum, że Ttuce jest tak samo uparta jak on. Jeśli coś sobie ubzdura, to tak czy inaczej zrobi swoje. Nie sądzę, żeby nasza planeta długo pozostawała poza zasięgiem jej planów. Nie przyłoży ręki do skrzywdzenia Vegety i Trunksa, ale znajdzie sposób żeby ich obejść. Możecie mi wierzyć na słowo. Za rok czy dwa będziemy mieli tu prawdziwą inwazję, a Saiyanie rozerwą kosmos na strzępy.
Goku musiał wyjść. W ogrodzie oparł się czołem o ścianę domu, z dala od ciekawskich oczu, i przycisnął dłoń do klatki piersiowej. Serce łomotało mu za żebrami jak motyl, który próbuje się wydostać na wolność. Fale gniewu niczym w przypływie zalewały ląd racjonalnego myślenia. Goku zacisnął zęby, żeby nie zawyć z frustracji. Jego ciałem wstrząsały dreszcze. Jeszcze nigdy nie był tak zagubiony – rzucony w dżunglę szaleństwa i zranionej dumy. Dlaczego nagle bardziej czuł się Saiyaninem niż Ziemianinem?

>*<

- Nie mogę uwierzyć, że już jesteśmy na miejscu. Statki Freezera zawsze były szybkie, ale to nie jest prędkość, którą pamiętam.
- Nie latam byle gównem. Unowocześniliśmy je. Normalnie zajęłoby nam co najmniej sześć ziemskich miesięcy, żeby tu dotrzeć. – Ttuce naciągnęła rękawice na dłonie.
Nowe zbroje były wzbogacone o logo Vegetasei, umieszczone na piersi. Świeżo upieczony król z kwaśną miną poruszył rękami. Zdążył się już odzwyczaić od naramienników w kombinezonach bojowych. Nawet jeśli nie robiły większej różnicy przy poruszaniu się i w żaden sposób nie ograniczały mu manewrów, to i tak żałował, że na statku nie znalazł się żaden ze starszych modeli albo jeden z genialnych projektów Bulmy.
- Na Ziemi było dość gorąco. Czy to normalna temperatura dla tej planety?
Vegeta otrząsnął się ze swoich myśli i spojrzał na Ttuce ze zdziwieniem.
- Nie, dlaczego pytasz?
- Przeprowadziłam spory research, zanim się do was wybrałam. Scoutery są teraz nastawione na odbieranie i gromadzenie danych. Takie informacje o klimacie i atmosferze przydają się podczas rozmów z potencjalnymi nabywcami. – Założyła nowe urządzenie na ucho. – Już myślałam, że mój się zepsuł, albo że ktoś udzielił mi błędnych informacji. Ale w takim razie rozumiem, że to był jakiś wyjątkowo upalny dzień?
- Właściwie to miesiąc. Takie temperatury nie są charakterystyczne dla Ziemi. A co, jednak planujesz ją podbić i sprzedać?
- Po prostu lubię wiedzieć różne rzeczy. – Uśmiechnęła się do niego krzywo. – W tym świecie im więcej wiesz, tym dłużej żyjesz. Dzięki za wyklarowanie tematu, wprowadzę zmiany do bazy.
Vegeta wzruszył ramionami, nie do końca rozumiejąc dlaczego Ttuce przykłada wagę do takiego szczegółu. Zwłaszcza, jeśli nie miała wobec Ziemi żadnych złych zamiarów. Spojrzał przez szybę kokpitu na czerwone niebo i dwie lśniące kule słońc, które witały ich z powrotem na rodzinnej planecie.
Statek podchodził do lądowania, obniżając się na płytę lotniska w stolicy. Saiyanie byli na ulicach. Tłumy ogoniastych istot przepychały się i przekrzykiwały nawzajem. U takiego porywczego gatunku nietrudno było o chaos. Niektórzy pamiętali kulę energii, która pędziła w stronę planety, by zażądać ich głów. Niektórzy nie zdawali sobie sprawy, że do czegokolwiek doszło. A już na pewno nikt z całej odrodzonej saiyańskiej rasy nie wiedział, że przez prawie pół wieku byli martwi. Widok statku Freezera wywołał mieszane uczucia i nie zachęcił nikogo do podejścia bliżej.
- Wreszcie wiem do czego byłem ci potrzebny – powiedział Vegeta, obserwując swój lud. – Nie uwierzyliby, że jesteś księżniczką Saiyanów, bo nikt z nich nigdy wcześniej cię nie widział. Za to ja…
- Ciebie pamiętają doskonale. Po za tym, jesteś chodzącą kopią króla. Żaden z tych bałwanów nie odważy się zakwestionować twojego prawa do tronu.
- Wszystko sobie przemyślałaś. Jestem pod wrażeniem. – Zmarszczył nos. – I czuję się wykorzystany.
- Pójdziesz przodem. Ciebie zechcą wysłuchać. Nie wiem czy w ogóle pamiętają, że byli martwi. Trzeba będzie im wszystko wyjaśnić…
- Jak śmiesz! Nie rozkazuj mi! – wrzasnął, a Ttuce zaraz uniosła ręce w geście kapitulacji.
Ta cała sytuacja zaczynała działać Vegecie na nerwy. Nie chciał grać roli, którą narzuciła mu siostra. Miał wrażenie, że wrabia go w robotę, której sama nie miała ochoty wykonać. Było już jednak trochę za późno na odwrót. Statek wylądował, a silniki się zatrzymały. Vegeta i Ttuce stanęli przed włazem wejściowym, czekając aż załoga zwolni blokady i drzwi się otworzą. Greip dołączył do nich w towarzystwie kosmitki o czerwonej skórze z wypustkami i włosach splecionych w dredy.
- Pani kapitan. – Kobieta skinęła im grzecznościowo głową. Z bliska jej twarz przypominała nieco ryjek ryby.
- Vegeta, poznaj Ish. Jeśli Greip jest moją prawą ręką i zastępcą w oddziale Kosmicznych Piratów, tak Ish asystuje mi przy sprawach Kosmicznej Organizacji Handlu.
- Hnn. – Vegeta dał znak, że słyszy i odwrócił wzrok od nowoprzybyłych. Nie lubił gdy Ttuce zawracała mu głowę takimi głupotami.
Ish i Greip ustawili się tuż za plecami Saiyanów, w gotowości na opuszczenie statku. Właz wreszcie odskoczył i drzwi stanęły przed nimi otworem. Vegeta ze wściekłością ruszył pierwszy, pochylając się w przód jak szykujący do ataku drapieżnik. No dalej, przemawianie do bandy napaleńców z IQ Kakarotto na pewno nie mogło być takie trudne! Powitała go grawitacja dziesięć razy silniejsza od ziemskiej i grad ciekawskich spojrzeń. Saiyanie, którzy do tej pory kryli się pomiędzy budynkami miasta, na jego widok zaczęli podchodzić. Podniósł się szmer głosów.
- Czy to król Vegeta?
- Chyba nie, wygląda jakoś inaczej…
- Czyżby książę tak zmężniał w armii Lorda Freezera?
- Nie wygłupiaj się, książę jest jeszcze dzieckiem!
Vegeta stanął na szeroko rozstawionych nogach i oparł dłonie na biodrach. Przesunął wzrokiem po setkach Saiyanów, które ciągle napływały w stronę statku. Widok oszałamiał – w końcu jeszcze niedawno byli zagrożonym gatunkiem. Odchrząknął stanowczo, wymuszając ciszę i ściągając na siebie pełną uwagę zgromadzonych.
- Jestem książę Vegeta! – obwieścił i wskazał na stojącą u jego boku Saiyankę. – A to moja siostra, księżniczka Ttuce. Przybywamy do was dzisiaj, aby wyjaśnić, że właśnie zwrócono wam życie, które straciliście przed ponad czterdziestoma laty. – Szmer głosów przybrał na sile bardziej, niż kiedy Vegeta przedstawił Ttuce. Książę kontynuował, nieporuszony. Ani myślał być delikatny: – Wszyscy zginęliście z ręki Freezera. Uznał, że stanowimy dla niego zagrożenie, a legenda o Super Saiyaninie przeważyła szalę. Za ciężką pracę ten tchórz zapłacił nam zdradą i zniszczeniem planety. Chciał zmieść naszą rasę z kart historii, ale ku swojemu nieszczęściu pozostawił przy życiu niedobitki. Odrodziliście się w świecie, w którym nie ma już waszego mordercy i którego śmierć zawdzięczacie mojemu synowi. W dniu dzisiejszym zaczyna się nowa historia naszego imperium. Imperium, które nie jest przez nikogo ciemiężone.
- Gdzie jest król?! – krzyknął ktoś z tłumu.
- Nasz ojciec nie żyje – wcięła się Ttuce. – Zginął z honorem w starciu z Freezerem, gdy próbował was ocalić i zapobiec zniszczeniu planety. Teraz mój brat przejmie zwierzchnictwo nad wami i zastąpi poprzedniego króla, tak jak było mu pisane.
Oczy zgromadzonych znowu skupiły się na Vegecie. Tłum powoli zaczynał skandować jego imię, a Ttuce uśmiechnęła się z zadowoleniem. Tak jak przewidziała, podobała im się agresja i stanowczość jej brata.
- Jako nowy król chcę was zapewnić w imieniu moim i siostry, że nie zostaniecie pozostawieni sami sobie. – Ton Vegety był pewny i ostry, tak samo jak spojrzenie, którym darzył zgromadzonych przed sobą rodaków. – Nasz wróg może być martwy, ale musimy być gotowi na spotkanie następnego. Dopilnuję, żeby saiyańska rasa odzyskała swoją dawną świetność i nie popełnię błędów, których dopuścił się mój poprzednik. Klucz do sukcesu leży teraz we współpracy i rozszerzaniu wpływów. Królowa Ttuce wprowadzi was w szczegóły naszego planu.
Saiyanka zrobiła krok w przód, stając ramię w ramię z Vegetą. Greip i Ish dalej wiernie trwali za ich plecami, z kamiennymi twarzami i nieprzeniknionymi spojrzeniami. Nikt nie oprotestował tytułu, który nadał jej Vegeta, ale gdyby do tego doszło, to dwójka asystentów i potencjalnych asasynów na pewno chętnie wymierzyłaby buntownikowi sprawiedliwość. Ttuce skrzyżowała ramiona za plecami i zaczęła przemawiać:
- Po śmierci Freezera, Coolera i Colda to ja przejęłam funkcję kapitana Kosmicznych Piratów i prezesa Kosmicznej Organizacji Handlu. Z dniem dzisiejszym chcę także zaproponować moją kandydaturę na stanowisko generała Saiyańskiej Armii w miejsce dowódcy Nappy, który poległ w boju przed laty. – Jeśli dotąd Vegeta miał jeszcze jakieś wątpliwości odnośnie imperialnych zapędów swojej siostry, tak teraz całkiem je stracił. Albo była przesadnie ambitna, albo zwyczajnie stawała się pracoholiczką. – Od tej pory to nasza rasa będzie trzymać kosmos w garści. Nie ugniemy się przed nikim i nie przyjmiemy cudzego zwierzchnictwa. We wszystkich nas tkwi potencjał, bez znaczenia na kategorię, którą przyznano nam po urodzeniu. Każdy ma więc swoją szansę na wielkość i każdy powinien mieć możliwość, aby ją wykorzystać. Nie musicie być w armii, ale musicie umieć się bronić. Żeby nigdy więcej żaden kosmiczny lord nie ośmielił się podnieść na nas ręki!
Ryk aprobaty przetoczył się przez stolicę, a Vegeta spojrzał na Ttuce z uniesionymi brwiami.
- Kakarotto cię zainspirował? – spytał tak, żeby tylko ona mogła go usłyszeć. – Wiesz jakie byłoby idealne podsumowanie tego cyrku? – To powiedziawszy napiął mięśnie ramion i z okrzykiem przemienił się w Super Saiyanina. Tłum umilkł jak zaklęty, z zachwytem obserwując taniec złotego płomienia energii. Wiedzieli, co to oznacza. Ttuce poszła w ślady brata, również się zmieniając, a następnie uniosła pięść w górę.
- Król Vegeta! – zaskandowała. – Legenda jest z wami! Nikt nas nie złamie!
Tłum podjął hasło, wykrzykując je agresywnie i wymachując rękami na znak podkreślenia wiary w te słowa. Chór głosów niósł się przez stolicę i pustynne pustkowia jeszcze długie godziny później.

>*<

Ttuce wymknęła się z pałacu i udała na płytę lotniska. Stolica świętowała powrót do życia i opijała zdrowie nowego króla. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, więc nie musiała się spieszyć. Statku pilnowali jej załoganci, a ten w każdej chwili był gotowy do wylotu. Ttuce minęła go jednak i ruszyła w stronę okrągłych nisz, w których spoczywały kapsuły kosmiczne. Odszukała tę, w której poleciała na Ziemię i wskoczyła do środka.
- Ta temperatura była zbyt wysoka – mruknęła pod nosem, po raz kolejny analizując słowa Vegety.
Zdjęła scouter i przyłożyła go do rejestratora w panelu sterującym kapsuły. Na monitorze zaczęły się wyświetlać różne dane. Ttuce przez dłuższą chwilę uderzała palcami w klawiaturę, wprowadzając jakieś zmiany. Udało jej się uzyskać dostęp do scoutera, który podarowała Trunksowi, i porównała odczyty z niego z tym, co wiedziała o klimacie Ziemi zanim wyruszyła w podróż. Serce zaczęło jej szybciej bić, gdy odczytała anormalne różnice w rejestrze temperatur.
- To niemożliwe… – wymamrotała. Wpatrywała się w wykresy z niepokojem. – To nie jest skutek ocieplenia klimatu, jądro planety wydaje się być w porządku, a na słońcu w tym czasie nie doszło do żadnych poważnych wybuchów, więc… Kurwa mać.
Złapała za rączkę schowka nad głową i otworzyła go zdecydowanym szarpnięciem. Na jej kolana wypadła fioletowa sakiewka wielkości dłoni. Wzięła ją do ręki i przesunęła palcem po miękkim materiale, którego nie zdobił żaden symbol. Jego krawędzie były starannie ściągnięte i związane czarną wstążką.
- Myślisz, że jesteś taki cwany? – mruknęła sama do siebie. – Chcesz się ze mną bawić w kotka i myszkę, tak? Twoje niedoczekanie. Nie wiem czy dotarłeś na Ziemię jeszcze przede mną, czy straszysz mnie z bezpiecznej odległości, ale nie myśl, że dam się zaskoczyć.
Wysiadła z kapsuły, sakiewkę ściskając nadal w dłoniach. Zawartość ciążyła jej jak worek kamieni. Wbiła wzrok w niebo, jakby chcąc się nim przebić przez całą galaktykę i dosięgnąć Ziemi. Zastanawiała się co jeszcze oprócz słońca padło ofiarą manipulacji. Albo kto.

>*<

Goku uderzył pięścią w pień drzewa, a to z trzaskiem pękło na pół i zwaliło się na ziemię. Saiyanin dyszał ciężko, czując jak złość wypływa z niego z każdą kroplą potu. Nie mógł znaleźć dla niej innego ujścia niż poprzez zniszczenie. Nie wiedział tylko, jak wiele będzie musiał jeszcze rozwalić zanim opuści go to oślizgłe uczucie tonięcia w furii. Fala za falą, podchodziła mu ona do gardła, zalewała płuca i doprowadzała do szaleństwa. Musiał wydostać się na powierzchnię!
- Goku? Goku, słyszysz mnie?
To nie moje imię, syknął w myślach.
- Goku, co się dzieje?
Odwrócił się natychmiast, gdy dłoń zacisnęła się na jego ramieniu. Na widok zaniepokojonej twarzy swojej żony poczuł odurzający spokój. Zupełnie jakby ktoś odpalił relaksacyjne kadzidełko tuż pod jego nosem, a dym ukoił nerwy i zmysły. Uśmiech z łatwością wpełzł mu na usta i Goku poczuł ulgę.
- Nic takiego, Chi-Chi. Chyba po prostu jestem głodny.
- No więc co tu jeszcze robisz?! Od godziny wołam cię na kolację!
Dał się pociągnąć gderającej kobiecie z powrotem do domu. Przez to też nie zauważył dwójki czerwonych ślepi, wpatrujących się w niego z ciemności panujących w głębi lasu.

Wkrótce się spotkamy, Kakarotto. Ale najpierw pomogę ci obudzić twoją prawdziwą naturę. Ziemia ocalała, gdy straciłeś pamięć w dzieciństwie. Drugi raz już nie będzie mieć tyle szczęścia. Sprowadzając mnie tu, Ttuce wydała wyrok na siebie i resztę wszechświata.


Tak już w słowie od autorki - bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i liczne wejścia na stronę. Nie spodziewałam się, że ta historia zostanie tak pozytywnie odebrana. Mam tylko nadzieję, że w przyszłości będzie coraz lepiej i że się nie zawiedziecie. x) 

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Aż nie mogę sie doczekać nowego rozdziału :D Jestem ciekawa kogo jeszcze wskrzesiła Ttuce :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nocebo.
    Trudno by było mi opisać co się działo kiedy np Sara była w śpiączce prowadzącej do isibo. Cóż piekielna Sara to moja faworytka w tym opowiadaniu :D W ogóle ta saga jest moim oczkiem w głowie póki co ;) Samo też wcielenie się w rolę Gohana było dla mnie nie lada zadaniem i mam nadzieję, że dobrze wypadł w moich palcach ;) Cóż, Vegete musiałam uśmiercić, bo przecież ktoś musiał umrzeć :D Sara nie mogła hyhy, przynajmniej nie w tamtej chwili. Bo nie mogłam zabić biednych ziemian, oni zawsze giną, dałam im troszkę nadziei :D
    Ta... co do nowego odcinka muszę w końcu zebrać dupę w troki bo coś się opierdzielam. Od jakiegoś czasu nawet nie włączyłam worda. Cóż, byłam chora więc można wybaczyć ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Nocebo.
    Przeczytałam rozdział z niemal zapartym tchem, ale tylko niemal gdyż musiałam się oderwać by zrobić obiad. Tak, mam 2 zmiany i niestety trzeba się posilić przed ciężką pracą.
    Treść jest bardzo zadowalająca, a Twoja forma w żadnym razie nie spadła ;) Cieszę się, że mam tak dobrą pisarkę niedaleko w internecie :D
    Więc Ttuce wszystko zaplanowała, króla, królową, nowe życie Saiyańskie, a wszystko po to by.... Ni właśnie, pojawiło się nowe monstrum i już jest na Ziemi cichaczem obserwując Goku, który powoli nie jest Goku, a Kakarotto w czystej postaci. Troszkę dziwne, że jego zła natura odbija się na jego dotychczasowym doświadczeniu, gdzie rodzina, i przyjaciele są najważniejsi. Mi się wydaje, że powinno to pozostać nienaruszone, a agresja swoją drogą ;) Można być jak Vegeta zły i dobry jednocześnie ;P Ale zrobisz jak uważasz, to Twoje opowiadanie :D
    Ps. Czy nasz Król wróci jeszcze na Ziemię czy zostanie i będzie panować w swoim domu na wieki?
    Pozdrawiam i czekam na nowe przygody!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Król się jeszcze zastanowi i wtedy wyda wygodny dla siebie werdykt! Chwilowo szaleje na wysokościach. A co do Goku/Kakarotto, to to wszystko ma być nieco bardziej skomplikowane niż na razie wygląda. Powiedzmy, że trochę inspiruje mnie Dr Jekyll i Mr Hyde. ;) A co z tego koniec końców wyjdzie, to jeszcze sama nie wiem! Oni wszyscy żyją swoim własnym życiem i w ogóle mnie nie słuchają.

      Usuń
  4. No no. widzę że ciekawie się zapowiada. Nowa Planeta Vegeta/Plant znowu powstała, wszyscy Saiyanie są szczęśliwi, ale kim jest tajemniczy jegomość, który panuję nad manipulacją innych osób i potrafi pobudzić ich prawdziwe ja. Strasznie nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, dzięki czemu ja także będę miał na pewno podrasowane rozdziały, pomysł z demonem czy też innym bandziorem, który potrafi takie coś jest niezły :D

    Z poważaniem
    Blade River ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze dziękuję za miłe słowa. Masz rację co do Sary, gdyby nie to, że postanowiła sprowokować brata mogła zrobić mu krzywdę, choć zabić by nie mogła, jedyna jej rodzina, ale co by było gdyby się nie pohamowała? Skutki byłyby katastrofalne! Co do przemiany Vegety, też jestem tego zdania, że jego ciężką prace powinni byli nagrodzić kolejnym poziomem, a tego niestety nigdy nie uczynili. Ja lubię go za to jaki jest więc uważam, że OBOWIĄZKOWO musiał dostać nowego skilla!
    Masz rację, ja też jestem pełna podziwu wobec rodziców Bulmy, takich mieć to złoto! Ale może temu bo mają taką kasę? Hm... jak by nie było kochają naturę więc coś w tym musi być.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń