czwartek, 23 kwietnia 2015

5. Smoother than a storm


W czasie walki Goku i Ttuce nieustannie się przemieszczali. Zostawili górską kotlinę daleko za sobą i teraz bili się nad budynkami pobliskiego miasteczka. Ludzie dostrzegali jedynie ogniste wybuchy i opadające kaskadami iskry, gdy zbyt szybkie do zaobserwowania postaci zderzały się w powietrzu. Pojawiającym się kłębowiskom płomieni towarzyszył hałas podobny wybuchom fajerwerków i mieszkańcom wydawało się, że po raz kolejny zapomnieli o obchodach chińskiego Nowego Roku.
Ttuce zasypywała Goku gradem ciosów, poruszając rękami i nogami z taką prędkością i zaciekłością, jakby była na baterie. Saiyanin odbijał kopniaki i uderzenia, czując jak skóra na jego przedramionach cierpnie z bólu. Wybił się ponad swoją przeciwniczkę i poczęstował ją uderzeniem z główki. To niespodziewane zagranie posłało Ttuce na kilka metrów w dół. Krew z rozciętej nad łukiem brwiowym skóry zalała jej oczy i gdy Saiyanka znowu spojrzała na Goku, ten nie mógł nie poczuć satysfakcji. Zanim Ttuce ponowiła atak, on wystrzelił w powietrze, opuszczając teren miasta i wracając nad kamieniste pustkowie, na którym wciąż czekali pozostali wojownicy.
Ttuce puściła się w pogoń, zwiększając dwukrotnie prędkość i posyłając za Goku kilkanaście pocisków energetycznych, które wystrzeliwały z jej wyciągniętych przed twarzą dłoni. Saiyanin płynnym ruchem przemieszczał się pomiędzy wrogimi wiązkami energii i równocześnie starał się oddalić jak najbardziej od miasta. Uśmiechnął się sam do siebie. To wyzwanie zaczynało mu się podobać.
Znienacka Ttuce pojawiła się tuż przed nim i ugodziła go prawym sierpowym w podstawę szczęki. Goku zakrztusił się krwią, gdy w wyniku uderzenia ugryzł się w język. Cios przerwał mu lot i wygiął ciało w tył, a Ttuce przystawiła dłoń do jego klatki piersiowej i odpaliła kolejny pocisk energii. W towarzystwie dymu i iskier Goku wpadł na zbocze góry.
- Heh. – Ttuce obnażyła zakrwawione zęby, obserwując jak jego ciało wbija się w skalistą ścianę. Unosiła się naprzeciwko niego, cała skurczona z ekscytacji i z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Jej ogon puszył się i wił ostrzegawczo. – Naprawdę myślałeś, że Saiyanin trzeciego sortu jest w stanie zwyciężyć elitarnego wojownika z królewską krwią w żyłach?
- Już to gdzieś słyszałem. – Goku odepchnął się łokciami od skał. Otrząsnął się po uderzeniu i skupił wzrok na Ttuce. Ubranie na jego piersi nosiło ślady spalenizny.
Saiyanka ryknęła i ruszyła na niego jak wystrzelona z łuku strzała.
- Kaio-ken! – Naprężone ciało mężczyzny otoczyła czerwona poświata, a jego prędkość i siła zwiększyły się momentalnie.
Mając w myślach ten sam trik, którego Saiyanka użyła na nim chwilę wcześniej, teleportował jej się sprzed nosa. Nim zaskoczona Ttuce zdążyła się obejrzeć, Goku pojawił się z boku i równocześnie wykonał dwa ruchy: od góry ugodził ją łokciem w głowę, a kolanem od spodu w brzuch. Ttuce wygięła się pod jego naporem jak wąż, całkiem tracąc oddech i wypluwając krew. Goku odskoczył i uniósł obie ręce do góry, łącząc dłonie nad głową i biorąc gwałtowny zamach. Zanim Ttuce otrząsnęła się po poprzednim ataku, Goku uderzył w jej lędźwia i posłał ją pionowo w dół. Saiyanka z trzaskiem wbiła się w ziemię, na krótką chwilę znikając mu z oczu w deszczu skalnych odłamków i tabunie kurzu.
Mimo morderczego połączenia ciosów, Ttuce odbiła się od podłoża i wróciła do Goku z jeszcze większym impetem i determinacją. Z gardeł obu Saiyanów wyrwał się bojowy wrzask, gdy starli się po raz kolejny. Uderzyli się równocześnie, Ttuce celując pięścią w lewy policzek, Goku w prawy. Chwycił ją za wyciągniętą rękę i uniósł nad siebie z zamiarem odrzucenia. Ttuce przechytrzyła go jednak i wygięła się, stopami zapierając na czubku jego głowy.
- Hej! – Goku spojrzał na nią z wyrzutem, a Ttuce wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmiechu i zaczęła ciągnąć za jego nadgarstek, planując wyrwać mu rękę z barku.
Goku krzyknął boleśnie i z wolnej dłoni wystrzelił pocisk ki. Ttuce musiała go puścić i się teleportować, żeby uniknąć uderzenia. Goku wyczuł jej energię kiedy jeszcze ona sama była niewidoczna i przeniósł się w tym kierunku. Wypadli na siebie z powietrza, zderzając się ramionami.
- Zacząłeś się już bać? – wycedziła mu na ucho.
Schwyciła go w pasie i runęła z nim w dół, celując jego twarzą w ziemię. Goku złapał ją na oślep za ogon, ciągnąc do góry. Ttuce warknęła, nieruchomiejąc w powietrzu. Nie chciała się rozbić razem z nim. Goku wykorzystał moment gdy jej uścisk nieco zelżał i wyrwał się z pułapki. Złapał pewniej za ogon i wziął zamach. Z ust Ttuce wydostał się pisk, gdy młodszy Saiyanin zaczął raz za razem uderzać nią w podłoże, posługując się ogonem jak kijem od wędki.
- Zacząłem się dobrze bawić!
Ttuce sarknęła i uniosła ręce przed klatkę piersiową, posyłając w jego brzuch kolejną serię pocisków. Goku puścił jej ogon, gdy podmuch energii odepchnął go w tył. Utrzymał jednak równowagę i był gotów, kiedy Ttuce znowu na niego ruszyła. Leciała blisko przy ziemi, a warkot wydobywający się z jej gardła i żyłki pojawiające się w oczach były jedynym ostrzeżeniem, jakie dostał zanim ich ciała znowu się starły. Aura, która otaczała Ttuce w postaci Saiyanina drugiego poziomu parzyła i jeszcze podnosiła temperaturę powietrza. Goku zaciskał zęby czując, jak jego skóra cierpi przy każdym zetknięciu z pięściami Saiyanki. Miał wrażenie, że liżą go płomienie.
- Jest słabsza niż Goku – ocenił Piccolo, obserwując walkę ze zmrużonymi oczami. – Ale nadrabia zaciekłością.
Tak jak i pozostali wojownicy czekający na ziemi, momentami tracił walczących z oczu. Zwłaszcza gdy Ttuce próbowała powtórnie sprowadzić Goku nad miasto i tam wymierzyć mu sprawiedliwość w towarzystwie przypadkowych ofiar. Oboje byli poturbowani i zmęczeni. Ttuce krwawiła bardziej, ale o dziwo coraz większe wyczerpanie organizmu zdawało się dodawać Saiyance motywacji. Była niezmordowana, napadając na Goku jak wściekły pies. Dzięki mniejszemu ciału i zwinności udawało jej się wystosować więcej ciosów. Goku atakował rzadziej, ale jego uderzenia częściej trafiały do celu.
- Co za szkoda! – krzyknął, przeskakując nad kopniakiem.
- Czego szkoda?! – Walnęła go pięścią w brzuch. – Chyba tylko tego, że jeszcze żyjesz!
Goku sapnął i uciekł przed kolejną lawiną uderzeń.
- Szkoda, że jesteś morderczynią! Gdybym oprócz Vegety miał do dyspozycji na treningach także ciebie, to nie mógłbym być szczęśliwszy!
- Będziesz musiał obejść się smakiem! – Wykonała kolisty ruch rękami, a następnie wysunęła dłonie do przodu jak działo i odpaliła w kierunku Goku jaskrawą dawkę energii, która zostawiła po sobie koleinę w ziemi.
Vegeta stał kilka kroków przed Wojownikami Z i oglądał pojedynek z rosnącą niecierpliwością. Piccolo zauważył, że saiyański książę obnaża zęby, a z jego gardła zaczyna wydobywać się wściekły, gulgoczący warkot. We wnętrzu musiało mu się zbierać na erupcję wulkanu furii. Kamyczki leżące w pobliżu podskakiwały nerwowo w takt tego, jak z ciała Vegety uwalniała się energia. Jego pięści, mimo że wciąż zwisające przy bokach, zaciskały się coraz bardziej, a materiał rękawic aż trzeszczał. Nos Saiyanina był zmarszczony, tak jak i brwi, a z oczu sączyła się nienawiść.
- Co tam, Vegeta? Zirytowany, że twoja siostra też przegrywa z Goku? Waszej rodzinie chyba nie jest pisane go pokonać. Można jeszcze poprosić Tarble’a, żeby spróbował! – Krillan zaśmiał się beztrosko, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego w jakim stanie jest Vegeta.
Głowa księcia zaraz zwróciła się w jego stronę, ale cokolwiek szczeknął w odpowiedzi zostało zagłuszone, gdy Goku i Ttuce zderzyli się tuż przy nich. Uderzenie było tak potężne, że wzbiło tumany piachu, a huk mu towarzyszący poniósł się echem po kotlinie. Walczący Saiyanie byli jak siła natury, gotowa zniszczyć wszystko na swojej drodze. Znowu zwiększyli swoją prędkość tak, że stali się praktycznie niewidoczni dla ludzkiego oka. Nawet Krillan, Tien i Yamcha, mimo wieloletniego doświadczenia, mieli spory problem żeby za nimi nadążyć. Głowy Vegety, Piccolo i Gohana skakały w tą i z powrotem, a oczy ścigały przemieszczających się błyskawicznie wojowników. Przy każdym ich spotkaniu buchały płomienie i leciały iskry, zupełnie jakby ktoś detonował w powietrzu granaty. Wydawać by się mogło, że nawet jeśli słońce wreszcie zajdzie, to i tak dzięki aurom emanującym od Saiyanów wszystko będzie oświetlone.
- JESTEŚĆIE NUDNI!
Ttuce i Goku zamarli w powietrzu. Ona trzymała go za materiał koszuli, a jego pięść była centymetry od jej nosa. Oboje wpatrywali się z identycznym zdumieniem w miejsce, w którym wciąż stał Vegeta. Książę warknął ze zniecierpliwieniem i wreszcie zaczął się do nich zbliżać, a towarzysząca mu płonąca aura nie zwiastowała niczego dobrego.
- Przestańcie być nudni! Przyszedłem tu po to, żeby zobaczyć walkę Super Saiyaninów trzeciego poziomu, a nie sparring towarzyski! – Wzbił się w powietrze i podleciał do nich, w międzyczasie samemu się przemieniając. – Albo zaczniecie walczyć na poważnie, albo osobiście pozabijam was oboje!
Goku i Ttuce odskoczyli od siebie na bezpieczną odległość. Ramiona wojowniczki drżały z nadmiernego wysiłku, a rana na czole nie zdążyła się jeszcze zasklepić i ciągle wyciekała z niej świeża krew.
- Więc to dlatego szukałeś ze mną Smoczych Kul? Chciałeś mieć pewność, że nikt mi nie przeszkodzi i że Kakarotto w końcu będzie musiał ze mną walczyć?
Vegeta posłał jej drwiący uśmiech.
- No jak ty mnie dobrze znasz. – Napiął mięśnie ramion i z wrzaskiem przeszedł na drugi poziom Super Saiyanina. Jego energia prawie zmiotła Goku i Ttuce na ziemię. – Straciłem cierpliwość.
Ttuce parsknęła i spojrzała na Goku z ukosa.
- On ma rację, Kakarotto. Koniec żartów. Zbyt długo dawałam ci fory.
- Fory? – sapnął Saiyanin, trzymając się za brzuch, ale wciąż nie tracąc swojego firmowego uśmiechu. – Pocieszyłaś mnie. Już myślałem, że to wszystko na co cię stać!
Równocześnie przeszli poziom wyżej. Ich włosy wydłużyły się i ułożyły w identyczny sposób, a mięśnie bardziej się uwydatniły. Zanim jednak Goku czy Ttuce zdążyli zrobić z nich jakikolwiek użytek, Vegeta wkroczył do akcji. Świeży i wypoczęty, kopnął Ttuce w szczękę, a Goku walnął pięścią w nos. Poszkodowana dwójka z impetem wbiła się w zbocze góry, a Vegeta uśmiechnął się z rozmarzeniem.
- Utrudnię wam zadanie. – Płomień energii wokół niego jeszcze przybrał na sile, gdy zanurkował w dół, wprost po swoje ofiary.
- Kretyni – sapnął Piccolo, z niedowierzaniem obserwując to, co właśnie rozgrywało się na jego oczach. – Rasa kretynów.
- Nie podoba mi się to. – Gohan westchnął cierpiętniczo i potarł czoło dłonią. – Będą się tak bawić do jutra…
- Goku powinien był użyć potrójnego Kaio-ken i Ttuce już dawno leżałaby dziesięć metrów pod ziemią. – Piccolo zgrzytnął zębami. – Ale oczywiście tego nie zrobił, bo pojedynek skończyłby się zbyt szybko. Czasami odnoszę wrażenie, że twój ojciec ma większego pierdolca na punkcie walki niż Vegeta.
- Vegeta skopie im teraz tyłki – mruknął Krillan, oglądając jak książę robi z Goku worek treningowy, a potem z impetem pikuje i wbija się stopami w brzuch leżącej na ziemi Ttuce. – Są zbyt zmęczeni, żeby reagować. Trójka wysysa z nich za dużo energii w tym stanie.
- Możemy tylko obstawiać zakłady, które z nich pierwsze się odmieni. – Yamcha podrapał się po brodzie. Ttuce przeleciała nad ich głowami jak szmaciana lalka. – No cóż, nie sądziłem, że Saiyanin drugiego poziomu może robić takie rzeczy z trójką…
- W normalnych warunkach nie miałby szans. – Tien skrzyżował ręce na szerokim torsie. W tle rozległ się rozpaczliwy wrzask Goku. – Ale ta dwójka imbecyli zużyła zbyt dużo sił na podchody.
- Och, tato… – Gohan był zbyt zażenowany, żeby dalej oglądać walkę. – Co ja powiem mamie? Przecież to zwykła rzeźnia. Fajnie, że chociaż Vegeta dobrze się bawi. – Przerażający śmiech księcia poniósł się po kotlinie i wypłoszył te z ptaków, które jeszcze jakimś cudem ostały się pośród skał.
- Ktoś powinien polecieć do Karina po Senzu – zasugerował Krillan, jak na wiernego przyjaciela przystało, ale odpowiedziała mu absolutna cisza. – Wow, las rąk. Nie wyrywajcie się tak.
- Niech cierpią. Zasłużyli – warknął Piccolo.
Tymczasem Goku i Ttuce w jakiś sposób odzyskiwali kontrolę nad sytuacją, a Vegeta musiał zacząć się bardziej starać. Walka która do tej pory przedstawiała się jako pojedynek jednego przeciw dwójce, stopniowo przekształciła się w bitwę trzech równych oponentów.
- Mogłeś powiedzieć, że masz ochotę na trójkącik! – Ttuce wbiła pięść w szczękę brata.
- Lubię działać z zaskoczenia! – Odwdzięczył się jej kopniakiem w brzuch.
Goku pojawił się przy nich i schwycił ich za włosy, z pełną premedytacją zderzając rodzeństwo czołami. Gdy puścił, Vegeta i Ttuce na wpół omdlali runęli w dół. Po kilku sekundach otrząsnęli się jednak na tyle, by przeprowadzić kontratak. Odnaleźli się w powietrzu i przywierając do siebie plecami wycelowali dłonie w Goku. Z krzykiem wystrzelili w jego kierunku potężne wiązki energii, które w locie połączyły się w jedną. Ta dopadła go nim zdążył choćby mrugnąć i porwała wysoko w powietrze, wynosząc na – jak to wyglądało z dołu – orbitę okołoziemską. Nim wrzask Goku ucichł w oddali, Vegeta i Ttuce bili się już między sobą. Po poprzednim ataku Saiyanka wypadła z trzeciej transformacji, ale udało jej się utrzymać drugą.
Poziom rodzeństwa był wyrównany. Poruszali się niemal w identyczny sposób, a na dodatek myśleli podobnie, bo każde z nich zdawało się wiedzieć dokładnie, co takiego drugie ma w planach. Odbijali wszystkie uderzenia i krzesali iskry, gdy ich skóra się ścierała. Nagle znieruchomieli i wbili wzrok w niebo. Goku uśmiechnął się do nich z dużej wysokości. Był w swojej pierwotnej formie, a jego koszula w strzępach. Wyciągnięte do góry ręce dźwigały ogromną kulę energii, którą zaraz też posłał na swoich przeciwników.
Ki Goku wbiła ich w ziemię, a oślepiający blask zalał wszystko. Pozostali Wojownicy Z odwrócili wzrok, nie mogąc wytrzymać takiego natężenia światła. Kiedy straciło ono wreszcie na intensywności, Vegeta i Ttuce byli już na nogach, chociaż atak Goku również wytrącił ich z formy Super Saiyanina. Ubrania rodzeństwa więcej odkrywały niż zakrywały, a napierśniki były pogruchotane, ale żadne z nich się tym nie przejęło.
Wzbili się w powietrze i dołączyli do Goku. Nastąpiła kolejna seria wymiany ciosów pomiędzy trójką oponentów. Przemieszczali się w powietrzu jak małe tornado, tłukąc prawie na oślep. W pewnym momencie Goku i Vegeta równocześnie uderzyli Ttuce w brzuch, i posłali ją z powrotem na ziemię. Walka rozgorzała na nowo pomiędzy dwoma odwiecznymi rywalami, którzy uśmiechali się do siebie z taką samą pasją w oczach i tłukli z oddaniem, na które było stać wyłącznie prawdziwych przyjaciół z saiyańską krwią w żyłach. Ttuce znowu ich dogoniła i odpłaciła się pięknym za nadobne, masakrując serią pocisków ki.
Piccolo obserwował to przedstawienie z coraz większym niepokojem.
- Niedobrze. Wpadają w berserk.
- W co wpadają? – Yamcha spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Szał walki. Słyszałem, że nawet u zwykłych ludzi może on być tragiczny w skutkach, a co dopiero u dojrzałych Saiyanów. Jeśli stracą nad sobą kontrolę, to jeszcze zyskają na sile, ale też zabiją wszystko i wszystkich na swojej drodze. – Piccolo zmarszczył nos, przewidując konsekwencje takiego obrotu sprawy. – Goku nawet nas nie pozna zanim pourywa nam głowy.
- CO?! – Krillan złapał się za serce i zaczął trząść ze strachu. – Trzeba coś zrobić! Trzeba ich powstrzymać! Trzeba zadzwonić na policję!
- Krillan. Przecież ty jesteś policjantem – przypomniał mu łagodnie Yamcha.
- Powinienem interweniować. – Gohan zdjął okulary i odruchowo wytarł ich szkła o rękaw koszuli, zanim wreszcie oddał je wciąż histeryzującemu buddyście do potrzymania. – Chociaż w tej kondycji mogę nie mieć z nimi szans. Dawno nie trenowałem.
Piccolo zatrzymał go ruchem ręki.
- Nie. Poczekajmy, może jednak Goku się opamięta. Jeśli nie, to naprawdę niewiele zdziałasz. Co najwyżej jako pierwszy będziesz gryzł ziemię.
Powietrze pluło płomieniami podczas gdy rozwścieczeni wojownicy nadal na siebie nacierali. W końcu zderzyli się z taką siłą, że ta odrzuciła całą trójkę w różnych kierunkach. Ttuce i Goku zaryli w ziemię, a Vegeta odleciał jeszcze wyżej. Znieruchomieli na chwilę, dysząc ciężko i posyłając sobie rozdrażnione spojrzenia. Ich ciała dygotały z przeciążenia, ale żadne z nich nie miało zamiaru się poddać. I wtedy stało się to, czego Piccolo najbardziej się obawiał. Ręce Saiyanów zaczęły się ustawiać w znajomych pozycjach.
- Wiejcie! Ale już! Uciekajcie stąd i nie oglądajcie się za siebie! – Nameczanin wzbił się w powietrze jako pierwszy, a cała reszta posłusznie podążyła za nim.
- Kame… – Pomiędzy złożonymi dłońmi Goku pojawiło się groźne niebieskie światło. – Hame… HA! – Wyprostował ręce przed sobą, gdy nagromadzona energia była już wystarczająca.
Vegeta wycelował w swoich przeciwników jedną rękę i pozwolił, by cała jego moc skupiła się w dłoni.
- BIG BANG ATTACK! – wrzasnął, gdy wreszcie ją uwolnił.
Ttuce naprężyła mięśnie ramion i opuściła ręce wzdłuż ciała. W obu jej dłoniach pojawiły się czarne pociski ki, które połączyły się w jeden, gdy na powrót uniosła ręce na wysokość twarzy.
- SHADOW BLAST!
Trzy potężne wyładowania energetyczne zderzyły się ze sobą. Wybuch, który po tym nastąpił, był praktycznie bezgłośny. Uwolniona energia zalała kotlinę, a jej podmuch dosiągł nawet uciekających Wojowników Z. Porwał ich w swoje ramiona i podrzucił w powietrzu jak liście, nic sobie nie robiąc z oporu ciał.
Gdy Piccolo w końcu odzyskał kontrolę nad kierunkiem lotu, zatrzymał się i obejrzał przez ramię. Kotlina i góry przestały istnieć. Teraz miał przed sobą idealną równinę, która sąsiadowała z nieco nadszarpniętym wybuchem miastem. Nameczanin zaklął i ruszył z powrotem na miejsce walki, czując pozostałych wojowników „drepczących” mu po piętach. Zaczynał się czuć jak cholerny przewodnik wycieczki.
Ttuce otworzyła oczy. Leżała wgnieciona w ziemię, przykryta gruzem. Stęknęła i próbowała ocenić stan swoich obrażeń. Myślenie bolało. Wszystko ją bolało. Bolały ją nawet te części ciała, których nie posiadała. Z trudem uniosła się do siadu i odkryła, że ma nadpaloną sierść na ogonie. Spojrzała na swoich przeciwników i z niemałą satysfakcją stwierdziła, że ci byli w równie opłakanym stanie. Nie mogli się podnieść, jedynie tkwili w wyżłobionych przez swoje ciała wgłębieniach i wydawali pełne dezaprobaty dźwięki.
- Ha. Powinnam was obu dobić! – Próbowała stanąć na nogi, ale zamiast tego upadła z powrotem na tyłek. Krzyknęła z bólu i złapała się za żebra. – Ale chyba jednak odłożę to na później…
Vegeta wymamrotał litanię do swoich organów wewnętrznych.
- Jestem głodny – jęknął Goku.
Piccolo stanął nad nimi z rękami skrzyżowanymi na torsie i miną nauczyciela, który przyłapał swoich uczniów na paleniu trawki.
- To ja powinienem was teraz dobić. Nieodpowiedzialne imbecyle!
- Spierdalaj – sarknął Vegeta, w końcu dźwigając się na nogi. Pozostali Saiyanie poszli w jego ślady, ale ich miny mówiły same za siebie, że to nie jest dobra decyzja i że rozsądniej byłoby pozostać na ziemi do czasu przyjazdu karetki.
- Kakarotto! – Ttuce się zatoczyła. – Twój czas nadszedł! Ostateczne starcie! – Uniosła ręce jak bokser i stanęła przed nim, chwiejąc się jak pijana. – Teraz już nic ci nie pomoże!
Goku położył jej dłoń na głowie, a Ttuce wytrzeszczyła oczy. Myśli Saiyanki zaczęły pędzić jak oszalałe, niespodziewanie wyświetlając najstarsze i najgłębiej ukryte wspomnienia. Nawet te obrazy, o których dawno zapomniała i te, którym pozwoliła się pokryć dywanem bezużytecznych informacji. Miała wrażenie, że ogląda film ze swojego życia. Zupełnie jakby…
- TY! – Odtrąciła go i odsunęła się. W jej oczach na powrót płonęła żądza krwi. – CZYTASZ MI W MYŚLACH, PALANCIE?!
Goku uśmiechnął się smutno i opuścił rękę.
- Nie chcę z tobą walczyć.
- SŁUCHAM?! – Płomień energii eksplodował wokół ciała Saiyanki.
- Nie będę z tobą walczyć – oświadczył stanowczym tonem, a Ttuce wrzasnęła przeraźliwie, odchylając głowę w tył, jak wyjący do pełni księżyca wilk.
- Kurwa, musiałeś ją rozjuszyć! – Vegeta się potknął i nie upadł tylko dlatego, że uprzednio zdążył się złapać pelerynki Piccolo. Ten syknął na niego ostrzegawczo, ale został zignorowany. – Skąd ona w ogóle bierze na to siły?!
Ttuce się gotowała. Nawet jeśli jej ciało było skatowane, a energia na całkowitym wyczerpaniu, to potrafiła jeszcze sięgnąć do tych rezerw, które miała zgromadzone w pogotowiu na czarną godzinę – by nawet w obliczu śmierci móc chronić urażoną dumę.
- Będziesz ze mną walczyć, Kakarotto. Po prostu muszę cię trochę zmotywować!
To mówiąc przekrzywiła głowę na bok, posyłając mu szeroki, ociekający szaleństwem uśmiech. Jej oczy wypełniły się obojętnością na ból i cierpienie, zwłaszcza cudze. Była dzika i gotowa postawić wszystko na jedną szalę, by zmusić przeciwnika do reakcji. Goku już raz widział identyczny pokaz emocji. Nie zdziwił się więc w ogóle, gdy stanowczym ruchem uniosła rękę i wycelowała ją w czających się za plecami Piccolo Wojowników Z. Jej uśmiech jeszcze się powiększył, a z wnętrza dłoni wyłoniła krwiożercza kula energii, gotowa do wystrzału.
Goku miał wrażenie, że ponownie stoi oko w oko z Majin Vegetą.



9 komentarzy:

  1. Więc informuję, że w poprzedniej notce jest komentarz. Pędzisz jak torpeda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co, ona pędzi jak torpeda, to tak jak Ja w sumie, kiedy mam wolny czas :). Ale ciekawe ciekawe, mogło by być lepiej. Teraz dajesz na jedną szalę, ponieważ wszyscy na nakurwiają, nie przesadzajmy z tym :D. Ogólnie prawdziwa walka, zacznie się wtedy kiedy Krilin zginie, THAT"S RACIST
      Pozdrawiam
      Kenzuran Blade River

      Usuń
    2. Te, te! Bo nie polecisz w czasie ;) Dlaczego wszyscy uśmiercają Kuririna :D (Ja prawie xD)

      Usuń
    3. A ja nie jestem wszyscy i obiecuję Krillanowi krzywdy nie zrobić. :P (Natomiast Ttuce niczego nie obiecuje)

      Usuń
  2. A mi się podoba i to bardzo. Świetne opisy walki!
    Czekam na dalszy rozwój wydarzeń :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Noce.
    Przeczytałam i w końcu przyszedł czas na komentarz. Jeśli chodzi o opisy wali jestem wniebowzięta, nawet ja tak nie potrafię xD Cud, cud, ale więcej nie powiem bo wpadniesz w samozachwyt :P Ogólnie miło mi się czytało ich starcie, a postawa Vegety była obłędna! Dokładnie tak samo bym postąpiła gdyby było to moje opowiadanie ;) Nie wiem co mam napisać. Znaczy wiem, ale nie umiem ubrać tego w ładne słowa ;P
    W każdym bądź razie opisy są na wysokim poziomie, pomysł równie dobry i oczywiście zakończenie, które musi koniecznie przyciągać do następnej części :D Uwielbiam to robić he he.
    Ps. Jednak wciąż nie wiem jakie życzenie spełnił Boski Smok. I nie mogę się doczekać!
    Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  4. wow, jaki opis walki... no nieźle, żeby utrzymywać bijatykę na tak ciekawym poziomie przez taki kawał tekstu! nie jestem fanem walki i w anime te sceny ciut mi się dłużyły, ale tutaj to wypadło świetnie, szacun.
    Ttuce jest jeszcze zajadlejsza, niż przypuszczałam... a Piccolo - obrońca ze stoickim spokojem próbuje ich przywrócić do zmysłów <3
    wieczorem czytam dalej ^ ^

    OdpowiedzUsuń